Pojechaliśmy do wsi i miejscowości graniczących z kopalnią odkrywkową węgla brunatnego Turów, aby oddać głos mieszkańcom regionu. Zapytaliśmy, czy przyszłość bez kopalni istnieje.
Olbrzymia wyrwa w ziemi i długo, długo nic. Tak wygląda kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego, o której prawdopodobnie wszyscy w Polsce słyszeli. Zajmuje tyle, co niemal 3,5 tys. boisk piłkarskich. Albo tyle, co 31 ogrodów łazienkowskich w Warszawie. Mowa o „KWB Turów” na Dolnym Śląsku. Miejscu, które rozpala dyskusje od gór aż po morze.
Sam region jest unikatowy, bo leżący na tzw. trójstyku. Graniczą tu ze sobą Polska, Niemcy i Czechy. Takich miejsc jest w naszym kraju jedynie 6. By znaleźć Turów na mapie, trzeba kierować się w lewy dolny róg polskich granic. Tam zobaczymy dużą białą plamę, otoczoną zielenią. To cel naszej podróży. Pojechaliśmy do urokliwej Bogatyni, znikającego Opolna-Zdroju i graniczącego z kopalnią Białopola, aby oddać głos mieszkańcom regionu, którzy znaleźli się w samym sercu politycznej bijatyki.
Odkrywka w Turowie pilnie strzeżona
Wjeżdżając do Bogatyni, która administracyjnie zawiera w sobie większość terenu kopalni, można słuchać radia w dowolnym z trzech języków. Do Pragi jest bliżej niż do Warszawy. Do Berlina zresztą też. Odkrywka robi wrażenie, szczególnie przy pierwszym poznaniu. Przy dłuższym pobycie widać, to, co pozostaje niedostrzeżone z daleka.
Twierdza Turów – jak mówią sami mieszkańcy, nie zaprasza do odwiedzin. Atmosfera, która panuje wokół terenu i podjęte środki bezpieczeństwa – przypominają obiekt militarny. O ile w przypadku samej elektrowni, która jest dobrem strategicznym, można to zrozumieć, o tyle w przypadku wielkiej dziury w ziemi, tworzy to aurę tajemniczości i strachu.
Wejścia na teren odkrywki są pilnie strzeżone. Gdy podjeżdżamy do głównej bramy, natychmiast wyskakuje ochroniarz. – Panie, tu nie wolno robić zdjęć – krzyczy z daleka widząc, że fotografujemy wjazd do kopalni. – Przecież nie możecie zabronić robienia zdjęć z publicznego terenu – odpowiadamy. Ochroniarz przyznaje racje, jednak mówi, że taka reakcja jest od niego wymagana. Sytuacja powtarza się później jeszcze kilka razy, także przy innych punktach kontrolnych. Jeśli komuś przyjdzie do głowy forsowanie granic odkrywki – najpierw spotka tabliczki informujące o zakazie wstępu. Na wszelki wypadek napisy przygotowano w trzech językach. A jeśli akurat jej nie zauważymy, to możemy natknąć się na mobilny patrol z uzbrojonymi ochroniarzami.
Więcej – nad terenem kopalni obowiązuje zakaz latania dronami. Z jakiegoś powodu teren postanowiono uczynić tak niedostępnym dla postronnych osób, że zamknięto nawet ogólnodostępny punkt widokowy. Chroni go dwumetrowe ogrodzenie z drutem kolczastym na wierzchu. Tymczasem podobne punkty widokowe z powodzeniem funkcjonują przy odkrywkach – np. w niemieckim Griessen.
Kopalnia będzie zamknięta – „kto mówi inaczej, bzdury opowiada”
– To po tych protestach ekologów – przyznaje pan Wojciech, wspominając, jak grupa aktywistów z Greenpeace Polska weszła na teren odkrywki i wywiesiła transparenty na koparce górniczej. Mieszkańca spotykamy na świeżo zrewitalizowanym rynku w centralnym punkcie Bogatyni. Wcześniej był tu dworzec kolejki wąskotorowej, później dworzec PKP. Dziś ładna zieleń, ławki, plenerowa wystawa i lokalne muzeum prowadzone przez samych mieszkańców. – Wstęp w każdy czwartek o 16:00 – brzmi tabliczka. Akurat mamy szczęście, bo i dzień tygodnia się zgadza i sama godzina też. Historia regionu to włókiennictwo, o czym przypominają zabytkowe krosna znajdujące się w budynku. To dziedzictwo widać też na ulicach. Domy przysłupowe to element charakterystyczny dla polsko-czesko-niemieckiego pogranicza. Lekka konstrukcja pozwalała budynkowi „pracować” podczas pracy warsztatów tkackich, które generowały dużo drgań. Zwykłe murowane domostwa mogły tego nie wytrzymać.
Pan Wojciech jest już po 60 i wie, że kopalnia w końcu zostanie zamknięta. – A każdy, kto mówi inaczej, to bzdury opowiada – mówi nam starszy mężczyzna. Nie przeszkadza mu w tym fakt, że jak niemal każda spotkana podczas tej podróży osoba, pracował „na kopalni”. Wciąż pracuje tam część jego rodziny. I wielu znajomych.
Kopalnia to największy pracodawca w regionie. Razem z towarzyszącą jej elektrownią zatrudnia około 5 tys. osób. Przynajmniej według burmistrza Bogatyni. Wojciech Dobrołowicz startował z ramienia Prawa i Sprawiedliwości i dziś z partią dobrze żyje. To zresztą relacja korzystna dla obu stron, bo kopalnia i różnie definiowany wróg, który chce ją zamknąć, a przed którym to można jej bronić, jest rządzącym na rękę. Szczególnie w trwającej kampanii wyborczej.
Konferencje przed wjazdem do kopalni
W czerwcu 2023 r. pod wjazdem do kopalni (tym samym, pod którym kategorycznie nie można robić zdjęć) zorganizowano wiec partyjny. Przyjechali najważniejsi politycy PiS z premierem Mateuszem Morawieckim i wicepremierem Jackiem Sasinem na czele. Data nie była przypadkowa. Kilka dni wcześniej Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wstrzymał koncesję na wydobycie węgla po 2026 r. Sędzia uznał, że zachodzi niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody w środowisku i wstrzymał wykonanie decyzji środowiskowej, która jest podstawą dla dokumentów zezwalających na dalszą eksploatację odkrywki.
– Kto nie przestrzega prawa lub z niego drwi, prędzej czy później wpadnie we własną pułapkę. W Bogatyni wszystko zostało postawione na jedną kartę, a teraz może się okazać, że ten domek z kart po prostu runie dużo wcześniej niż sobie to wszyscy wyobrażają – mówił wtedy Radosław Gawlik ze Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA. To jedna z kilku organizacji, która zaskarżyła środowiskowe dokumenty. Co ważne sąd jedynie wstrzymał decyzję o dalszym wydobyciu do czasu merytorycznego rozpatrzenia skarg. Nie przeszkodziło to politykom ruszyć do Turowa, by w świetle telewizyjnych kamer rozpocząć misję ratowania kopalni.
Wiece wyborcze pod elektrownią w Turowie
– Do polskiej racji stanu należy obrona Turowa. (…) Zastosujemy wszystkie mechanizmy prawne, proruszymy niebo i ziemię. Albo uzyskamy wszystkie zgody, albo i tak Turów, jeśli tylko wyborcy tak zadecydują, będzie dalej funkcjonował – mówił podczas wiecu premier Morawiecki, zapowiadając, że niezależnie od wyniku sądu kopalnia będzie działać. Zaraz po szefie rządu Jacek Sasin cytował Lecha Kaczyńskiego, mówiąc o bezpieczeństwie energetycznym. – Dzisiaj Polska rozwija się bardzo szybko. Jesteśmy tygrysem Europy, wzorem dla innych i obiektem zazdrości. Ale także jesteśmy obiektem niepokojów elit europejskich – głosił wicepremier Sasin.
Jesteśmy tygrysem Europy, wzorem dla innych i obiektem zazdrości.
minister Jacek Sasin
Trzy tygodnie później na miejsce przyjechało jeszcze więcej polityków, na czele z prezesem Kaczyńskim. Na oficjalnym wiecu pojawili się także Beata Szydło i Zbigniew Ziobro. Lokalni mieszkańcy mówili, że większość uczestników została przywieziona autokarami.
- Miesiąc później – w lipcu 2023, Naczelny Sąd Administracyjny uchylił decyzję sądu wojewódzkiego wstrzymującą koncesję. Sprawa nie jest jednak zakończona. Ostateczny termin rozprawy, na której WSA w Warszawie rozstrzygnie, czy decyzja środowiskowa została wydana z naruszeniem prawa, został wyznaczony na 31 sierpnia.
Mieszkańcy o politykach: niech powiedzą, co teraz mogą zrobić, nie za 30 lat
Gdy znad kopalni wieje wiatr, w powietrzu czuć specyficzną woń. Można ją porównać do tego, który panuje w piwnicy z wilgotnym węglem. Sąsiedztwo kopalni to także wieczny szum związany z działającymi non-stop taśmociągami i bardzo wyraźne odgłosy cofających pojazdów. Nic dziwnego, że Czesi zażyczyli sobie bariery akustycznej.
Anię i Tomka spotykamy spacerujących w pasie graniczącym z odkrywką. On jest lokalnym przedsiębiorcą, ona pracuje w publicznej jednostce. – Dlaczego część osób broni zakładu? Bo bonusy z pracy na kopalni są olbrzymie. Kasa zapomogowo-pożyczkowa, fundusz remontowy, trzynastki, czternastki, Barbórka, zyski, akcje i jeszcze długo by wymieniać – mówi Tomek, którego znajomi pracują na odkrywce.
Kopalnia przez lata przesuwała się w stronę Opolna-Zdroju, pochłaniając kolejne połacie terenu. O szkody w domostwach pytamy emerytowanego pracownika kopalni, który prosi nas o anonimowość: – Zabrali Opolno i więcej nie wezmą. Czy szkoda ludzi? No szkoda, ale tam węgiel dobry. Bardzo dobry, nie ma w nim siarki.
Na wywłaszczenia zwracają uwagę także wspomniani Ania i Tomek. – Ludzie lata czekali na wykupy, a teraz zostają z niczym. Kiedyś dało się za te pieniądze coś kupić, zbudować. Dziś na niewiele to wystarcza. Ta niepewność jest najgorsza. Znamy rodziny, które czekają na te pieniądze już któreś pokolenie.
Gdy pytamy o przyszłość regionu, są wyraźnie poirytowani obecną polityką. – Jaka przyszłość? Słyszymy o fantazjach o jeziorze, to może za kilkadziesiąt lat powstanie. Niech oni powiedzą, co teraz mogą zaproponować dla mieszkańców. Za rok czy za dwa, a nie za 30 lat.
„Gdy staniemy plecami do kopalni Turów, to widać całą Europę”
Magdalena Kościańska prowadzi lokalną Telewizję Bogatynia. – Mało młodych idzie pracować do kopalni. To nie jest już tak atrakcyjny pracodawca. Mamy blisko do Niemiec i do Czech, gdzie płace są o wiele wyższe dla młodych, a praca atrakcyjniejsza. Bo jednak w kopalni to ciężka, fizyczna praca, a zarobki niekoniecznie super. Młodzi mają coraz większą świadomość, wiedzą, że czasy się zmieniają. Do tego jeszcze niepewność, jeśli chodzi o termin zakończenia wydobycia.
Jaka przyszłość regionu? – Wystarczy zmienić perspektywę. Gdy staniemy plecami do kopalni to widać całą Europę – piękne czeskie i niemieckie góry, otwarte granice, Pragę, Drezno. Znając języki, można z tego wszystkiego korzystać. Czy ludzie nie będą mieli pracy? – O to się nie martwię. Dużo osób pracuje tam, mając prawa emerytalne. Za 10 lat takich osób w najbardziej produktywnym wieku będzie może z 20 proc. Proces zamykania kopalni i elektrowni się i tak toczy, załoga z roku na rok jest coraz mniejsza.
– Politycy przyjeżdżają, odjeżdżają, a my zostajemy ze swoimi problemami. Żadne z nich nie zostały rozwiązanie, a wręcz przeciwnie. Zaraz po tym słynnym wiecu gruchnęła na nas wiadomość, że nasza elektrownia Turów zaserwowała nam podwyżki na ciepło, dosyć dotkliwe, bo prawie 70 proc. więcej. Ciepło miejskie pochodzi właśnie z elektrowni. Za chwile ludzie znowu zamontują piece i będą palić chrustem.
„Turów albo śmierć”
Artur Oliasz to lokalny samorządowiec, radny gminy Bogatynia, i były przewodniczący tej rady. – Każdy z nas jest za tym, żeby kopalnia funkcjonowała do określonej daty w przyszłości – mówi zapytany o dalsze losy zakładu. Zaraz potem dodaje, że transformacja powinna się toczyć równolegle, a nie dopiero po zamknięciu kopalni i elektrowni. – Dziś to się nie dzieje. Nie ma założeń, nie ma planów. Środki europejskie przeznaczone na nasz region to był miliard euro. Wystarczyło wyznaczyć datę końcową funkcjonowania kopalni. Tak się nie stało i środki przepadły. Podnoszone przez niektórych hasło 'Turów albo śmierć’ może doprowadzić do sytuacji, że będzie i śmierć Turowa i śmierć regionu – mówi Oliasz.
Radnego pytamy o przyszłość regionu bez kopalni i elektrowni. – To nie jest tak, że ktoś z mieszkańców ma złoty środek na to. Potrzebne są wyspecjalizowane instytucje, think-tanki, które nakreślą nam sposób dalszego funkcjonowania gminy. Naszym największym atutem, który nie jest wykorzystywany, to położenie na trójstyku. Czechy i Niemcy mamy rzut beretem. Tutaj powinna być współpraca, nie rywalizacja – podsumowuje samorządowiec.
Lokalna społeczność pod lupą naukowców
Prof. Uniwersytetu Wrocławskiego – Katarzyna Majbroda z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej, prowadzi na terenie Bogatyni i okolic wywiady z mieszkańcami. – Przyglądam się, jak żyją i funkcjonują w sąsiedztwie Turowa. Jak doświadczają tego sąsiedztwa, co myślą o transformacji i dekarbonizacji również w kontekście świadomości kryzysu klimatycznego. Jakie są główne tematy? Jest duża obawa o przyszłość po węglu – to ogromna niewiadoma. Mało kto mówi o przyszłości tego miejsca. Nie mówię o populistycznych wydarzeniach, wiecach politycznych, tylko o systemowych konsultacjach społecznych. Takiej debaty nie ma. Lokalne organizacje pozarządowe wraz z zaprzyjaźnionymi ludźmi sztuki i nauki rozwijają edukację w tym zakresie. Natomiast dokumenty i plany decydentów nie uwzględniają lokalnej tkanki społecznej, kulturowej, obaw i nadziei tych ludzi – podkreśla naukowczyni.
Najczęstszy wątek? – Zwykle to opowieść o tym, że ojciec, czy dziadek funkcjonowali w kopalni lub elektrowni. Na Górne Łużyce przyjeżdżały całe rodziny z centralnej i wschodniej Polski – konkretnie do pracy w kopalni. Słyszę opowieści, że mąż pracuje w kopalni, brat, pracował dziadek. Kultura węgla to jest istotny wątek tożsamości tego regionu. W Turowie pracują też kobiety – to trzeba podkreślić, że kobiety m.in. obsługują maszyny. Natomiast młodzi wyjeżdżają do Czech lub Niemiec za pracą. Część stara się o zatrudnienie w Turowie ze względu na zarobki i zaplecze socjalne. Jednak odejście od węgla jest konieczne i nieuniknione, dlatego tak ważne jest badanie świadomości społecznej dotyczącej transformacji energetycznej i przygotowań do niej.
Turów – takie są fakty
Politycy, którzy chętnie odwiedzają okolice zakładu, nie wspominają o szczegółowych założeniach ich własnych dokumentów. Sprawdziliśmy, jak one wyglądają.
- Przyjęta przez rząd Polityka Energetyczna Państwa do 2040 r. (PEP2040) wprost mówi, że zapotrzebowanie na węgiel brunatny będzie spadać.
- Marginalizowane ma być tym samym pozyskiwanie energii z bloków zasilanych węglem brunatnym.
- Prognozowana produkcja energii elektrycznej z węgla brunatnego ma spaść z 50,6 TWh w 2025 do 4,6 TWh w 2040 r.
- Tym samym procentowy udział energii pozyskiwanej z węgla brunatnego w strukturze wytwarzania energii elektrycznej ogółem spada z 30 proc. w 2025 r. do 2 proc. w 2040 r.
- Ten sam dokument zakłada, że transformacja energetyczna Polski, w tym szczególnie regionów opartych na górnictwie przyniesie setki tysięcy nowych miejsc pracy. – Wygenerowanych zostanie ok. 300 tys. nowych miejsc pracy. To ponad trzykrotnie więcej niż aktualne zatrudnienie w górnictwie węgla kamiennego i brunatnego, które w 2018 r. wyniosło blisko 82 tys. – czytamy w PEP2040.