Ostatnie Pokolenie zablokowało przyjazd Taylor Swift na Stadion Narodowy. „To sprzeciw wobec przywolenia rządów na rozupstę miliarderów, jak Taylor, których emisje doprowadzą do śmierci milionów” – przekonują organizatorzy protestu.
Oblanie warszawskiej Syrenki farbą, blokowanie głównych dróg i mostów, a wcześniej polanie dzieła van Gogha zupą – to tylko niektóre z ostatnich działań aktywistów klimatycznych. W piątek 2 sierpnia około godz. 10.00 pięć osób w pomarańczowych kamizelkach przykleiło się do jezdni w Bramie 7 na rogu ul. Siwca i Wybrzeża Szczecińskiego, którą na Stadion Narodowy wjeżdżała Taylor Swift na swój drugi koncert w Warszawie.
Aktywiści blokowali wjazd czarnej furgonetki, obsypali wjazd pomarańczowym proszkiem i trzymali baner z napisem „Nie stać nas na superbogaczy”. To hasło, które odnosi się do statystyk – 1 proc. najbogatszych ludzi na świecie, odpowiada za tyle samo emisji CO2, co najbiedniejsze 2/3 ludzkości, czyli 5 miliardów ludzi.
– Zwykli ludzie w akcie oporu są w stanie usiedli na drodze miliarderki jadącej na koncert. Jednak tylko rządy mogą naprawdę zatrzymać emisje i rozpustę bogaczy, które sprowadzają na nas zabójcze fale upałów, braki wody i miliony uchodźców – czytamy w informacji prasowej wysłanej do mediów.
- Czytaj także: 1 proc. najbogatszych emituje tyle CO2, ile 2/3 ludzkości. To jednak nie tylko miliarderzy
Aktywiści klimatyczni witają Taylor Swift w Warszawie
– Prywatne odrzutowce, jachty, nowe autostrady i brak dostępu 6 milionów Polek i Polaków do transportu publicznego są symbolem tego samego problemu – nadmiarowego, niepohamowanego uprzywilejowania tych, którzy mają pieniądze i wpływy ponad zwykłego człowieka. I Ci sami zwykli ludzie dzisiaj się temu sprzeciwili – mówi Zofia Sobczak, matka 2 dzieci, która blokowała dziś limuzynę miliarderki.
- Nie stać nas na rozpustność superbogaczy. Emisje, które zużywają na loty prywatnymi odrzutowcami są potrzebne ludziom, by ogrzać dom lub kupić tanie jedzenie. Miliarderzy jak Taylor żyją na nasz koszt, a rządy na to pozwalają – dodaje Sobczak.
Ostatnie Pokolenie to kampania obywatelska, której członkowie chcą zmusić rząd, żeby zaczął poważnie traktować zdrowie i bezpieczeństwo obywateli w czasach zagrożonych zapaścią klimatyczną. Domagają się zmian, które służą przede wszystkim najsłabszym i najbardziej wykluczonym społecznie.
Mają dwa główne postulatu:
- przesunięcie 100 proc. środków z nowych autostrad na regionalny transport publiczny
- jeden bilet za 50 zł miesięcznie na transport regionalny.
Nieposłuszeństwo obywatelskie w ochronie klimatu. Czy akcje Ostatniego Pokolenia mają sens?
– Część osób jest w szoku, część krytykuje. Jednak niezaprzeczalnym faktem jest, że wywołują ogromną dyskusję o klimacie. Żaden raport o stanie klimatu nie sprawi, że kilka milionów ludzi będzie rozmawiać o tym palącym problemie i wymieniać się opiniami o postulatach Ostatniego Pokolenia dotyczących transportu zbiorowego. A zakłócenia życia publicznego właśnie to powodują – mówi zapytana przez SmogLab Julia Keane z Ostatniego Pokolenia.
O tym, że ma to wzbudzać zainteresowanie mówił na łamach SmogLabu dr hab. Michał Wróblewski, prof. UMK związany z Instytutem Socjologii. – Celem radykalizacji formy protestów nie jest tylko i wyłącznie przekonanie opinii publicznych do takich, a nie innych racji, ale przede wszystkim utrzymywanie zainteresowania danym tematem oraz zmuszenie do działania decydentów politycznych. Patrząc na historię ruchów społecznych, możemy podać wiele przykładów radykalnych form protestów, które dotyczyły na przykład praw człowieka i obywatela.
Negatywny efekt może prowadzić do postrzegania wszystkich, którzy na sztandarach mają klimatyczne postulaty, jako „ekoterrorystów” czy chuliganów. Jednak to nie wszystko. Negatywny odbiór takich aktów może powodować wzrost poparcia dla bardziej wyważonych praktyk, przedefiniowując tym samym „ekoterroryzm” tak często zarzucany choćby redakcjom piszącym o środowisku.
– Z drugiej strony są też wyniki badań prowadzonych przez Brenta Simpsona i kolegów. Pokazują, że użycie radykalnych taktyk może tak naprawdę sprawiać, że poparcie publiczne dla bardziej umiarkowanych części ruchu rośnie. Często oblanie czymś pomnika czy dzieła sztuki (jak zrobiły to aktywistki Just Stopi Oil z obrazem van Gogha) nie ma na celu zniszczenia tego obiektu, a zwrócenie uwagi na sam problem. Wszystko wskazuje na to, że użycie bardziej radykalnych środków nie musi negatywnie wpływać na postawy wobec postulatów ruchu – mówi nam dr Joanna Grzymała-Moszczyńska, psycholożka społeczna z Instytutu Psychologii UJ, współautorka książki „Walcz, protestuj, zmieniaj świat. Psychologia aktywizmu”.