Marcin Popkiewicz, „Rewolucja Energetyczna. Ale po co?”, Wydawnictwo Sonia Draga.
O czym jest ta książka? Gdybym miał odpowiedzieć w jednym tylko zdaniu, to, bagatela, raptem o paru najistotniejszych problemach i wyzwaniach stojących obecnie przed ludzkością.
Czyli o czym? Przede wszystkim o zmianie ziemskiego klimatu. O jej prawdziwych przyczynach – a zwłaszcza o tej najważniejszej, podstawowej przyczynie, jaką jest emitowanie przez człowieka gazów cieplarnianych do atmosfery. I o jej konsekwencjach, także tych niezbyt oczywistych.
Niejedna osoba na takie stwierdzenie wzruszy ramionami: i to mają być te najważniejsze problemy? Klimat? Przecież zawsze się zmieniał! A gdzie głód, wojny, terroryzm, kryzysy migracyjne czy recesje gospodarcze? Czy choćby zanieczyszczenie powietrza?
Owszem, owszem, i te tematy mniej lub bardziej bezpośrednio są obecne w książce Popkiewicza. Wśród konsekwencji globalnego ocieplenia mamy przecież i podnoszeniu się poziomu oceanu, i susze, i pustynnienie znacznych obszarów naszej planety, i ekstremalne zjawiska pogodowe, na przykład huragany, gwałtowne ulewy, powodzie. A w konsekwencji głód, chaos i wojny. A także masowe migracje, przy których obecne problemy z uchodźcami będziemy wspominać z nostalgią, jako niewinne preludium do wielkiej wędrówki ludów.
(Dygresja: Kilka lat temu mój Kolega, historyk i arabista, na lekcji WOS-u jako przykład absurdu podawał licealistom fakt, że Al Gore otrzymał pokojową nagrodę Nobla za walkę ze zmianą klimatu. „Co, do cholery, ma wspólnego klimat z pokojem?” pytał. W tym czasie trwała już w Syrii wyjątkowa susza, która niedługo później przyczyniła się do wybuchu trwającej w tym kraju do dziś krwawej wojny domowej.)
„Rewolucji Energetyczna” mówi też o wyczerpywaniu (nie „się”, a przez nas) surowców, takich jak paliwa kopalne, w tym o nadchodzącym końcu polskiego węgla, czy też szerzej, wyczerpywaniu zasobów: czystej wody, ziemi uprawnej, przestrzeni do życia. I o tym że nie możemy żyć jak do tej pory, bo po prostu czeka nas zagłada, a przynajmniej bardzo bolesny upadek cywilizacji, jaką znamy.
Ale książka Popkiewicza mówi i o tym, co możemy zrobić, by zmniejszyć rozmiary katastrofy, bo całkowicie jej uniknąć już się raczej nie uda. O tym, jak powinniśmy zmienić m. in. naszą energetykę, ogrzewanie naszych domów czy transport. I jak te – wydawałoby się czysto technologiczne zmiany – mogą przekształcić nasze społeczeństwo. To właśnie jest tytułowa rewolucja energetyczna.
Znajdziemy tu boleśnie celną krytykę obecnego modelu ekonomicznego, opartego z jednej strony na iluzji wiecznego wzrostu i niewyczerpanych zasobów, z drugiej zaś na pomijaniu tzw. kosztów zewnętrznych. Co objawia się np. tym, że cena tony węgla nie uwzględnia prawdziwych kosztów zdrowotnych czy środowiskowych wiążących się ze spalaniem tego paliwa. Nie jest bynajmniej przypadkiem, że wśród czołowych polskich ekonomistów nie brakuje denialistów klimatycznych.
Autor nie jest jednak ekonomistą, a – co jest tu bardzo istotne – fizykiem, współprowadzącym znakomitą stronę Nauka o Klimacie. „Rewolucja Energetyczna” jest zaś kontynuacją „Świata na Rozdrożu”, innej książki Marcina Popkiewicza (którą zresztą również gorącą polecam!), niejako jej drugą częścią i uzupełnieniem.
Obie książki są szczególnie ważne i potrzebne w naszym kraju, gdzie zmianie klimatu bądź się zaprzecza, bądź też neguje się fakt, że to przede wszystkim my, ludzie powodujemy ją swoją działalnością. Postawa taka cechuje nie tylko wspomnianych wcześniej ekonomistów, lecz niestety także wielu polskich publicystów, polityków, a nawet pracowników nauki, zaś szerzej: znaczną część polskiego społeczeństwa. Negacjonizm klimatyczny jest zresztą zarówno częścią składową, jak i konsekwencją szerszych zjawisk obecnych w polskim społeczeństwie: antyintelektualnej postawy dużej części naszych rodaków, a także bardzo słabego średniego poziomu wiedzy z dziedziny nauk przyrodniczych i ścisłych i związanej z tym popularności teorii spiskowych i pseudonauki.
Tym ważniejsze jest więc, że „Rewolucję Energetyczną” pisał fizyk. Z każdej niemal strony tej książki przebija „szacunek dla liczb”, czyli nawyk myślenia w kategoriach ilościowych, jak również racjonalna, rzeczowa, ale bynajmniej nie sucha czy pozbawiona emocji argumentacja. Dodajmy do bardzo tego dużą liczbę cytowanych źródeł. Na przykład krytyka energetyki jądrowej w wykonaniu Popkiewicza, który z wykształcenia jest fizykiem jądrowym, jest oparta przede wszystkim na argumentach ekonomicznych i rozsądnych argumentach odwołujących się do kwestii bezpieczeństwach, a nie na uprzedzeniach i ideologii, jak to ma często miejsce wśród ekologów lub „zielonych” polityków.
Szczególnie interesujące z naszego punktu widzenia mogą być dwa rozdziały książki.
W rozdziale siódmym Popkiewicz rozprawia się z mitami na temat polskiego węgla, a w szczególności z przekonaniem, że węgiel jest wciąż najtańszym nośnikiem energii. Ta analiza, jasno pokazująca prawdziwe koszty i liczne patologie związane z wydobyciem zarówno węgla kamiennego, jak i brunatnego, choć liczy już kilka lat, wciąż niestety pozostaje aktualna. Znajdziemy tu też coś o naszym dobrym znajomym – smogu.
Rozdział piętnasty poświęcony jest z kolei między innymi tematyce efektywności energetycznej. Autor na konkretnym przykładzie pokazuje, że już obecnie budynek pasywny czy nawet autonomiczny, choć nieznacznie droższy w budowie, jest jednak dużo tańszy w utrzymaniu i zdrowszy do mieszkania niż budynek zrealizowany z użyciem technologii tradycyjnych. Korzyści są tak duże, że wybór powinien być oczywisty. To, jak mawia sam Popkiewicz, tzw. „no brainer”.
W tym samym rozdziale znajdziemy także m. in. porównanie zużycia energii na jednego pasażera dla różnych środków transportu, jak też bardzo interesującą wizję transportu przyszłości.
Wszystko to sprawia, że „Rewolucja” jest to w mojej opinii znacznie bardziej godna polecenia polskiemu czytelnikowi niż książka Naomi Klein „To zmienia wszystko”.
Jak każde dzieło ludzkich rąk i intelektu, książka Popkiewicza nie jest jednak oczywiście pozbawiona pewnych mankamentów i niedoskonałości. W szczególności, nie wszystkie prezentowane w niej rozwiązania są w praktyce tak proste do wdrożenia, przynajmniej na razie, jakby chciał to widzieć Popkiewicz.
Na przykład metrobus w Warszawie byłby być może dobrym rozwiązaniem, gdybyśmy budowali miejski transport „od zera”, nie zaś w sytuacji, gdy istnieje już dość spójny system transportu oparty o autobusy, tramwaje, metro i kolej naziemną. Także transformacja do systemu energetycznego opartego na źródłach odnawialnych czy poprawa efektywności energetycznej gospodarstw domowych może w praktyce być dużo bardziej bolesna i wyboista, niż wizja przedstawiona w „Rewolucji”. Być może też będziemy musieli „przeprosić się” z energetyką jądrową, wybierając ją jako mniejsze zło i konieczne uzupełnienie systemu energetycznego opartego na źródłach odnawialnych. Być może.
Tak naprawdę, nie są to jednak zbyt poważne zarzuty. Po pierwsze, technologie rozwijają się szybko, i to co w chwili pisania książki (ok. trzy lata temu) było ekonomicznie nieopłacalne, technicznie trudne lub wręcz całkowicie nierealne, za parę lat nie musi wcale takim być. Po drugie, zadaniem „Rewolucji” jest nie tyle podanie szczegółowych, konkretnych recept, a raczej pewnej spójnej wizji, służącej przełamaniu postawy „nie da się”. Czyli pokazanie, że możliwe są zupełnie nowe rozwiązania, do tej pory zazwyczaj ignorowane przez opinię publiczną lub decydentów, argumentujących że „zawsze tak robiliśmy, i jakoś było, więc czemu cokolwiek zmieniać?”
Co bardzo ważne, Autor wyraźnie wskazuje że sama zmiana technologiczna nie wystarczy. Konieczna jest także zmiana naszych postaw, stylu życia. Popkiewicz daje tu zresztą bardzo ładny osobisty przykład, między innymi deklarując, że samolotem nie lata (przynajmniej bez bardzo istotnej potrzeby). W szczególności, nie lata na wakacje. Wiadomo bowiem, że z transportem lotniczym wiążą się bardzo duże emisje CO2, czyli tzw. ślad węglowy. Oczywiście, im dalej latamy, tym emisje większe, więc tym gorzej dla klimatu. Postawa Popkiewicza jest szczególnie cenna w sytuacji, gdy nawet wśród osób deklarujących troskę o środowisko jest wiele takich, które bez specjalnej refleksji czy dylematów moralnych co jakiś czas lubi polecieć sobie na dwu-trzytygodniowy urlop gdzieś na drugi koniec świata.
Jak napisano w innej recenzji „Rewolucji Energetycznej”, lektura tej książki daje poczcie przynależności do klubu (póki co, niestety dość elitarnego) osób które widzą jasno, jak wygląda kondycja naszej planety i naszej cywilizacji. Książka Popkiewicza pozwala jeszcze wyraźniej dostrzec, że nasze społeczeństwo z całym jego płytkim materializmem, bezmyślnością, chciwością i nieodpowiedzialnością, podsycanymi przez ogłupiające a wszechobecne media i reklamę, przypomina nieco dziecko na tonącym okręcie, które cieszy się z tego, że dostało cukierka. A także grupę ludzi toczących w pędzącym ku przepaści samochodzie zawziętą walkę o kierownicę, pedał gazu i hamulec.
Nie jest to więc lektura łatwa. U osoby wrażliwej naturalną reakcją na zawarte w „Rewolucji” informacje może być przygnębienie, poczucie bezsilności, a nawet rozpacz. Ale także trudny optymizm i niełatwa nadzieja. Nadzieja na to, że zdążymy zmienić sposób w jaki wytwarzamy energię, żywność, i inne niezbędne do naszego funkcjonowania zasoby, a w końcu nas samych. I wiara, że Ziemia wciąż ma szansę przypominać bardziej ogród niż piekło.
Lektura „Rewolucji Energetycznej” pozwala też zobaczyć bieżące, lokalne problemy i troski w dużo szerszej, bo globalnej perspektywie, i w skali czasowej procesów mierzonych nie kadencjami wyborczymi, a przynajmniej dekadami. Dla wielu z nas może to być zresztą wyzwalające doświadczenie.
Nie tylko ze względu na jakże istotny temat, ale też na sposób jego przedstawienia, uważam „Rewolucję Energetyczną” (tak jak i „Świat na Rozdrożu”) z jedną z najważniejszych książek, jakie kiedykolwiek w Polsce napisano. Lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce się uważać za osobę zorientowaną w kluczowych problemach współczesnego świata.
Fot. Dave Lents/Flickr.