Z roku na rok rośnie presja na daleko idące zmiany w transporcie lotniczym. Z drugiej strony, bogaci nic sobie z tego nie robią, o czym parę razy już pisaliśmy. I nawet nie chodzi już tylko o same emisje gazów cieplarnianych, ale po prostu o komfort życia okolicznych mieszańców. W czym rzecz? Holenderski port lotniczy Schiphol w reakcji na rządową politykę chce wprowadzić zakaz obsługi prywatnych odrzutowców. Nie wszyscy są jednak z tego zadowoleni.
Schiphol bez prywatnych lotów
Ci, którzy chcieliby przylecieć do Amsterdamu prywatnym odrzutowcem, wkrótce mogą się rozczarować. Największe holenderskie lotnisko Schiphol chce wprowadzenia zakazu obsługi prywatnych samolotów. Władze Schiphol chcą, by ich port lotniczy nie tyle co miał mniejszy ślad węglowy, ale by otoczenie lotniska było cichsze. Tym samym przyjazne dla okolicznych mieszkańców. Port lotniczy Schiphol jest jednym z największych lotnisk w Europie. W 2021 roku obsłużył 25,5 mln pasażerów i ma połączenia lotnicze z większością miejsc na świecie.
„Schiphol łączy Holandię z resztą świata. Chcemy to robić dalej, ale musimy to robić lepiej. Jedyną drogą naprzód jest szybsze wyciszenie i czystsze działanie. Zbyt długo myśleliśmy o wzroście, ale zbyt mało o jego wpływie. Musimy być zrównoważeni dla naszych pracowników, lokalnego środowiska i świata. Zdaję sobie sprawę, że nasze wybory mogą mieć istotne implikacje dla branży lotniczej, ale są one konieczne. To pokazuje, że myślimy poważnie. Tylko w ten sposób, oparty na konkretnych działaniach, można odzyskać zaufanie pracowników, pasażerów, sąsiadów, polityków i społeczeństwa”, napisał w oficjalnym oświadczeniu Ruud Sondag, dyrektor generalny Royal Schiphol Group.
Dyrekcja Schiphol wyraziła nadzieje, że proponowane przez nich działania zostaną zrealizowane do końca 2025 roku. Działania ze strony Schiphol to reakcja na decyzje polityczne holenderskiego rządu, który w ramach walki ze zmianami klimatu chce ograniczenia dla wszystkich lotów międzynarodowych. 17 marca władze w Holandii w ramach polityki klimatycznej zapowiedziały, że w 2025 roku liczba liczbą lotów na Schiphol ma zostać zmniejszona z obecnych 500 tys. do 460 tys. Takie działanie oznaczałoby duże straty zarówno dla linii lotniczych, jak samego lotniska. Z tego powodu władze lotniska zaproponowały alternatywę.
Czytaj również: Elon Musk tylko dzisiaj ma na koncie dwukrotnie więcej emisji, niż Europejczyk w ciągu roku
Co dokładnie chce zrobić Schiphol?
Przede wszystkim nie iść od razu po przysłowiowej bandzie, jak chcą tego władze w Amsterdamie. Port lotniczy proponuje strukturalną redukcję emisji, a przy okazji też hałasu. Zamiast więc redukować cały ruch lotniczy, dyrekcja Schiphol chce zakazu lotów dla prywatnych odrzutowców. To właśnie niewielkie, prywatne maszyny generują nieproporcjonalną ilość zanieczyszczeń w przeliczeniu na pasażera. W przypadku sławnych i bogatych prywatna maszyna poza samą załogą na pokład zbiera najczęściej jedną osobę – właściciela odrzutowca. Podczas gdy normalny samolot pasażerski zabiera na swój pokład co najmniej kilkadziesiąt osób. Działa tu taka sama zasada, jak zestawienie samochodu osobowego z autobusem. Autobus pali więcej, ale bierze nieproporcjonalnie więcej pasażerów niż prywatne auto.
Alternatywne propozycje
Zgodnie ze statystykami Schiphol, od 30 do nawet 50 proc. prywatnych lotów ze Schiphol odbywa się do takich wakacyjnych miejsc jak Ibiza czy Cannes. Władze lotniska mają tu argument. Jest nim to, że do wyżej wymienionych miast lotniska oferuje wystarczającą ilość połączeń publicznych. Każdy, kto chce polecieć z Amsterdamu na Majorkę normalnym airbusem, zrobi to bez problemu. „Do najpopularniejszych miejsc docelowych, do których latają prywatne odrzutowce, dostępna jest wystarczająca liczba regularnych usług”, oświadczyły władze Schiphol.
Kolejną propozycją ze strony Schiphol także w ramach redukcji hałasu jest nocne wyłączenie lotniska. Schiphol chce, by samoloty nie mogły startować między północą a szóstą rano oraz lądować między północą a piątą rano. Jest to argument władz lotniska na redukcję liczby lotów, którą chce wprowadzić rząd. Władzę lotniska twierdzą, że nocne zamknięcie lotniska przełoży się na 10 tys. mniej lotów rocznie.
Dodatkowo w grę mają wejść rygorystyczne przepisy dotyczące norm hałasu i zanieczyszczeń. Tak więc poza prywatnymi odrzutowcami z lotniska nie będą mogły korzystać inne maszyny, które są zbyt hałaśliwe i emitują zbyt dużą ilość CO2. Wyjątek mają stanowić maszyny należące do służb uprzywilejowanych, jak np. samoloty strażackie czy medyczne. Jak wylicza Schiphol, wdrożenie wyżej opisanych działań oznacza duże korzyści dla lokalnej społeczności. To przede wszystkim duży (54 proc.) spadek zaburzeń snu, na które cierpią ludzie żyjący w sąsiedztwie lotniska.
Innym działaniem jest rezygnacja z planów budowy dodatkowego pasa startowego, co tylko spotęgowałoby hałas, i zachęciłoby o uruchamiania kolejnych połączeń lotniczych. W ramach tych nowych propozycji Schiphol zapewnia, że zabezpieczy loty towarowe. Zarezerwowanych ma być 2,5 proc. dostępnych miejsc na start i lądowanie dla przewozów towarowych. Sondag powiedział, że propozycje Schiphol pokazują, że „mamy na myśli biznes”.
Konflikt interesów
Rzeczywistość szybko okazała się dość brutalna, tak, jak zresztą w przypadku całej polityki klimatycznej na świecie. Na początku kwietnia sąd w Hearlemie orzekł, że holenderskie władze nie mogą nakazywać lotnisku zmniejszania liczby lotów. Orzeczenie będące efektem zbiorowego pozwu linii lotniczych z holenderskim KLM na czele, jak na ironię zapadło dzień po publikacji propozycji ze strony Schiphol.
KLM skrytykował proponowane przez rząd decyzję, twierdząc, iż dokonał już inwestycji w tym zakresie na podstawie uzgodnionego w 2015 roku limitu 500 tys. lotów. Swoje orzeczenie sąd argumentował, że rząd „nie postępował zgodnie z właściwą procedurą” przy podejmowaniu decyzji o zmniejszeniu liczby lotów. Według sędziego rząd nie przestrzegał unijnych przepisów dotyczących konsultacji z zainteresowanymi stronami, w tym z liniami lotniczymi. „Zakaz lotów biznesowych może prowadzić do znacznej utraty dochodów dla holenderskiej gospodarki, podczas gdy zysk ze (zmniejszenia) emisji CO2 osiągnięty dzięki zakazowi lotów biznesowych jest minimalny”, napisało w oświadczeniu Europejskie Stowarzyszenie Lotnictwa Biznesowego.
Na chwilę obecną jest to cios w działania na rzecz redukcji emisji CO2. Kilka organizacji ekologicznych wydało wspólne oświadczenie w odpowiedzi na decyzję sądu. „Główny zanieczyszczający KLM daje policzek lokalnym mieszkańcom, klimatowi i rządowi, który uratował firmę przed bankructwem. Ten wyrok może spowodować opóźnienie, ale kurczenie się Schipholu nadchodzi”, napisały w oświadczeniu organizacje takie jak Greenpeace. Holenderskie Ministerstwo Transportu odpowiedzialne za lotnictwo poinformowało, że rozważa kolejne kroki, by osiągnąć zakładany cel. Same zaś KLM nie chcąc jawić się jako przeciwnik w grze zapowiedziały, że podejmą działania zaradcze. Jak oświadczyli będzie to „lepsza alternatywa dla osiągnięcia mniejszego hałasu i emisji CO2, przy jednoczesnym zaspokojeniu potrzeb podróżnych związanych z lataniem”.
Zdjęcie: Nigel Wiggins/Shutterstock