Eksperci od wielu lat zwracają uwagę, że rośnie dystans cywilizacyjny między dużymi miastami, a tzw. prowincją (małe miasta i wsie). Niestety, fundusze UE nie uruchomiły na odpowiednią skalę pozytywnych zmian. Młodzież ucieka do dużych ośrodków. Ci, którzy mieszkają na prowincji, są pasywni, coraz bardziej roszczeniowi i dlatego głosują na populistów. Szacuję, że przy obecnym stanie rzeczy, ok. 30 proc. potencjału kraju nie jest wykorzystywany. Przytoczmy najpierw dane, które budzą zdumienie.
Rolnictwo i obszary wiejskie otrzymują rocznie ponad 50 mld zł wsparcia, przy czym do 45 proc. pochodzi z budżetu UE, a reszta z krajowych dochodów publicznych. Ponadto rolnicy płacą niższe podatki, czy też składki z zakresu ubezpieczeń społecznych i ochrony zdrowia. W ciągu ponad 18 lat naszego członkostwa w UE na rolnictwo i rozwój obszarów wiejskich zostało przekazane ponad 600 mld zł dotacji unijnych i naszych podatków. Rozwój rolnictwa i obszarów wiejskich wspiera 19 instytucji, które często nie konsultują działań między sobą, a łączne koszty ich funkcjonowania wynoszą rocznie ponad 4 mld zł. 30 proc. areału rolnego będącego w dyspozycji głównie dużych przedsiębiorstw rolnych, produkuje ponad 80 proc. żywności. Zatem konsumujemy przede wszystkim żywność przemysłową, która często jest źródłem różnych chorób i nie służy ani środowisku, ani klimatowi.
Artykuł pochodzi z autorskiego Zielonego Bloga prof. Tadeusza Pomianka: Możemy jednocześnie dbać o klimat, o siebie oraz o przyszłe pokolenia zamieszczonego na portalu Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Co 2 tygodnie publikowane są na nim nowe artykuły prof. Pomianka oraz zaproszonych przez niego do współpracy ekspertów.
Prof. Pomianek: w Polsce marnujemy 5 mln ton żywności rocznie
Chełpimy się, że nasz eksport żywności szybko rośnie i już sporo przekroczył 40 mld euro. Niestety, jego dochodowość jest niska m.in. dlatego, że polska żywność ma coraz gorszą opinię. Właśnie ma miejsce kolejna afera dotycząca jakości naszej żywności, tym razem w Wielkiej Brytanii i dotyczy stosowania antybiotyków w hodowli kurcząt w polskich fermach, które mnożą superbakterie oporne na wszelkie antybiotyki.
Polacy konsumują przy tym trzy razy więcej mięsa i przetworów (73 kg/osobę/rok) niż zaleca WHO, mają też wiele innych złych nawyków żywieniowych. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) na świecie marnuje się 1/3 wyprodukowanej żywności.
W Polsce marnujemy rocznie ponad 5 mln ton żywności. Niech dopełnieniem opisu sytuacji będą jeszcze dwa istotne fakty:
– o ile duże miasta walczą z opalaniem węglem, to na prowincji powinno się zaprzestać opalania gumą, plastikiem, itp.
– co roku z małych miejscowości emigrują młodzi ludzie o większym potencjale intelektualnym i przedsiębiorczym, powiększając deficyt kadr.
Co doprowadziło do takiego ponurego stanu rzeczy i co można z tym zrobić?
Zauważmy, że po upadku komunizmu „prowincja” nie otrzymała żadnej propozycji rozwojowej. Upraszczając, o ile duże miasta dostały „wędkę”, to reszta kraju – „rybę”. Podobno dla bezpieczeństwa żywnościowego, w połowie lat 90., wpuściliśmy do kraju firmy specjalizujące się w przemysłowej produkcji żywności. Nie przygotowaliśmy się do tej swoistej inwazji, nie skorzystaliśmy z ostrzeżeń Roberta F. Kennedy Jr., który w tej sprawie specjalnie przyleciał do Polski.
W ślad za nimi mnożyły się fermy drobiu, trzody chlewnej i bydła oraz monokulturowe uprawy dostarczające pasze dla zwierząt. Średnie gospodarstwa (tym bardziej mniejsze) nie mogły sprostać tej konkurencji. Dlatego dzisiaj tylko ok. 400 tys. (na 1,3 mln) gospodarstw produkuje coś na rynek, a ok. 800 tys. otrzymuje dopłaty bezpośrednie (7 mld zł na rok) mimo, że nie uprawia roli, a np. oddało ziemię w bezumowną dzierżawę. W rezultacie, wieś jest dzisiaj miejscem dystrybucji danin socjalnych z EU i budżetu państwa, a niekiedy jeszcze produkuje żywność. Społeczeństwo zaś je głównie żywność przemysłową.
Co gorsze, jeśli nie stworzymy dobrej oferty rozwojowej dla wsi i małych miast, to duże miasta będą musiały łożyć coraz większe kwoty na transfery socjalne i w rezultacie utracą konkurencyjność. To doprowadzi je tam, gdzie dzisiaj jest „prowincja”.
Przemysłowe wytwarzanie żywności bolączką XXI w.
Jak z powyższych danych wynika, dotacje do rolnictwa w sporej części zamieniły się w transfery socjalne, czyli w przysłowiową „rybę”. Co więcej, obecna władza uruchomiła kolejne potężne transfery socjalne (500+ itd.), czyli dołożyła kolejną „rybę”. Tymczasem ryba uzależnia, człowiek staje się pasywny, nie ma pomysłu na własne życie tylko czeka na kolejne daniny. Ten destrukcyjny proces trwa wiele lat i coraz trudniej będzie znaleźć skuteczne rozwiązanie. Niemniej jednak uważam, że jest ono realne. Polska może się stać głównym producentem zdrowej żywności w UE i jest to jedna z niewielu szans rozwojowych, szczególnie dla wschodniej Polski.
Ucieczką do przodu przed kumulującymi się problemami wokół rolnictwa i wsi jest transformacja systemu produkcji żywności. Konieczne jest stopniowe odchodzenie od systemu przemysłowego na rzecz uprawy rolnej i chowu w harmonii z przyrodą. Wówczas rentowność odzyskają średnie gospodarstwa rolne i pojawi się silny impuls rozwojowy dla wsi i małych miast. Zyska na tym jakość żywności i nasze zdrowie.
Bazary w każdej gminie
Do takiej transformacji trzeba się przygotować. Ponad 3 lata temu wspólnie z prof. W. Misiągiem uzgodniłem plan koniecznych działań: badawczych i analitycznych. W tym okresie zespół Pana Profesora przygotował 2 monografie: w pierwszej opisuje, jak działa (czy raczej jak nie działa) obecny system organizacji i finansowania rolnictwa i wsi, a w drugiej, jak należy go zmienić. O tym konkretnie będzie pisał prof. W. Misiąg w kolejnej odsłonie. Dopiero wówczas będzie można skutecznie transformować system produkcji żywności w Polsce.
Dodam jeszcze, że bez zbędnej zwłoki, na początek należy:
– stworzyć sieć bazarów w każdej gminie. To szybki sposób skrócenia drogi między producentem a konsumentem, z korzyścią dla obu stron. Jest to jeden ze sposobów ograniczenia konsumpcji żywności przetworzonej. To m.in. dlatego 60 proc. Polaków ma nadwagę (średnia w świecie 25 proc.), a nasze dzieci są najbardziej otyłe w UE,
– nauczyć się np. od Czechów, Estończyków i Austriaków, jak wspierać rozwój produkcji żywności ekologicznej. U nas na powierzchni 3 proc. upraw rolnych produkuje się taką żywność, a u nich odpowiednio: 14 proc., 20 proc. i 25 proc.,
– rzetelnie egzekwować przepisy sanitarne, środowiskowe, itp. od przemysłowych producentów żywności.
Poza tym, należy je rozszerzyć mając na względzie bezpieczeństwo nasze i środowiska.
SmogLab – czytaj także: „To jest hipokryzja”. Rolnicy nie ustępują, a decydenci popełniają błędy
–
*dr hab. inż. Tadeusz Pomianek, prof. Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, Prezydent Uczelni. Skupia się na wypracowaniu rozwiązań ważnych dla bezpiecznego jutra współczesnego człowieka.
Zdjęcie tytułowe: Piotr Suchowierski/Shutterstock