Poznań ma nowych mieszkańców. Przywędrowali z ciepłych rejonów Morza Śródziemnego. Są ich tysiące, osiedlają się na drzewach. Lokalna prasa zauważyła ich obecność kilka tygodni temu i nazwała „pluskwiakami śródziemnomorskimi”. Do niedawna owady te nie potrafiłyby przetrwać naszego mrozu. Dziś, razem z innymi ciepłolubnymi gatunkami, przeżywają ekspansję. Jak wpływa to na ekosystem? I czy mamy przygotować się na przybycie kolejnych migrantów? Odpowiada dr Marek Michalski z Katedry Zoologii Doświadczalnej i Biologii Ewolucyjnej Uniwersytetu Łódzkiego.
Pojawienie się „pluskwiaka śródziemnomorskiego” w Poznaniu to zupełna anomalia. Jest jakieś uzasadnienie dla jego występowania w Polsce?
Gatunek ten spotykamy w Polsce co najmniej od 2016 roku. Nie pojawił się więc po raz pierwszy w Poznaniu, i wcale nie pojawił się aż tak masowo. Określanie go “pluskwiakiem śródziemnomorskim” także jest nieprawidłowe, równie dobrze można powiedzieć, że np. bóbr jest „gryzoniem europejskim”. Gatunek ten nie ma jeszcze oficjalnej polskiej nazwy, choć zaproponowano „skupieńca lipowego”. W każdym razie owada tego, po łacinie określanego Oxycarenus lavaterae, po raz pierwszy stwierdzono u nas w Rzeszowie. W ciągu ostatnich kilku lat zauważono go w bardzo wielu miejscach w Polsce południowej – m.in. we Wrocławiu, Gogolinie, Nysie. Widziałem też zdjęcie pojedynczego okazu z Łodzi. To, co zaobserwowaliśmy w Poznaniu, nie jest niczym niezwykłym ze względu na liczbę osobników. Ten gatunek przeważnie występuje w tysiącach sztuk.
Ale może to wyglądać przerażająco.
Tak, ale to naprawdę dla nich naturalne – zimują głównie w skupiskach. Ciągle niewiele wiadomo o tym, jaka jest biologia tego gatunku w polskich warunkach – to znaczy, czym on się żywi. W rejonie Morza Śródziemnego ma o wiele większy wybór roślin pokarmowych. To głównie rodzina ślazowatych – malwy i ich kuzyni. W Polsce takimi bliskimi kuzynami malwy są m.in. lipy. Przypuszczamy więc, że w Europie Środkowej gatunek ten żeruje na ich młodych liściach.
Czy to gatunek groźny dla ekosystemu? Czasem chyba tak jest – pojawiają się owady, które nie mają odpowiadających im drapieżników, przez co rozpleniają się ponad miarę. To źle wpływa na całość fauny i flory.
Na pewno nie ma jeszcze „swojego” wyspecjalizowanego drapieżnika. Pluskwiaki wydzielają nieprzyjemne zapachy, bywają toksyczne, choć do tej pory nie widziałem żadnych badań na temat toksyczności tego konkretnego gatunku. W Polsce i Europie Środkowej nie stwierdzono na razie jego negatywnego wpływu na środowisko – również dlatego, że występuje głównie w mieście, gdzie może wyrządzić ograniczone szkody.
Czy pojawianie się takich gatunków może być w linii prostej połączone ze zmianami klimatu?
Te owady prawdopodobnie nie są w stanie zimować w temperaturach niższych niż minus 15 stopni. Jeśli napotykają taki mróz, to nie przeżywają zimy. Duże populacje mogą przetrwać, jeśli mamy kilka takich cieplejszych zim. Możemy jednak zapytać bardziej ogólnie: czy organizmy reagują na zmiany klimatu? Na podstawie obserwacji wielu owadów można powiedzieć, że tak. Nie mamy zbyt wielu twardych informacji o tym, jak rosnąca temperatura wpływa na wielkość populacji danych owadów. Są jednak gatunki, które obecnie ewidentnie migrują, poszerzają swoje zasięgi. Jednocześnie mamy ocieplenie klimatu, to obiektywne dane. Mamy więc prawo przypuszczać, że jedno z drugim jest związane.
I w związku z tym widzimy już jakieś trwałe zmiany w owadziej faunie?
Trzeba wyróżnić tutaj trzy zupełnie różne od siebie sprawy. Po pierwsze: mamy przypadki gatunków zawleczonych do nas z innych krajów czy kontynentów. Przyjeżdżają do nas na przykład z dostawami różnych towarów – ze wschodniej Azji, Ameryki Północnej. W tym przypadku nie można więc mówić o wpływie zmian klimatycznych. Najbardziej zauważalna ostatnio ekspansja tego typu dotyczy tak zwanej „ćmy bukszpanowej”. Drugie zjawisko to ekspansja gatunków z Europy południowej – jak w przypadku tego „pluskwiaka”. Jeśli tacy „emigranci” zdążą się rozwinąć przed końcem sezonu wegetacyjnego, to jest duża szansa, że przetrwają ciepłą zimę. Trzeba pamiętać też, że przyroda nie jest układem statycznym. Tu, gdzie żyjemy, całkiem niedawno był lodowiec – jeśli weźmiemy pod uwagę kategorie czasu geologicznego. Wszystkie gatunki, które spotykamy na ziemiach polskich, do nas przywędrowały. Jest na pewno też mnóstwo migrujących gatunków, których nie zauważamy tak, jak skupieńca lipowego. Są podobne do naszych, krajowych, nie rzucają się w oczy.
A to trzecie zjawisko?
Są owady i inne bezkręgowce, które występowały u nas zawsze na niewielkich terytoriach. Na przykład modliszka. Jest ona normalnym elementem polskiej fauny, ale zazwyczaj występowała jedynie na terenie Polski południowej. W ciągu ostatnich lat przechodzi ekspansję, doszła na północ – aż do Olsztyna. Przez dwieście lat obserwacji przyrody tego nie zauważano. Drugi taki gatunek to strojnica – bardzo ładny pluskwiak, uważany za ciepłolubny. Pająk tygrzyk – on był nawet chroniony, uważano go za gatunek południowoeuropejski. On też występuje teraz w zasadzie wszędzie, nie tylko w wyjątkowo ciepłych, suchych miejscach, ale również na wilgotnych łąkach.
Czy pojawianie się i ekspansja nowych gatunków może zrekompensować nam wymieranie innych? Na przykład pszczół?
Obserwujemy spadek liczebności wszystkich grup owadów. Te, które przeżywają ekspansję, nie mają aktualnie w Polsce naturalnych barier dla swojego rozwoju, na przykład drapieżników, pasożytów. Czasami żerują na roślinie, którą nie interesuje się żaden krajowy owad – na przykład na bukszpanie. Dlatego im może być łatwiej, ale nie zrekompensują one naszych, „krajowych” strat. Z drugiej strony trudno powiedzieć jednak, by na terenie Polski jakiś konkretny owad całkowicie wyginął, może poza gatunkami skrajnie rzadkimi, spotykanymi na pojedynczych stanowiskach. Raczej pojawiają się wciąż nowe gatunki, zazwyczaj zagospodarowują sobie nisze. Żerują na obcych roślinach – wspomnianym bukszpanie, kasztanowcu. Na pewno jednak obserwujemy ogólny spadek liczebności owadów i okresowe masowe „najazdy” obcych gatunków.
Te masowe najazdy zaburzają ekosystem?
Na szczęście nie można mówić o całym ekosystemie. Na przykład skupieńca lipowego spotykamy jedynie na drzewach nasadzonych, przyulicznych, w miastach. Inne gatunki również rozwijają się głównie w takim otoczeniu – na przykład te, które żerują na kasztanowcu. To jeden obcy gatunek na drugim obcym gatunku. Nie powiedziałbym więc raczej o dużym wpływie na przyrodę. Można jednak przypuszczać, że ekspansja nowych gatunków ukazuje nam tempo, z którym zmienia się polski klimat.
Źródło zdjęcia: Shutterstock / Ivana Stevanoski