Kiedy dzwonię po raz pierwszy, Agata Bargiel prosi mnie o chwilę cierpliwości, bo akurat dopłynęły do brzegu i robią jajecznicę. Kiedy dzwonię po raz drugi, mamy dosłownie chwilę na rozmowę – Agata musi oszczędzać baterię w telefonie. Trudno przecież, płynąc po Wiśle, znaleźć miejsca, gdzie można podładować komórkę. Jest akurat za Czerwińskiem nad Wisłą (rozmawiamy w środę, 17 lipca), na 580. kilometrze rzeki. Płyną z nią inne członkinie kolektywu Siostry Rzeki, w tym inicjatorka akcji – Cecylia Malik. Do tego dwa psy i dwójka dzieci (dwoje kolejnych ma się dosiąść w Płocku). Chcą przepłynąć trasę z Krakowa do samego Gdańska, żeby zaprotestować przeciwko regulacji rzek.
– Siostry Rzeki są naturalną kontynuacją Matek na Wyrębie, czyli akcji przeciwko Lex Szyszko (pisaliśmy o niej TUTAJ). Połączyłyśmy siły z koalicją Ratujmy Rzeki – mówi przez telefon Agata, a w tle słychać dzieciaki, które bawią się na brzegu. – 2017 rok, kiedy zaczęłyśmy razem działać, był rokiem Wisły. Wtedy zaczęła się duża dyskusja na temat tego, jak regulacja wpływa na środowisko. Na dodatek wypłynęła sprawa budowy stopnia wodnego Siarzewo. To wszystko nie pozwoliło nam siedzieć z założonymi rękami – tłumaczy.
Stopień wodny Siarzewo to planowana inwestycja na 708. kilometrze Wisły. Ma składać się z elektrowni, drogi dojazdowej, jazu, śluzy, przewału i toru kajakowego. Temu pomysłowi sprzeciwiają się organizacje pro środowiskowe, jak Greenmind, WWF czy Towarzystwo na rzecz ziemi. Ich zdaniem taka ingerencja w brzeg rzeki nieodwracalnie zniszczyłaby środowisko.
Do tego dochodzą kolejne plany polskiego rządu. Już dwa lata temu Andrzej Duda podpisał europejskie porozumienie, w myśl którego w Polsce mają powstać trzy nowe drogi wodne. Mają być częścią wielkiej, europejskiej sieci. Będzie to: E30 przez m.in. Odrę i Dunaj, E40 przez Wisłę, Bug i Dniepr oraz E70 – przez Wartę, Noteć i Kanał Bydgoski. To oznacza przekopanie koryt czy „uporządkowanie” brzegów – co dla nadrzecznej przyrody może okazać się zgubne.
Siostry Rzeki, choć sprzeciwiają się regulacji wszystkich rzek, postanowiły skupić się na Wiśle. Piszą na Facebooku: „Naturalna, nieuregulowana Wisła jest naszym majątkiem narodowym. Wystarczy spojrzeć na mapę i zobaczyć jak jest silnie związana z historią Polski. Tak wielka i w dużej części nieuregulowana rzeka jest ewenementem na skalę Europy. Wokół Wisły znajduje się 16 rezerwatów przyrody, 5 parków krajobrazowych, 13 obszarów chronionego krajobrazu oraz kilkanaście Natura 2000”.
Siostry haftują na strojach
Kolektyw Siostry Rzeki zaczął swoją akcję protestacyjną od wyszywania haseł na strojach kąpielowych. Przez dwa miesiące, cztery dni w tygodniu, przesiadywały w otwartej dla wszystkich pracowni w Krakowie i haftowały, naklejały, cekinowały. Wpadali do nich mieszkańcy zainteresowani pomysłem. Zaczęły interesować się media.
– Chciałyśmy stworzyć 1047 strojów na 1047 kilometrów Wisły. To ogromna liczba, która nas przerosła – mówi Agata Bargiel. – Ale to nie szkodzi, bo najważniejsze jest to, że każdy strój ma swój przekaz. Cały proces szycia i przygotowań był dla nas bardzo ważny.
Na siostrzanych strojach widać napisy: „Save River”, „Nie dla E40”, „Stop Siarzewo”, „Nie mąć wody”, „Dzika i piękna”. Wszystkie stroje, jak podkreślają Siostry Rzeki, są w recyklingu – wyciągnięte z dna szafy albo upolowane w second-handach. – Stworzyłyśmy dzięki temu najgorętszą modę tego lata. Modę na rzeki – wtrąca Agata.
Galarem do Bałtyku
3 lipca Siostry spakowały swoje ozdobione stroje i ruszyły w podróż. Cel – Gdańsk. Płyną galarem, czyli dawnym , drewnianym statkiem – takim, jakim kiedyś przewożono po rzekach towary. Możne się na nim znajdować maksymalnie 12 osób, więc dziewczyny muszą się wymieniać. Wspiera ich mąż Cecylii Malik, który pokonuje podobną trasę, ale busem. Charakterystycznym, bo z rybą na dachu. Dowozi im zapasy i wodę pitną.
– Najtrudniejszy był początek. Już sam start, w Krakowie przy stopniu wodnym Dąbie, okazał się problematyczny. Wody było tak mało, że musiałyśmy zorganizować przenoszenie galaru dźwigiem. W Warszawie z kolei jest budowany Most Południowy, więc Wisła jest nie do przepłynięcia – wymienia Agata Bargiel. – Wisła wysycha i mamy na to dowody. Tak niskiego poziomu wody nie notowano od lat. Momentami sięga jedynie do kostek i wtedy musimy kombinować, jak się przedostać – dodaje.
Kiedy dopłynęły do Warszawy, zaniosły do Ministerstwa Gospodarki Wodnej i Żeglugi Śródlądowej petycję w sprawie regulacji rzek. Poszły tam w swoich strojach z wyhaftowanymi hasłami. – Nie udało nam się spotkać z samym ministrem, wyszedł do nas jedynie rzecznik. Nie było łatwo, ochrona nas przeganiała – opowiada Agata. W petycji napisały:
„Nie ma już czasu! Żądamy ambitnych i nowoczesnych działań w zakresie adaptacji do zmian klimatu. Oddajmy przestrzeń rzekom! Żądamy wycofania się z budowy zapór zaplanowanych w epoce Gomułki i Gierka, z powszechnego wciskania rzek i strumieni w betonowe gorsety, pogłębiających skutki gwałtownych opadów i suszy. Domagamy się rezygnacji z kosztownych planów zamiany polskich rzek w kanały transportujące towary nie wiadomo skąd, dokąd i po co, a także wycofania się z regulacji małych cieków, dramatycznie przyspieszających odpływ wody.
Jako odpowiedzialny za zasoby wodne kraju, przed nami i następnymi pokoleniami, powinien Pan nie tylko współpracować z resortem rolnictwa, środowiska, energetyki i in., ale stać się liderem zmian w myśleniu rządu o zmianie klimatu i adaptacji do niej”.
Na razie resort nie zareagował na ich postulaty.
Dzika Wisła
Pogoda ich nie rozpieszcza. Przez część trasy padało i wiało, spędzały całe dnie pod folią, przykryte kocami.
– Jest coś, co wam daje siłę w trudnych momentach? – pytam.
– Jest, oczywiście. Kiedy wpływamy na dziksze fragmenty Wisły, wszystko jakoś przestaje się liczyć. Między Sandomierzem a Warszawą jest niesamowity kawałek. Przepiękny. Zatrzymaliśmy się na jeden dzień, bo aż szkoda było tamtędy tylko przepłynąć. Albo małopolski przełom rzeki, gdzie pojawiają się skały, nienaruszone zielone brzegi, dzikie plaże z rezerwatami ptaków – odpowiada Agata i dodaje -Wspaniale jest trafić tam, gdzie mało kto dociera.
Przy galarze zaczyna się małe zamieszanie. W słuchawce słyszę synka Agaty, który chyba niecierpliwi się, że mama tak długo rozmawia przez telefon. Rozłączamy się.
Następnego dnia dopływają do Włocławka. Mają problem z przepłynięciem przez śluzę, szukają dźwigu i lawety. Komentują na Facebooku: „Wszystkie napotkane budowle hydrotechniczne całkowicie uniemożliwiają żeglugę śródlądową galarowi o zanurzeniu 12 cm”.
W sobotę Siostry Rzeki dopłynęły do Torunia, gdzie zoganizowały pokaz mody na rzeki. Potem obrały kurs na Gdańsk. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dotrą tam najpóźniej 25 lipca.