Lipy znikną z ważnej ulicy w centrum miasta, która zawdzięcza im swoją nazwę. 19 z nich Urząd Miasta obiecał przesadzić w inne miejsce, 11 idzie do wycinki. To prawie połowa wszystkich przydrożnych drzew rosnących w tamtym miejscu. W ten sposób magistrat przygotowuje się do poszerzenia ulicy Lipowej, robiąc to mimo protestów mieszkańców.
Nie pomogła manifestacja ponad 140 osób, które w niedzielne popołudnie próbowały obronić lubelskie drzewa. Przy Lipowej mieszkańcy ustawili się z długą taśmą z zielonego materiału. Rozciągnęli ją na chodniku, zasłaniając lipy. Pojawiły się też transparenty z napisami „Sami siebie wytnijcie” czy „Chcemy drzew, nie asfaltu”. Jednemu z drzew przeznaczonemu do wycinki protestujący nadali imię „Krzysztof”.
– Jeśli z Lipowej znikną lipy, trzeba będzie zmienić jej nazwę na tą sprzed wojny – Grobową lub Cmentarną – mówi Dominika Jarosz z grupy Ocalmy Drzewa w Lublinie.
Mimo protestu akcja usuwania drzew ruszyła. W nocy z niedzieli na poniedziałek mieszkańców śródmieścia obudził warkot sprzętu do przesadzania drzew. Pracę ekipy sfilmowała swoim telefonem lublinianka Joanna Piskorz. Wrzucony przez nią na Facebooka filmik zauważyło wielu mieszkańców Śródmieścia, którzy zebrali się na Lipowej. Robotnicy zdążyli wyrwać z ziemi cztery lipy, potem spotkali się z blokadą protestujących i zrezygnowali z dalszej pracy.
Maszyny ruszyły mimo wcześniejszej deklaracji prezydenta Lublina. Krzysztof Żuk stwierdził w rozmowie z Radiem Lublin, że jest otwarty na rozmowę, bo poszerzenie ulicy planowane jest dopiero na przyszły rok.
– Ci, co protestują, nie uczestniczyli wcześniej w konsultacjach. Dzisiaj możemy to tak naprawdę poprawić dopiero na etapie wykonawczym. A przebudowa Lipowej będzie realizowana w 2021 roku. Jest więc oczywiście szansa na weryfikację – mówił w niedzielę prezydent miasta na antenie publicznego radia.
– Włodarze traktują nas jak ekoświrów – puentuje Dominika Jarosz. – Miasto nie podejmuje z nami żadnego dialogu. Konsultacje dotyczące przebudowy Lipowej, ale i ulicy Poniatowskiego i alei Racławickich, odbyły się w 2016 roku i trwały 20 dni. Niestety nie odbyły się w duchu partycypacji społecznej, informacje o nich nie były szeroko udostępniane, a dostęp do materiałów utrudniony. Miasto ogłosiło je raczej z konieczności. – twierdzi mieszkanka Lublina. Jak dodaje, drzewa w centrum są szczególnie potrzebne. Obniżają temperaturę powietrza, oczyszczają je, magazynują wodę.
– Powtarzamy te argumenty w kółko, jak mantrę, ale zdaje się, że pan prezydent jest na nie zupełnie głuchy – załamuje ręce Jarosz.
Władze miasta przyznają, że wjazd ekipy na Lipową był „niefortunny”. Tak w „Dzienniku Wschodnim” mówił o zdarzeniach niedzielnej nocy Artur Szymczyk, zastępca prezydenta miasta. Dodał jednak, że magistrat nie rezygnuje z prac. Uspokajał jednocześnie, że nocna akcja przesadzania drzew już się nie powtórzy.
Zdjęcie: Dominika Jarosz