30 lat po upadku apartheidu, Południowa Afryka wciąż przoduje na świecie pod względem nierówności społecznych. Pokłosie kolonializmu i segregacji rasowej widać również w dostępie do czystego powietrza. Także w dalekiej RPA mieszkańcy walczą o dobrej jakości powietrze, a Sąd Najwyższy przyznał im rację.
Johannesburg, miasto w północno-wschodniej części Republiki Południowej Afryki. To tutaj miało miejsce wiele kluczowych wydarzeń politycznych i społecznych, które doprowadziły do pierwszych wolnych wyborów w kraju w 1994 roku. To właśnie wtedy Nelson Mandela został pierwszym czarnym prezydentem RPA, kończąc dekady segregacji rasowej, którą wprowadziła holenderska, a potem brytyjska kolonizacja.
Wybory nie rozwiązały jednak w pełni problemów kraju, który do dziś pozostaje w światowej czołówce pod względem nierówności społecznych. Mowa tu nie tylko o sytuacji materialnej, ale też o tym, kto ma przywilej oddychania czystym powietrzem. Czuć to zwłaszcza w Johannesburgu, największym mieście w Południowej Afryce i jednym z najbardziej zanieczyszczonych na kontynencie.
Gospodarka oparta na węglu i nierównościach
RPA zajmuje niechlubne pierwsze miejsce w Afryce pod względem emisji dwutlenku siarki, jest również liderem w emisji dwutlenku węgla. W skali świata, znajduje się na 12. miejscu jeśli chodzi o wytwarzanie gazów cieplarnianych. Rząd Południowej Afryki jest tego świadomy, ale mimo to eksploatuje na potęgę bogate rezerwy węgla, które są głównym źródłem zanieczyszczeń w kraju. Zieloną transformację utrudnia Eskom, największa firma energetyczna w RPA wspierana przez władze, która nie chce wpuścić na rynek dostawców energii odnawialnej.
Tymczasem sytuacja, w jakiej znaleźli się mieszkańcy kraju, jest kryzysowa. Średnie roczne stężenie PM2.5 w RPA w 2023 r. było cztery razy wyższe niż to zalecane przez WHO. “Mieszkańcy Johannesburga konsekwentnie zgłaszają silny zapach przypominający siarkę, który wypełnia powietrze kilka razy w roku” – informuje Clear Air Fund (CAF).
W Johannesburgu (stolicy wschodniej prowincji Gauteng), w którym żyje niemal 6 milionów ludzi, za 37 proc. PM2.5 odpowiadają elektrownie i zakłady przemysłowe.
Do 2030 liczba mieszkańców miasta ma urosnąć do 10 milionów. – Johannesburg jest postrzegany jako hub ekonomiczny Południowej Afryki. Wielu ludzi przyjeżdża tu z okolicznych miejscowości i obszarów wiejskich w poszukiwaniu pracy, co sprawia, że rozrasta się ono w ogromnym tempie. W związku z tym wzrasta też zapotrzebowanie na energię, pozyskiwaną głównie z węgla – komentuje w rozmowie ze SmogLabem Thabo Sibeko z organizacji Earthlife Africa z siedzibą w Johannesburgu, działającej na rzecz środowiska i sprawiedliwości społecznej od ponad 40 lat.
Protest aktywistów w Johannesburgu, RPA. Fot. Earthlife Africa
Stan powietrza w mieście pogarszają spaliny samochodowe oraz paliwa z biomasy, stosowane przez uboższych mieszkańców. “Nieodpowiednia dystrybucja sieci elektrycznej nie nadąża za szybką urbanizacją i rozwojem nieformalnych osiedli. W efekcie 90 proc. gospodarstw domowych na obszarach o niekorzystnej sytuacji społeczno-ekonomicznej, w tym w nieformalnych lub szałasowych osiedlach, nadal używa węgla, drewna i innych zanieczyszczających paliw do gotowania i ogrzewania” – pisze dalej CAF.
Potwierdza nam to Thabo Sibeko. Jego zdaniem, trudna sytuacja ekonomiczna zmusza wielu mieszkańców miasta (i kraju w ogóle) do korzystania z tradycyjnych źródeł energii, by zabezpieczyć swoje podstawowe potrzeby. Aż 90 proc. mieszkańców Johannesburga zarabia mniej niż dolara dziennie. Tylko dwa proc. z nich żyje w bogatszej części miasta i zarabia 40 tys. dolarów rocznie (czyli ponad 100 dolarów dziennie).
Thabo Sibeko, fot. archiwum własne
Z raportu CAF wynika, że poziom ubóstwa w Johannesburgu jest najwyższy wśród osób czarnoskórych, a segregacja w przestrzeni miejskiej, mimo upływu lat, ma się dobrze. Miasto jak w soczewce skupia problemy społeczne, które mają miejsce w całym kraju – pomimo zakończenia apartheidu Afrykanerzy, czyli biali mieszkańcy RPA, nadal zarabiają znacznie więcej niż czarni obywatele, zamieszkują też lepsze dzielnice.
Istnieje takie pojęcie jak rasizm środowiskowy, które oznacza narażanie grup mniejszościowych na szkodliwe warunki otoczenia, takie jak zanieczyszczone powietrze i woda czy toksyczne odpady. Właśnie z tym mamy do czynienia w Johannesburgu, gdzie uboższe dzielnice położone są bezpośrednio w okolicach kopalni i elektrowni węglowych. Zanieczyszczenie powietrza to kolejny przejaw nierówności, z którymi mierzą się Południowoafrykańczycy.
Wysiedlenia z terenów górniczych
Górnictwo jest głównym sektorem gospodarki RPA. Wydobywany jest nie tylko węgiel, ale też m.in. złoto, platyna, rudy chromu, wanadu i manganu. Południowa Afryka słynie z eksportu tych surowców, cenione są również tutejsze kopalnie diamentów.
– Władze zarabiają więc na ziemi, która należy do ludzi, a tych się pozbywa, nie dając im nic w zamian. Część znajduje zatrudnienie w kopalniach, ale większość jest bezrobotna – przekonuje Sibeko.
Potwierdzają to dane – kapitałochłonny przemysł wydobywczy nie generuje wystarczającej liczby miejsc pracy, co przyczynia się do sytuacji, w której aż co trzeci mieszkaniec RPA zmaga się z bezrobociem (dane za 2023).
Rozwijanie gospodarki opartej na węglu oznacza zawłaszczanie kolejnych przestrzeni w okolicach miasta pod budowę nowych elektrowni i kopalni – przestrzeni zamieszkiwanej przez najuboższych. Wysiedlanie mieszkańców obszarów górniczych, przekonuje Sibeko, odbywa się niemal na porządku dziennym.
– Nasz rząd zakłada, że rozwój oznacza inwestowanie w projekty dotyczące paliw kopalnych. W efekcie ludzie i osiedla, które stoją na drodze ku rozwojowi, muszą zostać przeniesione – tłumaczy.
Proceder ten zbadała Fundacja im. Róży Luksemburg, szczegółowo opisując nielegalne eksmisje mieszkańców górniczych prowincji na przykładzie miejscowości Happiness Village w okolicach Johannesburga. Mimo uznania przez sąd tych działań za niekonstytucyjne, wojsko kontynuuje je od lat. Rozwój przemysłu zmusił całe wsie do opuszczenia swoich domów i przeniesienia się do miejsc, gdzie brakuje podstawowych udogodnień, takich jak czysta woda.
Fundacja argumentuje, że prawo nie chroni skutecznie mieszkańców przed ekspansją i działaniami koncernów wydobywczych. Lokalne społeczności, choć powinny, to często nie są konsultowane w sprawach dotyczących eksploatacji zasobów naturalnych, co przyczynia się do ich dalszej marginalizacji oraz problemów zdrowotnych związanych z degradacją środowiska.
Jednocześnie, brak perspektyw zawodowych w górniczych prowincjach zmusza mieszkańców do podejmowania nieformalnej pracy przy wydobyciu surowców – bez zabezpieczeń ani profesjonalnego sprzętu, z narażeniem zdrowia i życia oraz ryzykiem konsekwencji prawnych.
Sąd: jakość powietrza narusza prawo
– Kolonializm nauczył naszych rządzących, że tylko agresywne wydobycie złóż, bez oglądania się na ludzi i środowisko, zapewni państwu bogactwo – mówi Sibeko.
Postkolonializm, z którym mamy do czynienia dziś, wspiera ten model gospodarki. Bogate kraje, zwłaszcza Chiny, inwestują w projekty wydobywcze w RPA i innych państwach Afryki.
Zdaniem aktywistów, poprzez degradację środowiska i narażanie obywateli na oddychanie zanieczyszczonym powietrzem, rząd łamie prawo krajowe. – Z niepokojem obserwujemy, że głosy bardzo dużej części społeczeństwa są ignorowane w debacie politycznej. Dlatego zależy nam, by działać na rzecz marginalizowanych społeczności. Opieramy nasze rzecznictwo na istniejących już przepisach, zwłaszcza na konstytucji – stwierdza Sibeko.
W konstytucji RPA istnieje zapis, zgodnie z którym “każdy ma prawo do [życia w] chronionym środowisku, z korzyścią dla obecnych i przyszłych pokoleń, poprzez rozsądne środki ustawodawcze i inne, które zapobiegają zanieczyszczeniu i degradacji ekologicznej [oraz] promują ochronę środowiska”.
To właśnie na podstawie tego zapisu, w 2021 aktywiści postawili rząd RPA przed Sądem Najwyższym.
Dwie lokalne organizacje działające na rzecz sprawiedliwości środowiskowej, Vukani Environmental Justice Movement in Action (VEJMA) i groundWork, oskarżyły władze kraju o naruszenie konstytucyjnego prawa do zdrowego i bezpiecznego środowiska we wschodnim regionie Highveld, obejmującym częściowo prowincję Gautengu i Mpumalangi. To właśnie te prowincje, razem z North West i Free State, są najbardziej narażone na zanieczyszczenie PM2.5. Jednocześnie, zamieszkuje je prawie połowa populacji RPA.
Mpumalanga odpowiada za około 83 proc. produkcji węgla w RPA i chociaż już w 2007 roku ówczesny minister środowiska przyznał, że powietrze jest na tych terenach szczególnie zanieczyszczone i niebezpieczne dla zdrowia, to od tamtej pory niewiele zrobiono, by to zmienić.
Dr Andy Gray, ekspert w dziedzinie modelowania zagrożeń dla powietrza i zdrowia w Południowej Afryce, oszacował, że aż 2239 przedwczesnych zgonów rocznie można przypisać zanieczyszczeniu powietrza spowodowanemu przez elektrownie węglowe w RPA. Z jego badań wynika, że mieszkańcy tych terenów narażeni są na toksyczne związki chemiczne, takie jak dwutlenek siarki, oraz metale ciężkie i drobny pył zawieszony, które powodują przewlekłe choroby układu oddechowego, a także przyczyniają się do chorób serca i wad wrodzonych.
W przełomowym wyroku sąd orzekł, że jakość powietrza na obszarze Highveld narusza konstytucyjne prawo mieszkańców do środowiska, które nie szkodzi ich zdrowiu i dobrobytowi. Zobowiązał tym samym władze do podjęcia natychmiastowych działań w tym zakresie.
Mimo to, jak przekonują aktywiści, sytuacja we wschodnim regionie RPA nie uległa znaczącej poprawie. Dlatego organizacje takie jak Earthlife Africa kontynuują swoje działania na wielu poziomach.
– Nie jesteśmy przeciwko rozwojowi. Przeciwnie, zależy nam na zmianie myślenia o tym, czym jest rozwój. Przedstawiamy przy tym konkretne rozwiązania dotyczące alternatywnych źródeł energii i odpowiedzi na potrzeby lokalnych społeczności. Dążymy między innymi do rozwijania energii słonecznej, do której dostęp mieliby mieszkańcy wsi i marginalizowanych części miast – stwierdza Thabo Sibeko. Organizacja prowadzi ponadto warsztaty i zajęcia edukacyjne, które mają uświadomić lokalnym społecznościom jakie są ich prawa i czego mogą się domagać.
Nowa władza, nowa era?
Od czasu pierwszych wolnych wyborów w RPA w 1994, krajem rządziła jedna partia – Afrykański Kongres Narodowy (ANC). W tym roku po raz pierwszy ANC – ani żadna inna partia – nie zdobyła większości. Kongres był więc zmuszony utworzyć koalicję z dotychczasowym największym rywalem, Sojuszem Demokratycznym (DA), popieranym przez białą mniejszość, oraz kilkoma mniejszymi partiami.
Pytanie, czy zmiana władzy po 30 latach wpłynie pozytywnie na politykę środowiskową RPA. Na tę chwilę brakuje konkretnych propozycji i rozwiązań, ale, jak przekonuje Thabo Sibeko: „nowy rząd wreszcie dostrzegł, że mamy ogromny problem z zanieczyszczeniem powietrza. Jednak nie mamy pewności, czy obecna koalicja będzie w stanie wypracować wspólne stanowisko i podjąć działania na rzecz zielonej transformacji”.
Jest jednak na czym budować – jeszcze w 2020 roku prezydent Cyril Ramaphosa (partia ANC) powołał Prezydencką Komisję ds. Klimatu (Presidential Climate Committee), której rolą jest podejmowanie i nadzorowanie działań na rzecz zielonej transformacji i walki ze skutkami zmian klimatu. Z kolei w lutym tego roku prezydent ogłosił założenie Funduszu Reagowania na Zmiany Klimatu (Climate Response Fund).
“W ciągu ostatnich trzech lat nasz kraj odnotował wzrost liczby ekstremalnych zjawisk pogodowych, często o katastrofalnych skutkach. Właśnie dlatego wdrażamy sprawiedliwą transformację energetyczną, nie tylko w celu ograniczenia emisji dwutlenku węgla i walki ze zmianami klimatu, ale także w celu tworzenia wzrostu gospodarczego i miejsc pracy dla naszych obywateli” – mówił Ramaphosa.
Najbliższe lata pokażą, czy te działania wreszcie przyniosą długo wyczekiwane skutki dla marginalizowanej części społeczeństwa. Bez zadbania o czyste powietrze dla mieszkańców górniczych terenów, RPA nigdy nie zakończy ery segregacji rasowej.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Andrew Mohamed