„Ta afera ze smogiem – akurat teraz – to kolejne uderzenie w rząd i gra na jego osłabienie” – słyszymy. Możemy też przeczytać, że 'skoro nie chwyciły „sieroty z Aleppo”, „Sebastian z seicento”, to może chociaż smog?’
Nie mogę się rzecz jasna wypowiadać za wszystkich. Ale odpowiadając w imieniu Polskiego Alarmu Smogowego mogę powiedzieć krótko: nieprawda.
Już za czasów rządów PO/PSL, nasza organizacja – z założenia apartyjna i neutralna światopoglądowo – występowała z licznymi apelami do rządzących. Krytykowała również ich działania (a raczej brak działań). Z podobnymi apelami występowały też zresztą i inne organizacje.
Przypomnijmy także, że to nikt inny jak min. gospodarki w rządzie PO/PSL, wicepremier Piechociński, pod naciskiem spółek węglowych wycofał się parę lat temu z wprowadzenia tak bardzo potrzebnych norm jakości dla węgla.
A nieco wcześniej pełniący wtedy obowiązki min. Środowiska Marcin Korolec znacznie podwyższył (i tak bardzo wysokie) poziomy alarmowe dla pyłu PM 10. (Z innych skandalicznych decyzji: złagodził też normy hałasu.) Także za rządów PO/PSL interesy kopalń były ważniejsze od naszego zdrowia i życia.
Oczywiście, „smog” może być narzędziem walki politycznej, choć z pewnością nie powinien. Przekonały się o tym m. in. władze Warszawy, od dawna oskarżane przez aktywistów miejskich o bierność i zaniedbania w kwestiach związanych za jakością powietrza. Są to zresztą w bardzo dużej mierze zarzuty słuszne.
Podział na polityków chcących realnie rozwiązywać problem zanieczyszczenia powietrza, i na tych którzy problem ten ignorują, bagatelizują lub mu zaprzeczają, nie przebiega bynajmniej po prostej linii podziałów partyjnych. Większe znaczenie zdaje się często mieć rejon Polski, z którego dany polityk pochodzi. Zarówno wśród przedstawicieli partii rządzącej, jak i wśród opozycji obserwujemy w tym względzie pełne spektrum postaw.
Upartyjnienie lub ideologizacja tematu zanieczyszczenia powietrza to zresztą najgorszy scenariusz, jaki można sobie wyobrazić. Wbrew temu, w co zdają się wierzyć niektórzy ludzie, od zanieczyszczonego powietrza cierpią osoby reprezentujące wszystkie opcje polityczne. Można by rzec, że „smog” nie ma preferencji partyjnych ani światopoglądowych, nie ma też uprzedzeń. W dodatku szkodzi też tym, które jeszcze nie wiedzą o istnieniu partii politycznych (dzieci), albo w ogóle się polityką nie interesują.
Dlatego też tak ważne jest, by działania na rzecz poprawy jakości powietrza miały apartyjną (czy też ponadpartyjną) i neutralną światopoglądowo formę i charakter. Dla nieprzekonanych, proponujemy prosty eksperyment myślowy – załóżmy przez chwilę że mówimy o jakości wody pitnej, a nie powietrza.
Czy wtedy również uważalibyśmy, że rozmowa o normach czystości dla wody jest sprawą polityczną i upartyjnioną, kwestią ideologii, albo może spiskiem producentów filtrów do uzdatniania wody, którzy zwietrzyli świetny interes? Albo wynikiem działań jeszcze innego lobby lub tajemniczych sił? Brzmi absurdalnie, prawda?
A jednak, był czas, że pojawiały się takie argumenty. W roku 1900 w Krakowie wydano broszurkę o jakże wdzięcznym tytule: Kanalizacya miasta Warszawy jako narzędzie judaizmu i szarlataneryi w celu zniszczenia rolnictwa polskiego oraz wytępienia ludności słowiańskiej nad Wisłą.
Podobnie jak w przypadku części „smogowych negacjonistów” anonimowy autor (podpisany jako „F.R. rolnik nadwiślański”) raczy nas m. in. takimi przemyśleniami:
I gdzie tu przypuszczać istnienie mikrobów chorobotwórczych – chyba wymarzonych w pustych głowach pismaków brukowych lub przewrotnych mózgach ludzi złej woli.
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do polityki. Padają też czasem stwierdzenia, że w ostatnim czasie opozycja poczuła „smogowy wiatr w żagle”, „wsiada do smogowego pociągu” by zbijać na nim kapitał polityczny.
Tak, jest to w dużej mierze prawda. Smog jest modny, głośny, więc niektórzy politycy i działacze ruchów miejskich chętnie o nim mówią. Miejmy nadzieję, że choć u części z nich motywacją jest (także) chęć rozwiązania, a przynajmniej zrozumienia problemu.
Ale to bynajmniej nie politycy, a przede wszystkim aktywiści antysmogowi z całego kraju nagłaśniają od lat problem zanieczyszczonego powietrza, podkreślając zresztą na każdym kroku (powtórzmy to raz jeszcze), że smog nie jest – a przynajmniej nie powinien być – sprawą polityczną czy partyjną.
Że jest to możliwe, udowodnili niedawno radni Sejmiku Małopolskiego, kiedy wszystkie opcje polityczne zgodnie zagłosowały za uchwałą smogową dla województwa. Nikt z głosujących nie był przeciw.
„Cholerni ekolodzy….”
Ekolodzy? To słowo znaczy w Polsce tak wiele, że nie znaczy już nic. W końcu ekologami nazywają sami siebie producenci kotłów węglowych, mianem ekologa określa się min. Jan Szyszko.
Z kolei większość aktywistek i aktywistów Polskiego Alarmu Smogowego nigdy nie należała do żadnej organizacji ekologicznej. Także obecnie trudno nas nazwać ekologami. Nie walczymy bowiem o ochronę ginących gatunków i zachowanie bioróżnorodności. Nie walczymy też ze specyficznie pojmowaną „troską” o przyrodę, realizowana za pomocą metod takich jak wyrąb i odstrzał.
Naszym podstawowym celem nie jest również zapobieganie zmianom klimatu. Polski Alarm Smogowy podejmuje działania należące raczej do dziedziny zdrowia publicznego niż tradycyjnie rozumianej ochrony przyrody.
Większość działaczy antysmogowych w naszym kraju to zwykli obywatele, często rodzice małych dzieci – nierzadko przerażeni jakością tego, czym muszą oddychać oni sami i ich rodziny.
To, czym oddycha przez sporą część roku wielu mieszkańców Polski „tylko z przyzwyczajenia nazywamy powietrzem” – jak ujął to pewien literat. Tak naprawdę jest to raczej (z lekka jedynie rozcieńczony) dym z kominów. W wielu miejscach w naszym kraju mieszkańcy oddychają też spalinami samochodowymi lub przemysłowymi wyziewami.
Ludzie walczący o poprawę jakości powietrza reprezentują bardzo różne środowiska i światopogląd – od lewicowych feministek po działaczy pro-life. To właśnie działacze ruchu pro-life półtorej roku temu napisali do Prezydenta Andrzeja Dudy list z apelem o zmianę prawa ochrony środowiska.
Warto też przypomnieć, że w działania antysmogowe włączali się też niejednokrotnie przedstawiciele Kościoła Katolickiego. Biskupi śląscy wystosowali list duszpasterski. W wielu miejscowościach księża albo sami mówią o smogu z ambony, albo udostępniają ją działaczom antysmogowym.
Ostatnio z bardzo mocnym kazaniem na temat zanieczyszczenia powietrza wystąpił kustosz kalwaryjskiego Sanktuarium (Kalwaria Zebrzydowska jest wyjątkowo zanieczyszczoną miejscowością).
Zapewne niezbyt pasuje to do prostych, czarno-białych podziałów, które wielu z nas nosi w głowie. Niestety, skrajnie upraszczające – i z gruntu fałszywe – kalki i stereotypy są wciąż powielane przez wiele osób, w tym także przez wpływowych publicystów.
„…. Kto za wami stoi?”
To się na pewno komuś opłaci – słyszymy – za działaniami antysmogowymi stoją lobbyści, działający wspierani przez Gazprom, producentów kotłów (węglowych, gazowych, na pelet, …), pomp ciepła, maseczek, oczyszczaczy powietrza, czy wreszcie sektor niskoenergetycznego budownictwa.
(Co ciekawe, oskarżenia o lobbing znacznie rzadziej wysuwane są pod adresem różnych sektorów przemysłu, zatrudniającymi przecież dziesiątki lub setki tysięcy osób, i dysponujących zarówno ogromnym budżetem, jak i bardzo silnymi wpływami.)
Chciałem w imieniu całego Polskiego Alarmu Smogowego uprzedzić chętnych do rzucania podobnych oskarżeń: jeśli będą padać bezpośrednio pod naszym adresem, będziemy bronić swojego dobrego imienia w sądzie.
Padają też innego typu zarzuty: miłośnicy węgla zarzucają antysmogowym aktywistom chęć zniszczenia sektora węglowego. Z kolei zwolennicy odnawialnych źródeł energii oskarżają nas o propagowanie gospodarki opartej na węglu i odwlekanie transformacji energetycznej.
Warto zatem po raz kolejny powtórzyć: nie jesteśmy ani przeciwko odnawialnym źródłom energii, ani przeciwko polskiemu węglowi. Uważamy jedynie, że w domowych urządzeniach grzewczych powinno się spalać wyłącznie paliwo dobrej jakości, zarówno jeśli chodzi o węgiel, jak i o drewno (szerzej: biomasę).
Również same urządzenia grzewcze muszą być odpowiedniej klasy, tak by spalanie w nich paliw stałych wiązało się z emisją akceptowalnie małych ilości szkodliwych dla naszego zdrowia substancji. Krótko mówiąc, i paliwa stałe, i urządzenia do ich spalania powinny spełniać odpowiednie normy.
Pojawiają się w końcu iście makiaweliczne pomysły, mówiące że obecne zainteresowanie tematem zanieczyszczenia powietrza to efekt działań rządu, który „przygotowuje grunt” pod masowe zwolnienia w polskich kopalniach węgla kamiennego. Tego typu argumentów nie podejmuję się komentować.
Fot. geranium alpha/Flickr