20 procent Polaków uważa, że palenie w piecu śmieciami jest proekologiczne – bo dzięki temu mniej odpadów trafia na wysypiska. 18 procent myśli, że takie zachowanie to oznaka przedsiębiorczości. Tak wynika z badań przeprowadzonych w ramach kampanii „Nie rób dymu”.
„Sprzedam stare meble, idealne do spalenia w piecu” – czytamy w ogłoszeniu na jednym z portali internetowych. – A prawda jest taka, że paląc w piecu śmieciami, zatruwamy siebie i swoje otoczenie – mówi doktor Piotr Hydzik, kierownik oddziału toksykologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Piotr Hydzik: W wielu polskich gospodarstwach domowych nadal dominują piece węglowe opalane węglem lub drzewem niskiej jakości. Są to piece często o złym stanie technicznym, w których proces spalania odbywa się przy niskiej temperaturze 200-500 st. C będące ogromnym źródłem zanieczyszczeń powietrza, które nazywamy niską emisją. Niską emisją – dlatego, że wszystkie powstające podczas spalania dymy opadają w bliskim sąsiedztwie. Nie mają możliwości przedostania się w wyższe warstwy powietrza, w których mogły by ulec większemu rozproszeniu i bardziej odległemu od źródła przemieszczeniu. Sprowadza się to ostatecznie do powstania smogu, w którym niestety musimy żyć. Sąsiad sąsiada podtruwa, paląc w piecu wszystko, co wpadnie pod ręce.
Co na przykład?
Kiedy podpytuję pacjentów, okazuje się, że są to przede wszystkim odpady komunalne, opakowania żywnościowe, plastikowe butelki, które zawierają praktycznie całą tablicę Mendelejewa. To zresztą nie wszystko. Palą nawet oponami samochodowymi. Niektórym się opłaca kupować ciuchy w ciucholandzie na kilogramy i te wrzucać do pieca. Jeśli ubrania są z bawełny, to problem jest mniejszy. Gorzej jeżeli to jakieś syntetyczne materiały – wtedy to to samo co spalanie plastiku. Ludzie nie wiedzą, jak bardzo szkodzą sobie i otoczeniu, a z drugiej strony protestują przeciwko uruchomieniu nowoczesnej spalarni, w której emisja szkodliwych substancji jest znacznie mniejsza niż w przypadku pieców rozpalanych byle czym.
Jak nam szkodzi takie zanieczyszczenie?
To zależy od wielu czynników między innymi warunków klimatycznych, położenia miasta, kierunków wiatru. W wielu miejscach w Polsce, są obszary o przekroczonych dopuszczalnych w krajach EU normach zawartości pyłów w powietrzu. Pyły o średnicy cząsteczki mniejszej od 10 mikrometrów, są respirabilne – to znaczy, że podczas oddychania łatwo dostają się do naszego układu oddechowego: głównie nozdrzy, oskrzeli i oskrzelików. Te o cząsteczce mniejszej niż 2.5 mikrometra docierają nawet do światła pęcherzyków płucnych. Cząsteczki pyłów osadzające się w drogach oddechowych mają działanie drażniące na błonę śluzową, wywołując wzmożoną produkcję śluzu, hamują naturalny mechanizm oczyszczania dróg oddechowych, efektem czego jest większa skłonność do powstawania infekcji, zaostrzenia już istniejących schorzeń układu oddechowego jak astma, przewlekła obturacyjna choroba płuc. Cząsteczki pyłu zawieszonego jak związki siarki, azotu, amoniak, sadze, związki organiczne wchodzą w interakcje z różnymi alergenami lub substancjami neutralnymi zwiększając ryzyko silniejszych reakcji alergicznych.
Amerykanie biją na alarm, że zanieczyszczenie powietrza pyłami wpływa też na rozwój chorób układu sercowo-naczyniowego, które są nadal główną przyczyną chorobowości i umieralności naszych pacjentów: mogą przyśpieszać rozwój miażdżycy, powodować zaburzenia krzepliwości krwi, obkurczać naczynia krwionośne, działać arytmogennie. W ostatecznym efekcie zanieczyszczenie powietrza staje się dodatkowym czynnikiem rozwoju miażdżycy, choroby niedokrwiennej czy też nadciśnienia tętniczego.
Jesteśmy narażeni nie tylko na pyły, ale także na metale.
Oczywiście, spalanie śmieci wiąże się z emisją do atmosfery cząsteczek metali, a także ich organicznych i nieorganicznych związków. Dotyczy to głównie rtęci, ołowiu, kadmu, niklu, chromu, arsenu. Metale te głównie drogą inhalacyjną dostają się do naszego organizmu. Ołów, rtęć, kadm podlegają akumulacji, mają bardzo długi okres biologicznego półtrwania, dlatego po wchłonięciu przebywają w naszym organizmie wiele lat. Wieloletnia ekspozycja na pyły zawierające duże ilości metali, wrażliwość osobnicza, w tym współistnienie przewlekłych schorzeń układu oddechowego, stan odżywienia, niedobór antyoksydantów, aktywność fizyczna to czynniki wpływające na możliwy efekt toksyczny metali.
Co złego mogą nam zrobić metale?
Są bardzo aktywne biologicznie, bo posiadają właściwości proksydacyjne – inaczej generują stres oksydacyjny, który wywołuje reakcje zapalne. A w efekcie może uszkodzić komórki. To prowadzi do wielonarządowego uszkodzenia, szczególnie w zakresie ośrodkowego układu nerwowego (zaburzenia tzw. wyższych czynności mózgowych, zaburzenia snu, zachowania, nastroju), układu oddechowego (reakcje alergiczne, podrażnienie błony śluzowej układu oddechowego, uszkodzenie drobnych oskrzelików i pęcherzyków płucnych), układu sercowo-naczyniowego (zaburzenia rytmu i przewodnictwa, nadciśnienie tętnicze). Choroba nie pojawi się od zaraz, ten proces rozwija się w czasie, podstępnie. Bardzo trudno jest ocenić jak długo mieszkaniec miasta musi być wystawiony na działanie zanieczyszczeń powietrza, aby doszło do wymienionych efektów chorobowych. Dlatego każdy z nas powinien mieć świadomość zagrożeń wynikających z życia w zanieczyszczonym powietrzu i maksymalnie redukować ilość zanieczyszczeń jakie sami produkujemy poprzez palenie w piecach węglowych.
Co takiego jeszcze znajduje się w powietrzu zatrutym przez palenie w piecach śmieciami?
Poza metalami mamy w niskiej emisji tlenki jak i dwutlenki węgla, azotu, jak i siarki. Powyższe gazy, dostając się do naszego układu oddechowego, w połączeniu z wodą, która jest w całym naszym organizmie, wytwarzają kwaśne produkty wywołujące podrażnienie układu oddechowego, powodują nadmierną produkcję śluzu, niszczą komórki nabłonka dróg oddechowych i wywołują ostre zapalenie. Mamy też emisję ozonu, czyli gazu, który wchodzi w interakcję z innymi substancjami organicznego i nieorganicznego pochodzenia. To powoduje, że jesteśmy bardziej narażeni na szkodliwe działanie ultrafioletu, które może w odległym efekcie powodować raka skóry.
W kontekście zanieczyszczeń, mówi się też o dioksynach i furanach. Co to takiego?
Są to związki powstałe przy niepełnym spalaniu odpadów komunalnych – szczególnie polichlorowanych plastików. Mogą łączyć się ze związkami pochodzenia organicznego i nieorganicznego i bardzo łatwo akumulować się w organizmie, zwłaszcza w tkance tłuszczowej. Znane są dobrze skutki zdrowotne ostrego i podostrego narażenia na dioksyny i furany u ludzi z uszkodzeniem skóry (trądzik chlorowy), obwodowego układu nerwowego (polineuropatia), uszkodzenia wątroby, a nawet zaburzeń depresyjnych i osobowości. W przypadku przewlekłego narażenia wskazuje się działanie teratogenne (zaburzenia rozwoju umysłowego płodu, obumarcie płodu), endokrynne (niedoczynność przysadki, tarczycy, gonad), a nawet działanie teratogenne (nowotwory układu oddechowego, mięsakoraki).
Postawmy się w roli kogoś, kto rozmawia z osobą palącą w piecu śmieciami. Co możemy jej powiedzieć?
Że narażają siebie, swoich bliskich, sąsiadów na smog nie tylko zmniejszający liczbę dni słonecznych w ciągu roku, lecz przede wszystkim zwiększający ryzyko powstawania wielu schorzeń. Szczególnie tu w Krakowie, gdzie oprócz problemu palenia śmieciami, mamy zanieczyszczenia komunikacyjne i przemysłowe. Tutaj jest kocioł różnych niebezpieczeństw, a takie osoby dorzucają do niego jeszcze więcej zanieczyszczeń. To ogromne niebezpieczeństwo dla osób starszych, schorowanych, dzieci, kobiet w ciąży.
Każdy z nas powinien mieć świadomość zagrożeń wynikających z życia w zanieczyszczonym powietrzu i maksymalnie redukować ilość zanieczyszczeń jakie sami produkujemy poprzez palenie w piecach węglowych.
Mamy na oddziale toksykologii infolinię na wypadek zatruć. Bardzo często jestem zmuszony uspokajać osoby dzwoniące w związku z rozbiciem termometru rtęciowego i przerażone możliwością zatrucia oparami rtęci, że takie narażenie nie jest niebezpieczne dla zdrowia domowników. Niedowierzającym, jako argument podaje właśnie przykład niskiej emisji z ogrzewaniem domów piecami węglowymi i spalaniem odpadów komunalnych będącymi wielokrotnie większym narażeniem na zanieczyszczenia w tym metale ciężkie niż rtęć z rozbitego termometru. Przywiązujemy wagę do nieistotnych spraw, ale nie widzimy całego aspektu zagrożeń związanych z działalnością człowieka.
W grupie ryzyka są też dzieci.
Oczywiście! Dzieci, z uwagi na większą aktywność fizyczną i wzrost, a także niedojrzałość metabolizmu mają odmienną tolerancję na zanieczyszczenia powietrza niż osoba dorosła. Alergolodzy alarmują, że coraz więcej jest alergii i astm. Mówimy także o dzieciach, które narażone były na zanieczyszczenia powietrza jeszcze w życiu płodowym. Praktycznie wszystkie zanieczyszczenia stwierdzane w niskiej emisji przechodzą przez łożysko. Taka ekspozycja jest szczególnie niebezpieczna dla rozwijającego się i dojrzewającego płodu ludzkiego i zwiększa ryzyko m. in. obumarcia płodu, niskiej wagi urodzeniowej, porodów wcześniaczych, słabszego funkcjonowania układu odpornościowego, endokrynnego, rozwoju intelektualnego w wieku późniejszym.
Piotr Hydzik – toksykolog, gastrolog, internista. Jest kierownikiem oddziału toksykologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Jest także wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie m.in. prowadzi Studenckie Koło Naukowe Toksykologii.
*
This work is licensed under a Creative Commons Attribution 4.0 International License.