Oliwer Palarz z Rybnickiego Alarmu Smogowego domaga się 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia od Skarbu Państwa, ale, jak sam podkreśla, nie o pieniądze tu chodzi. Chce, żeby rząd, a także władze lokalne zaczęły zwracać większą uwagę na problem zanieczyszczeń. Mówi: Jeśli wygramy, nie będzie to zwycięstwo dla mnie, czy Alarmu, ale każdego obywatela, Ślązaka i wszystkich, którzy przyjeżdżają na Śląsk.
Jak bardzo zdenerwowany musi być człowiek, żeby pozwać Polskę?
Trzeba być skrajnie i naprawdę bardzo sfrustrowanym i zdenerwowanym, i trzeba stanąć w totalnie beznadziejnej sytuacji. Pozwanie Polski czy Skarbu Państwa za smog to poważna sprawa, ale nie miałem innej możliwości. Przy całkowitej bezczynności państwa w sprawie ochrony powietrza, szary obywatel musi czasami wziąć sprawy w swoje ręce. Ja to zrobiłem.
Zaczęło się dwa lata temu.
Dokładnie w październiku 2015 roku. Ale do tego pozwu przygotowywaliśmy się od kilku lat. Jestem jednym z założycieli Rybnickiego Alarmu Smogowego, działaliśmy we trzech i chcieliśmy coś zrobić. Widzieliśmy, że nikt nie zwraca uwagi na problem smogu, nie interesuje się, a ta bezczynność ze strony władz lokalnych i krajowych prowadzi do pogorszenia sytuacji. Poza tym obserwowaliśmy własne zachowania i reakcje naszej rodziny w cały czas wydłużającym się okresie grzewczym. Kaszlenie, osłabienie. Tego nawet nie trzeba tłumaczyć, bo momentami w Rybniku powietrze można kroić nożem. I nie przesadzam, potwierdzają to dane ze stacji monitoringu powietrza. To wszystko sprowadziło nas do myśli, że trzeba wytoczyć proces.
Ale Pana pozew nie jest pierwszym.
Tak, pierwszą sprawę wytoczył Zdzisław Kuczma, zresztą mój kolega z Rybnickiego Alarmu.
Wtedy się nie udało. Nie boi się Pan, że i teraz tak będzie?
To było pierwsze podejście do takiej próby rozwiązania problemu. Ten pozew nie był dobrze skonstruowany. Mój został dopracowany przy współudziale prawników z Kancelarii Radców Prawnych Sanecki Kowalik Filipcova z Krakowa, więc mamy nadzieję, że tym razem skończy się to sukcesem. I nie będzie to zwycięstwo dla mnie, czy Alarmu, ale każdego obywatela, Ślązaka i wszystkich, którzy przyjeżdżają na Śląsk. Zresztą, 97 procent polskich obywateli żyje w środowisku, które nie spełnia norm. Ta sprawa jest sprawą nas wszystkich.
Co się działo przez te dwa lata? Ministerstwo Środowiska w jakiś sposób zareagowało?
Na rozprawy, a były trzy w Rybniku, przychodziła jedynie pani adwokat, która reprezentowała ministerstwo. Była także jedna osoba przesłuchiwana w Warszawie, ale nie było mnie tam. Wiem tylko, że nam nie zaszkodziła. W Rybniku zeznawali świadkowie – Zdzisław Kuczma, Henryk Hyła – obaj z Rybnickiego Alarmu Smogowego, a także mój ojciec. Wszyscy potwierdzili, że to, z czym spotykamy się na co dzień w sezonie grzewczym, to ograniczenie naszej swobody.
„Czuję się, jakbym żył w areszcie domowym” – powiedział Pan w jednym z wywiadów.
Dokładnie o to mi chodzi! Tak się czuję, jakbym był więźniem własnego domu, bo nie powinienem wychodzić na zewnątrz. Nie powinienem biegać, jeździć na rowerze, chodzić z dziećmi na spacery. Mówimy w Alarmie, że żyjemy w komorze gazowo-pyłowej. Może to dziwnie brzmi, ale jak inaczej nazwać tak wysokie stężenia pyłów i benzopirenu?
Na co przeznaczy Pan 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia?
Zadeklarowałem, że na szczytny cel i tak zrobię. Nie wiem jeszcze dokładnie, gdzie mogłyby trafić pieniądze, nie chcę dzielić skóry na niedźwiedziu. Najważniejsze jest, żeby udało się wygrać. To dobro nas wszystkich, przecież nie tylko ja oddycham trującym powietrzem.
Myśli Pan, że po wygranej, inni zaczną pozywać państwo?
Ja tak nie myślę, ja to wiem. Kiedy złożyłem pozew i zrobiło się o nim głośno w mediach, do prawników, z którymi współpracuję, dzwonili ludzie, pytając, jak można zacząć taką sprawę. Chcieli zrobić to, co ja. To się dopiero zaczyna, jestem o tym przekonany,
Nie jest Pan już tą walką zmęczony?
Jestem! Widzi Pani, jak wygląda moje życie. Rozmawiamy po 18, ja dopiero wróciłem z pracy, o 19 jestem umówiony z prawnikiem na wideokonferencję przed rozprawą (rozmowę przeprowadziliśmy 12.10, dzień przed czwartą rozprawą – przyp.red.). To akurat wyjątkowy wieczór, bo jutro idę do sądu. Ale poza takimi sytuacjami, to spotykamy się z innymi członkami stowarzyszenia, planujemy akcje. Poświęcam dużo wolnego czasu, którego i tak nie mam wiele, walce o poprawę jakości powietrza.
Ucieknie Pan?
Ostatnio rzucamy sobie z żoną hasła, że może wyjedziemy nad morze. Parę razy byłem tam nie na wakacjach, poza sezonem. To diametralna różnica. Trochę nad tym myślimy, ale mamy dwójkę dzieci, które chodzą tu do szkoły, mają kolegów. Wyjazd byłby bardzo trudny. Ale jestem przekonany, że gdybym nie był związany rodzinnie z Rybnikiem, już by mnie tu nie było.
13.10 odbyła się czwarta rozprawa. Wyroku nadal nie ma, a obecnie sprawę rozpatruje Sąd Rejonowy w Rybniku. Na razie nie znamy terminu kolejnej rozprawy.
Zdjęcie: włodi/Flickr. LIcencja CC.
Udostępnij
Rybniczanin pozwał Polskę za smog. "Ta sprawa jest sprawą nas wszystkich"
16.11.2017
Katarzyna Kojzar
Pisze o klimacie, środowisku, a czasami – dla odmiany – o kulturze. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. Jej teksty ukazują się też m.in. w OKO.press i Wirtualnej Polsce.
Udostępnij