To już kolejny dość dziwny sezon huraganów na Oceanie Atlantyckim. Dziwny, gdyż cała jego pierwsza połowa jest nadzwyczaj spokojna, ale to, jak widać, się zmienia. Pojawiły się bowiem dwa huragany. Jeden z nich, Franklin nie zagroził nikomu, drugi zaś, Idalia uderzył we Florydę. To jednak nie koniec. Sezon huraganów kończy się oficjalnie 30 listopada. Do tego jeszcze wody Atlantyku i Zatoki Meksykańskiej są nadzwyczaj ciepłe.
Cisza na oceanie
Oficjalnie sezon huraganów i sztormów tropikalnych na Oceanie Atlantyckim zaczyna się 1 czerwca. Jest to data umowna, wyznaczająca średnie w skali wielolecia warunki do tworzenia się tych zjawisk. Podstawowym warunkiem są oczywiście odpowiednie temperatury wód, przynajmniej 26oC. Niemal cała pierwsza połowa sezonu była nadzwyczaj spokojna. To już druga taka sytuacja w ciągu ostatnich lat. Mimo iż ów podstawowy warunek został spełniony, aż zanadto. Temperatury wód Oceanu Atlantyckiego są w tym roku ekstremalne, o czym już pisaliśmy wcześniej. Huragany, aby powstać, wymagają też odpowiedniej wilgotności powietrza oraz układu wiatrów w atmosferze. Jeśli tego nie ma, nie może rozwinąć się układ cyklonalny, a następnie prawdziwy huragan. Sama z kolei temperatura wody musi być wyższa niż temperatura powietrza. Dzięki temu powstaje konwekcja – unoszenie się ciepła do góry.
Do połowy sierpnia pojawiły się tylko cztery tropikalne układy cyklonalne, z których jeden tylko na chwilę stał się huraganem. To huragan Don, który powstał w połowie lipca, był huraganem jedynie przez 12 godzin. Cyklon wędrował z dala od wybrzeży Ameryki Północnej i nie stanowił żadnego zagrożenia dla ludzi. Warto przy tym też zwrócić uwagę, że oprócz trzech w miarę niegroźnych sztormów tropikalnych i epizodycznego huraganu Don powstała pewna burza tropikalna. Precyzując bardziej – subtropikalna burza, która nie otrzymała imienia. Żywioł ten pojawił się w styczniu, na 36oN i skierował się w stronę Półwyspu Labradorskiego. Tam dotarł jako zwykły morskim sztorm, który przyniósł obfite opady śniegu.
Czytaj także: Spokojny sezon huraganów na Atlantyku może być tylko ciszą przed burzą
Ostrzeżenia NOAA
Narodowa Administracja ds. Oceanów i Atmosfery (NOAA) pod koniec maja wydała ostrzeżenie. Istnieje 70 proc. szans, że w tym sezonie powstanie 12 do 17 imiennych burz tropikalnych. 5 do nawet 9 może stać się huraganami, a 1 do nawet 4 może stać się poważnymi huraganami nawet 4 kategorii, a być może nawet piątej. Ogólnie instytucja ta w swoich prognozach określiła sezon jako przeciętny. Oczywiście meteorolodzy nie bagatelizują problemu. „Czas się przygotować. Pamiętajcie, że wystarczy jedna burza, aby zniszczyć społeczność”, ostrzegł Rick Spinrad, administrator NOAA.
To, że huraganów noże być mało, że większość z nich powstanie na środku Atlantyku i nie dotrze do lądu, nie znaczy, że miliony ludzi mają czuć się bezpiecznie. „Jak widzieliśmy w przypadku huraganu Ian, wystarczy jeden huragan, aby spowodować rozległe zniszczenia i wywrócić życie do góry nogami. Niezależnie zatem od liczby burz przewidywanych w tym sezonie niezwykle ważne jest, aby wszyscy zdawali sobie sprawę z ryzyka, jakie stwarzają, i zwracali uwagę na ostrzeżenia władz stanowych i lokalnych. Niezależnie od tego, czy mieszkasz na wybrzeżu, czy w głębi lądu, huragany mogą powodować poważne skutki dla wszystkich, którzy staną im na drodze”, ostrzegła Deanne Criswell z Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA).
Drugie, groźniejsze już ostrzeżenie NOAA
W tym roku, z racji ocieplającego się klimatu wody północnego Atlantyku są znacznie cieplejsze od średniej wieloletniej. Od północnych brzegów Brazylii przez Karaiby aż po Norwegię, kończąc na arktycznych wyspach wody Atlantyku są co najmniej 1oC cieplejsze niż być powinny. 10 sierpnia NOAA wydała drugi, tym już groźniejszy w swych prognozach raport. Ilość cyklonalnych zjawisk tropikalnych została znacznie podniesiona. Burz tropikalnych ma być od 14 do 21, huraganów do 6 do nawet 11, a 2 do nawet 5 z nich może stać się silnymi cyklonami.
„El Niño zwykle skutkuje warunkami atmosferycznymi, które pomagają zmniejszyć aktywność tropikalną podczas sezonu huraganów na Atlantyku, szczególnie w regionach takich jak zachodnie Karaiby i Zatoka Meksykańska”, powiedział Matt Rosencrans z NOAA. Ale nie tym razem. Pamiętajmy o temperaturach Atlantyku. Jedna z boi znajdujących się u wybrzeży Florydy zanotowała rekordowe 38,4oC. To nic, że na wynik mogły wpłynąć wody z pobliskiej rzeki. Jest rekord, którego wcześniej nie było. Wody w rzekach Florydy też osiągnęły temperatury o ekstremalnych, niepożądanych wartościach. Jedno i drugie jest rezultatem ocieplającego się klimatu.
Inne instytucje zajmujące się kwestią huraganów także zwiększyły swoje prognozy i ostrzegły przed niebezpieczeństwem. Badacze z Uniwersytetu Stanowego Kolorado zwiększyli prognozę nazwanych burz z 13 w kwietniu do 18 obecnie oraz z 6 huraganów w przewidywaniach z kwietnia do 9 obecnie.
Robi się gorąco
Sezon huraganów kończy się dopiero 30 listopada. Patrząc historycznie na wszystkie sezony, to czerwiec, lipiec i prawie cały sierpień były okresami w miarę spokojnymi. Największe zagrożenie zazwyczaj przynosił wrzesień, a wrzesień właśnie się zaczyna. „Bez względu na ogólną aktywność, nalegamy, abyście już teraz przygotowali się na nadchodzący kwartał sezonu huraganów, ponieważ pojedyncza burza może mieć katastrofalne skutki”, powiedział Rosencrans. Przykładem jest ubiegły rok. Było spokojnie, aż do czasu. Najpierw pojawił się Danielle, potem Earl, a następnie Fiona. Fiona okazała się niszczycielska dla Portoryko leżącego na wschodzie Karaibów. Sięgające 760 mm opady doprowadziły do powodzi błyskawicznych i osunięć ziemi. Cała wyspa została pozbawiona energii elektrycznej, zniszczonych zostało 90% upraw przeznaczonych na eksport. Cyklon zabił 23 osoby na Portoryko i okazała się trzecim najsilniejszym huraganem w historii tego wyspiarskiego kraju.
Huragan Idalia, w drodze mogą być następne
I teraz widać, że drugie ostrzeżenia NOAA i Uniwersytetu Stanowego Kolorado okazują się być słuszne. We Florydę uderzył bowiem huragan Idalia, który osiągnął trzecią w pięciostopniowej skali kategorię. Prędkość wiatru wyniosła 201 km/h, w wyniku czego w szczytowym momencie 565 tys. gospodarstw domowych zostało pozbawionych dostępu do energii elektrycznej.
Lokalne władze mając w pamięci huragan Ian z zeszłego roku miały obawy, że skutki uderzenia Idalii mogą okazać się niszczycielskie. „Nawet jeśli nie odczuwacie silnego wiatru, obfitych ulew czy innych skutków huraganu, nie oznacza to, że podróże samochodem są bezpieczne. W wodach powodziowych mogą kryć się przeszkody, zerwane linie wysokiego napięcia i inne niebezpieczeństwa”, ostrzegł Departament Transportu i Bezpieczeństwa Drogowego Florydy (FLHSMV). Następnie żywioł przeszedł przez Karolinę Południową, uderzają m.in w miasto Charleston. Prowadząc tam do zniszczeń w postaci lokalnych podtopień, zerwania dachów, czy linii energetycznych.
Choć huragan już minął Florydę, i wkroczył nad Atlantyk, to niebezpieczeństwo nie minęło całkowicie w związku ze skutkami przejścia cyklonu. Szeryf hrabstwa Taylor Wayne Padgett nalegał, aby mieszkańcy pozostali w domach ze względu na to, że powalone drzewa i linie energetyczne mogą być niebezpieczne. Z kolei spacerujący ludzie mogą zakłócać akcję ratowniczą i usuwanie skutków przejścia żywiołu.
Zniszczenia nie są katastrofalne, ale nie jest to na szczęście powtórka z zeszłego roku, jednak to dopiero początek. Wrzesień się zaczyna szczyt sezonu huraganów na Atlantyku. NOAA pokazuje, że na Atlantyku już formują się kolejne układy cyklonalne, które mogą lada chwila zmienić się w huragany. Na razie USA będą bezpieczne, ale co będzie za tydzień lub dwa?
–
Zdjęcie: Straty wywołane przez huragan IAN, bilanol/Shutterstock