Firmy solarne szukają wyjścia z zapaści, w którą wpędza je nowa administracja USA. Amerykanie próbują wielu sposobów, by ominąć machinę sterowaną przez Trumpa.
Coraz więcej obywateli w USA deklaruje chęć montażu paneli na dachach, a sondaże pokazują, że poparcie dla OZE utrzymuje się na wysokim poziomie – nawet w konserwatywnych stanach. Entuzjazm nie przekłada się jednak na tempo przyłączania nowych instalacji do sieci.
W Stanach Zjednoczonych największą przeszkodą dla rozwoju odnawialnych źródeł energii okazuje się polityka. Co cztery lata producenci i konsumenci OZE stają przed tym samym pytaniem: czy administracja będzie przychylna rozproszonej energetyce – jak za kadencji Joe Bidena w latach 2020–2024 – czy wroga, jak obecnie pod rządami Trumpa?
Konsumenci i firmy w potrzasku
Biurokratyczna lawina utrudnia uzyskanie pozwoleń na domowe instalacje solarne, szczególnie w uboższych społecznościach. Same zapowiedzi Trumpa o ograniczeniu ulg i zachęt dla OZE już zdążyły ostudzić rynek – pojawiła się niepewność, a inwestorzy i konsumenci zaczęli odkładać decyzje.
Część przedsiębiorców zarzuca administracji celowe działania na niekorzyść energetyki słonecznej: opóźnienia regulacyjne, ograniczenia w przyłączaniu instalacji do sieci oraz próby osłabienia federalnych ulg podatkowych. Akcje spółki Sunrun – lidera rynku instalacji domowych – straciły na wartości m.in. w związku z deklaracjami politycznymi i blokowaniem kampanii promujących fotowoltaikę. Choć ceny paneli spadają, biurokracja za kadencji Trumpa sprawia, że coraz trudniej przekonać konsumentów do inwestowania w OZE.
Nick Josefowitz z organizacji pozarządowej Permit Power, powiedział wprost: – Budowa panelu słonecznego jest teraz tania. To tańsze niż produkcja deski. Ale owinęliśmy ten cud techniki w rulony biurokracji, żeby był zbyt drogi dla amerykańskich rodzin.

Program komputerowy uratuje sytuację?
Andrew Birch, założyciel solarnej firmy programistycznej z Oakland, stworzył oprogramowanie SolarAPP+. Ma ono radykalnie skrócić czas oczekiwania na pozwolenia na domowe instalacje fotowoltaiczne. Program automatyzuje składanie wniosków i w czasie rzeczywistym sprawdza zgodność projektów z lokalnymi przepisami oraz standardami bezpieczeństwa.
Jeśli wszystkie wymogi są spełnione, pozwolenie wydawane jest automatycznie – bez wielotygodniowego oczekiwania na decyzję urzędnika. Cała procedura może potrwać zaledwie kilka minut. Zdaniem krytyków, bariery narosły właśnie za kadencji Donalda Trumpa i mają zniechęcać do inwestowania w domową fotowoltaikę.
Matthew McAllister, kierujący programem SolarAPP+, podkreśla, że obecnie 5 proc. projektów dachowych otrzymuje natychmiastowe pozwolenia. Wiosną liczba automatycznie zatwierdzanych wniosków sięgała nawet tysiąca tygodniowo. – Naszym celem do końca dekady jest przetworzenie połowy wniosków, co pozwoli realnie obniżyć koszty i ceny – mówi McAllister.
System wdrożyły już Kalifornia, Maryland i New Jersey. Z kolei Kolorado początkowo odnosiło się do tej inicjatywy z rezerwą.
USA w tyle za Niemcami i Australią
Za prezydentury Joe Bidena (2021–2024) rząd federalny wspierał rozwój odnawialnych źródeł energii – programy dotacyjne, uproszczenia regulacyjne i modernizację infrastruktury. Te działania pobudziły rynek i zwiększyły zainteresowanie OZE, także wśród umiarkowanych Republikanów.
Wiele stanów, zarówno demokratycznych, jak i republikańskich, inwestuje dziś w energetykę słoneczną, coraz bardziej opłacalną ekonomicznie. Jednak obecny prezydent Donald Trump, pod presją lobby paliw kopalnych, ogranicza rozwój OZE. Mimo że fotowoltaika jest konkurencyjna cenowo i technologicznie, agencje federalne stawiają dodatkowe bariery administracyjne i zmniejszają wsparcie.
Opór wobec OZE wynika z silnych wpływów sektora węgla, ropy i gazu, obawiającego się utraty rynku. Firmy te finansują kampanie polityczne, w tym kampanię Trumpa, licząc na korzystne dla siebie decyzje. Celem jest spowolnienie transformacji energetycznej – mimo rosnącej presji społecznej i ekonomicznej. Stawką są nie tylko interesy USA, lecz także globalne cele klimatyczne.
Dla porównania: w Niemczech małe instalacje PV nie wymagają już pozwoleń budowlanych, a jedynie zgłoszenia do operatora sieci i rejestracji w systemie. W Australii procedury trwają zwykle dwa–trzy dni i odbywają się online, co znacząco przyspiesza cały proces.
Według danych z 2024 roku średni koszt instalacji 1 W energii słonecznej w Australii to ok. 0,55 USD. W USA – znacznie więcej, bo ok. 2,50 USD za 1 W, a w San Francisco nawet 5,80 USD. Różnica wynika głównie z tzw. „soft costs”, czyli kosztów administracyjnych, robocizny, certyfikacji oraz biurokratycznych barier, które znacząco podnoszą cenę inwestycji.
–
Zdjęcie tytułowe: Bilanol/Shutterstock