Najnowszy raport organizacji Union of Concerned Scientists uderza w nadzieje, jakie wielu wiąże z ideą sharing economy w dziedzinie transportu. Według ustaleń autorów podróżowanie po mieście w ramach platform takich jak Uber czy Lyft wiążą się z wyższymi emisjami niż w przypadku podróży własnym samochodem. Obrońcy aplikacji podkreślają za to, że dzięki takim przewozom mniej osób zdecyduje się na kupno własnego auta.
Badacze z Union of Concerned Scientists przyjrzeli się emisjom dwutlenku węgla, związanym z podróżowaniem po mieście z wykorzystaniem platform ride-sharingowych* takich jak Uber i Lyft. Chcieli w ten sposób sprawdzić, czy rozpowszechniony w ostatnich latach sposób poruszania się po mieście pomaga zmniejszyć wpływ transportu na klimat.
Niektórzy w idei sharing economy (w którą ma wpisywać się działanie wspomnianych platform) dopatrują się recepty na wiele problemów współczesności. Nie tylko gospodarczych (ułatwiając kontakt usługodawcy z usługobiorcą), ale i środowiskowych czy społecznych. Okazuje się jednak, że współdzielenie w dziedzinie transportu niekoniecznie prowadzi do optymalizacji liczby przejazdów, co pozwalałoby zaoszczędzić paliwo i tym samym emisje dwutlenku węgla czy zanieczyszczeń.
Główny wniosek autorów raportu dotyczy porównania przejazdów za pośrednictwem aplikacji z wyborem własnego samochodu. Według danych przeanalizowanych przez UCS, jazda Uberem czy Lyftem emituje o 50 proc. więcej CO2 niż podróż własnym autem. Jako głównego winnego wskazano tzw. „deadheading„, czyli trasy, które kierowca pokonuje bez pasażera, pomiędzy klientami. Jak wynika ze statystyk z kilku dużych miast USA, podawanych przez portal CityLab, kierowcy Ubera i Lyfta poświęcają na dotarcie do klienta nawet 40 proc. pokonywanych przez siebie mil. A niejako daremna podróż wiąże się nie tylko z emisjami gazów cieplarnianych, ale i zanieczyszczeń powietrza.
Czytaj także: Czy walcząc ze smogiem powstrzymamy zmiany klimatu?
Według UCS jeszcze gorzej wypada porównanie podróżowania z pomocą aplikacji przewozowych z jazdą transportem zbiorowym, rowerem czy pójściem pieszo. Okazuje się, że szacowane emisje są wyższe o 69 procent, niż w przypadku wybrania alternatywnego środka transportu.
Rzecznik firmy Lyft, cytowany przez portal CityLab, nazywa raport „dezinformującym”, ponieważ nie uwzględnia on korzyści środowiskowych, płynących z rezygnacji z posiadania własnego samochodu. A do tego skłaniać ma właśnie powszechność usług oferowanych przez platformy ride-sharingowe. Rzecznik Ubera, Xavier Van Chau, mówi natomiast o współpracy firmy z miastami, poprzez którą stara się ona wspierać je w dążeniu do niskoemisyjności. Wspomina, że Uber promuje wspólne przejazdy – czyli takie, w których kilku klientów, udających się w różne punkty miasta, jedzie jednym samochodem.
Autorzy raportu nie przekreślają możliwości platform sharingowych, jeśli chodzi o ograniczanie emisyjności. Wśród działań, które rekomendują właścicielom m.in. Ubera i Lyfta, znalazła się elektryfikacja floty pojazdów, dzięki której samochody spalinowe byłyby zastępowane przez elektryczne. Taka zmiana jednak wiązałaby się z kosztami zakupu „elektryka”, który najprawdopodobniej ponieść musiałby kierowca. To z kolei… stanowiłoby barierę dla osób chcących świadczyć usługi za pośrednictwem platformy mobilnej.
Badacze z UCS apelują również do firm o udostępnianie większej ilości szczegółowych danych, które mogłyby zostać wykorzystane przy projektowaniu niskoemisyjnego transportu. Ich najnowsza analiza opierała się na publicznie dostępnych danych z sześciu amerykańskich miast – Bostonu, Chicago, Los Angeles, Nowego Jorku, San Francisco, Seattle i Waszyngtonu – a także bazowała na wynikach innych badań, w tym jednego zleconego przez firmy Uber i Lyft.
_
* Choć w odniesieniu do platform takich jak Uber i Lyft stosowane jest pojęcie ride-sharingu (dosł. dzielenia się jazdą), nie brakuje krytyków, którzy rezerwują to sformułowanie dla platform służących do umawiania się na wspólny przejazd, a nie regularnie świadczonych usług. Wobec tego stosowane jest również alternatywne pojęcie ride-hailingu, a więc w wolnym tłumaczeniu jazdy na zamówienie.
Używanie pojęcia ride–sharingu sugeruje również, że działalność ta wpisuje się w koncepcję ekonomii współdzielenia, co również jest tematem kontrowersyjnym, chociażby ze względu na to, że platformami zarządzają wielomiliardowe korporacje.
_
Ze szczegółami raportu Union of Concerned Scientists można zapoznać się tutaj.
Zdjęcie: Shutterstock/Snapic_PhotoProduction