Okazuje się, że żyjące u wybrzeży Wielkiej Brytanii morświny już z mlekiem matki spożywają chemikalia, które mogą niekorzystnie wpływać na ich mózg oraz resztę układu nerwowego. Do takich wniosków doszli badacze z Zoological Society of London, którzy analizowali zanieczyszczenie ich organizmów polichlorowanymi bifenylami (PCBs), których nie wykorzystuje się… od lat 80-tych.
Polichlorowane bifenyle to substancje chemiczne, które od lat 30. były stosowane m.in. w urządzeniach elektrycznych i elektronicznych, a także farbach, powłokach powierzchniowych i smarach. Z powodu swojej toksyczności (zarówno dla środowiska, jak i ludzi) zostały jednak zakazane na przełomie lat 70. i 80. i zastąpione innymi związkami. Niestety, jak wskazują naukowcy, substancje te nadal trafiają do środowiska morskiego, m.in. w skutek ich wypłukiwania z powierzchni lądu.
Badacze z Zoological Society of London podjęli się więc sprawdzenia, czy mogą one być szkodliwe dla morskich ssaków, jakimi są morświny żyjące wokół Wysp Brytyjskich. Przyglądając się bliżej względnie powszechnym morświnom, naukowcy chcieli ocenić, czy związki te mogą szkodzić także rzadszym, spokrewnionym z morświnami gatunkom. Jednym z nich jest orka oceaniczna (ang. killer whale), która posiada jedynie 8 przedstawicieli rejestrowanych wokół Wielkiej Brytanii.
Trucizna spożywana z mlekiem matki
W badaniu wykorzystane zostały dane wygenerowane przez Centre for Environment Fisheries and Aquaculture Science na podstawie analizy próbek od 696 morświnów, zebranych na przełomie lat 1992-2015.
Okazuje się, że podczas gdy starsze walenie narażone są przede wszytki nam okta-chlorowane bifenyle, w najmłodszej, karmionej mlekiem matek grupie dominuje zanieczyszczenie organizmów tri-chlorowanymi substancjami. Różnicę tą badacze tłumaczą procesami zachodzącymi w organizmach matek w trakcie laktacji, co oznaczałoby, że dominujące u najmłodszych toksyny pochodzą nie ze środowiska, lecz od ich własnych matek. Mówiąc najprościej: organizmy matek mimowolnie oczyszczają się z toksyn, których przetworzona część trafia do ich dzieci wraz z mlekiem.
Z punktu widzenia zdrowia morświnich niemowląt niepokojący jest fakt, że odmiana toksyny, na jaką były one narażone, należy do grupy bifenyli, która jest silniej toksyczna dla rozwijających się organizmów.
Jak podkreślają badacze, choć optymistyczne jest to, że odnotowywane stężenia bifenyli sukcesywnie spadają (m.in. w wyniku wprowadzonego zakazu), w wodach wciąż znajdują się inne szkodliwe dla morskich zwierząt związki, takie jak rtęć, środki zmniejszające palność i chlorowane pestycydy. Podkreślają zatem, że w celu ochrony morskich ssaków, w tym gatunków zagrożonych wyginięciem, konieczne jest bliższe przyjrzenie się temu, w jaki sposób toksyny trafiają do środowiska, a następnie organizmów zwierząt.
Z pełnymi wynikami badań (w j. angielskim) można zapoznać się tutaj.
Zdjęcie: Shutterstock/Elise V