W czwartek sejm przyjął nowelizację ustawy o wspieraniu termomodernizacji i remontów. Wśród zmian znalazło się m.in. utworzenie Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków (CEEB), która służyć ma skatalogowaniu źródeł ciepła w Polsce. „To będzie taki CEPiK dla źródeł ciepła. Daje to szansę, że w końcu 'kopciuchy’ przestaną być anonimowe” – mówi Andrzej Guła, lider Polskiego Alarmu Smogowego, którego aktywiści od dawna zabiegali o zmiany.
Nowelizacja zakłada utworzenie centralnej bazy danych, w ramach której skatalogowane zostaną źródła ciepła o mocy nieprzekraczającej 1 MW, wraz z informacjami na temat programów społecznych, z których skorzystano. Ewidencja obejmie zarówno urządzenia w budynkach prywatnych, jak i należących do przedsiębiorstw.
Utworzenie CEEB zakłada, że właściciele określonych źródeł ciepła do końca przyszłego roku złożą na ich temat stosowne deklaracje. Następnie zostaną one zweryfikowane w ramach ogólnopolskiej inwentaryzacji.
O tym, czy rozwiązanie to jest potrzebne oraz w jaki sposób może ono pomóc w walce z problemem zanieczyszczeń powietrza, rozmawiamy z Andrzejem Gułą, liderem Polskiego Alarmu Smogowego.
Czy potrzebna nam centralna ewidencja źródeł ciepła?
A.G.: Ta ustawa ma kluczowe znaczenie dla skutecznej walki z niską emisją, czyli głównym źródłem smogu w Polsce. Jest to rozwiązanie przełomowe, o które Polski Alarm Smogowy walczył od bardzo dawna. Zabiegały o to także samorządy województw, kilkukrotnie był ponawiany apel konwentu marszałków, żeby takim rozwiązaniem się zająć. Na potrzebę inwentaryzacji wskazywała także w swoich raportach Najwyższa Izba Kontroli. Wydaje się więc, że w tej sprawie panował duży konsensus, co widać było podczas prac w ramach wspólnej komisji rządu i samorządów.
To rozwiązanie jest bardzo ważne, ponieważ pozwoli sprawniej działać na poziomie lokalnym. Do tej pory to na samorządach spoczywał obowiązek inwentaryzacji źródeł ciepła, co wynikało przeważnie z zapisów wojewódzkich programów ochrony powietrza.
Problem w tym, że samorządy nie do końca wiedziały, jak z takim wyzwaniem sobie poradzić: inwentaryzację zlecano prywatnym podmiotom, wydawano na to w Polsce miliony złotych, a praktyce często inwentaryzacje były niepełne, ponieważ ankieterzy nie byli wpuszczani do domów. Informacje były także zbierane według różnych wzorów, więc niemożliwym byłoby dziś zebranie tych danych we wspólnej bazie. Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków to będzie taki CEPiK dla źródeł ciepła. Daje to szansę, że w końcu „kopciuchy” przestaną być anonimowe.
W jaki sposób baza pomoże walczyć z problemem zanieczyszczeń powietrza?
A.G.: Bez tego rodzaju inwentaryzacji działania na rzecz poprawy jakości powietrza były prowadzone poniekąd w ciemno. Wymianę źródeł ciepła dotowano w ramach różnego rodzaju programów, po czym nie wiadomo było, czy ta osoba w praktyce nie powróciła do starego sposobu ogrzewania. I czy ponownie nie powoduje uciążliwości środowiskowych. Dochodziły do nas sygnały, że takie przypadki się zdarzają.
Dlatego nie wyobrażam sobie prowadzenia tak dużego programu modernizacji budynków, jakim jest „Czyste Powietrze”, wsparty kwotą 100 miliardów złotych ze środków unijnych, bez kontroli nad źródłami ciepła. Poza tym w Polsce mamy miliony anonimowych „kopciuchów”, przestarzałych urządzeń, które teraz będą mogły zarejestrowane w bazie i skontrolowane.
_
Zdjęcie: Shutterstock/MOZCO Mateusz Szymanski