Migracje ludzi, chcących dostać się do innego kraju zawsze wiązały się z ryzykiem utraty życia. Poza regionem Morza Śródziemnego niebezpiecznym szlakiem migracyjnym jest granica meksykańsko-amerykańska. Globalne ocieplenie sprawia, że uchodźcy coraz częściej chcą dostać się do USA. Niestety, coraz więcej migrantów ginie nim tę granicę przekroczy. Przed ofiarami zmian klimatu stoi trudny wybór, ale cały problem jest do rozwiązania.
Tysiące ludzi giną daleko na pustyni
Stany Zjednoczone to supermocarstwo, które oferuje ludziom duże możliwości. Mimo to nie jest to państwo otwarte na oścież dla tysięcy migrantów, pochodzących z Ameryki Łacińskiej. Uchodźcy, zdając sobie sprawę, że nie będą mogli dostać się do USA w legalny sposób, próbują to robić nielegalnie. Ludzie ci, chcąc obejść dobrze strzeżone punkty graniczne, wybierają drogę przez odludne tereny pustynne. Taki wybór wiąże się z ryzykiem utraty życia, które w ostatnich latach staje się coraz większe. Przyczyną jest postępujące ocieplenie klimatu, w wyniku czego wędrówka przez takie miejsca jak Pustynia Sonora są coraz większym wyzwaniem.
Według danych amerykańskiej straży granicznej ponad 7 tys. migrantów zginęło podczas prób przekroczenia granicy meksykańsko-amerykańskiej w latach 2000-2020. To są oficjalne dane, bo rzeczywista liczba zgonów prawdopodobnie jest znacznie wyższa. Uchodźcy oczywiście nie zostali zastrzeleni przez pograniczników, tak jak dzieje się to na granicy indyjsko-bengalskiej. Zrobiły to warunki atmosferyczne, gdyż migranci nie mieli pełnej świadomości z zagrożenia. Nie byli przygotowani na ekstremalne warunki i brak dostępu do wody pitnej.
Jason De León, antropolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego, kieruje programem Undocumented Migration Project. To program, którego celem jest badanie problematyki nielegalnej migracji. W ostatnim badaniu De León i jego koledzy szacowali obecne ryzyko odwodnienia i śmierci migrantów. Opracowali model, by sprawdzić, jak będzie rozwijać się sytuacja w ciągu najbliższych 30 lat. Badacze odkryli, że wraz ze wzrostem temperatur i pogarszającymi się warunkami pogodowymi na pustyni, liczba zgonów będzie rosnąć.
Migracja to problem, z którym USA mają do czynienia od lat. Przez ostatnie dekady podstawową przyczyną migracji z krajów latynoskich była bieda, a także sytuacja polityczna i wysoka przestępczość. De León dodaje, że w ostatnich latach coraz bardziej zaczyna narastać problem zmian klimatycznych. Tak więc coraz więcej ludzi migrujących do USA to uchodźcy klimatyczni.
Globalne ocieplenie zmusza ludzi do ucieczki
Okoliczności są różne. Ludzie uciekają głównie z zachodniego Meksyku, bo region doświadcza coraz większych susz i niedoborów wody. Jednocześnie zapotrzebowanie na wodę pozostaje wysokie. Problem ten staje się jednak coraz większy, bo susza według ostatnich szacunków obejmuje już praktycznie całą północ kraju. IPCC przewiduje, że już ocieplenie planety o 1,5oC da zauważalny wzrost okresów bezdeszczowych w całym Meksyku. Dalsze ocieplenie tylko ten problem nasili. Szczególnie że ocieplenie planety o 2oC sprawi, że spadnie też suma opadów, a jedynym czynnikiem spowalniającym ten proces, będą coraz silniejsze huragany.
Meksyk, w którym żyje prawie 130 mln ludzi, to nie jedyny kraj, z którego zmiany klimatyczne wypędzają ludzi. Na południu leżą takie państwa jak Honduras, któremu zamiast suszy doskwierają coraz silniejsze huragany i związane z nimi powodzie. W 2020 roku w Honduras i sąsiednią Nikaraguę uderzył huragan Eta, a potem Jota. Te dwa potężne cyklony zmusiły około 247 tys. mieszkańców Hondurasu do opuszczenia swoich domów. Kolejne 183 tys. osób opuściło kraj. Jasne jest więc, że w przyszłości takie zjawiska będą zmuszać kolejne dziesiątki tysięcy ludzi do ucieczki. W obu tych niewielkich państwach mieszka ponad 16 mln ludzi.
Jaki cel mają uchodźcy? USA. Zmierzają więc do tego kraju, który w dużej mierze odpowiedzialny za postępujące ocieplenie klimatu. Nie mając legalnej możliwości dostać się do USA, próbują forsować pustynię Sonora w Arizonie. Tam czeka na ich śmierć z pragnienia.
„Związek między zmianami klimatycznymi a migracją jest dla mnie jedną z najbardziej niedopowiedzianych i niezrozumiałych części naszego globalnego kryzysu migracyjnego. Myślę, że ludzie mają tendencję do chęci oddzielenia tych dwóch rzeczy. A jeśli spojrzeć na Amerykę Środkową w ciągu ostatnich kilku lat, to jest bardzo, bardzo jasne, że w miarę jak zmiany klimatyczne zaczynają dewastować te bardzo biedne kraje, ludzie zaczną opuszczać je w coraz większych liczbach”, powiedział De León dla Yale Climate Connection.
Bolesna decyzja rodziny: uciekać czy zostać?
Żyjemy więc czasach, w których mamy do czynienia z uchodźcami klimatycznymi. I jak stwierdził De León, USA będą musiały sobie z tym problemem poradzić. Jednak nie za pomocą wielkiego muru na granicy. „Jest to globalny kryzys związany ze zmianami klimatycznymi, który musimy rozwiązać na wiele, wiele różnych, zakrojonych na szeroką skalę sposobów, aby lepiej poradzić sobie z tym problemem”, stwierdził De León.
Antropolog zwraca też na kwestię moralności, ale nie, co do działań służby granicznej i amerykańskiej administracji, a osobistego wyboru ludzi. Uciekający z powodu skutków zmian klimatycznych ludzie, to często rodzice, którzy zabierają ze sobą dzieci. „Kiedy ludzie widzą gromadkę małych dzieci na granicy USA z Meksykiem, które są podrzucane przez rodziców lub przez przemytnika, albo są przenoszone przez Rio Grande lub przez pustynię z rodzicami, ludzie mówią: O mój Boże, nie mogę uwierzyć, że kiedykolwiek zrobilibyście to swoim dzieciom„, mówi De León.
Pytanie jednak powinno brzmieć inaczej: Jak musi być źle w takim kraju, że człowiek podejmuje się takiego ryzyka? Ryzyka dla często paroletnich dzieci, które wraz z rodzicami muszą pokonać setki kilometrów na północ. Niestety, ale ci ludzie muszą to robić, gdyż są w trudnej sytuacji. Takie osoby z pewnością powiedzą, że „Wolę ryzykować życie na pustyni Sonora w Arizonie. Wolę to, niż patrzeć jak moje dzieci umierają w San Pedro Sula w Hondurasie. Z głodu, braku opieki zdrowotnej lub dlatego, że zostały zastrzelone na rogu ulicy przez jakiego gangstera”. Bo próbując wkroczyć do USA, ci ludzie powiedzą, że przynajmniej teraz decydują o swoim losie.
Jakie są największe zagrożenia dla migrantów podczas próby dotarcia do USA?
W połowie lat 90. XX wieku USA opracowały politykę patroli granicznej, zwaną Prevention Through Deterrence. Ta polityka ma na celu wzmocnienie miejskich przejść granicznych, w miastach takich jak San Diego czy El Paso. Wprowadzone zostały nowe środki ostrożności, takie jak np. lepszy monitoring, patrole powietrzne czy czujniki ruchu na murach i płotach. To wszystko sprawiło, że w tych strefach nielegalne przekroczenie granicy jest praktycznie niemożliwe.
W takiej sytuacji zdesperowani ludzie wędrują innymi trasami. Próbują pokonać granicę z USA kilkadziesiąt kilometrów od stref bezpieczeństwa. Są to miejsca odludne, poza zasięgiem sieci telefonicznej i internetowej. W kompletnym pustkowiu, gdzie teoretycznie można spokojnie pokonać słabo pilnowaną linię granicy. De León powiedział, że kiedy w 2009 roku rozpoczął swój projekt, to większość ludzi szła przez pustynię dwa góra trzy dni. Dziś nierzadko można spotkać osoby, które wędrują przez odludne tereny nawet dwa tygodnie.
Rozwój infrastruktury granicznej sprawia, że uchodźcy klimatyczni muszą pokonać ponad 150 km, by dostać się na terytorium USA. To wiele godzin marszu po zdradliwym terenie, jakim jest pustynia Sonora. Służby wyszły z założenia, że taka perspektywa odstraszy innych, bo nie każdy da radę pokonać ciągnącą się po horyzont pustynię. Takie założenie, że polepszana jest infrastruktura graniczna, odniosła inny skutek – tysiące ludzi znikają na pustyni. Potem ich ciała są znajdywane kilkanaście kilometrów od jakieś osady, miasteczka lub czegokolwiek, co uratowałoby ich życie. To paradygmat bezpieczeństwa wzdłuż granicy USA-Meksyk już od połowy lat 90-tych.
Co można zrobić, aby uratować im życie?
Poza samą walką z globalnym ociepleniem USA muszą dokonać zmiany podejścia do problemu migracji. Zmianie powinna ulec polityka migracyjna USA. „Myślę, że musimy ulepszyć nasz program wiz pracowniczych, który pozwala ludziom na przemieszczanie się tam i z powrotem”, stwierdził De León. Dotychczasowe programy wizowe okazały się złe. Migranci często byli wykorzystywani przez amerykańskich pracodawców, co było widoczne w połowie ubiegłego wieku. Problem z nadużyciami wobec pracowników okresowych stał się na tyle duży, że USA całkowicie pozbyły się tego programu. „Myślę jednak, że potrzebujemy czegoś nowego, co będzie bardziej wrażliwe i bezpieczne dla tych, którzy chcą tu przyjechać, pracować i mieć możliwość przemieszczania się tam i z powrotem. Myślę, że musimy się mocno przyjrzeć temu, jak bardzo polegamy na pracy imigrantów w tym kraju, i uznać i docenić wartość, jaką ci ludzie nam dają, i lepiej ich traktować”, wyjaśnił De León.
Według antropologa konieczna jest także zmiana polityki wobec krajów Ameryki Środkowej. USA destabilizują Mezoamerykę od początku XX wieku. Potrzebne są takie rozwiązania, jak zmiana podejścia amerykańskich inwestorów na terenie Meksyku, by Meksykanie mogli zarabiać więcej w amerykańskich firmach. Potrzebne są bardziej równe, uczciwe umowy handlowe z krajami Ameryki Środkowej. I co najważniejsze, pomoc w walce ze zmianami klimatu. Jak zaznacza też De León, USA muszą odejść od przeświadczenia, że mur jest jednym rozwiązaniem problemu. Problem ten nie dotyczy tylko USA, to problem globalny, z którym musi się w odpowiedni sposób zmierzyć cały świat.
Na podstawie: Skeptical Science
–
Zdjęcie: Sherry V Smith/Shutterstock