Ekstremalne fale upałów i susza zmuszają Chiny do podejmowania trudnych działań. Blackouty, niedoświetlone stacje metra, zawieszone prace fabryk, i konieczność zasiewania chmur, to rzeczywistość, z jaką mierzą się dziś Chińczycy.
Przeciążona energetyka
Od kilku tygodni Chiny zmagają się z upałami sięgającymi 40oC. 24 sierpnia w prowincji Syczuan odnotowano rekordowe 43,9oC. W parze z falami gorącą podąża susza, ponieważ w ubiegłym miesiącu opady w dużej części Chin były niewystarczające. Szczególnie pod koniec lipca i w sierpniu na południu kraju spadło znacznie mniej deszczu niż zazwyczaj. Tamtejsza służba meteo poinformowała kilka dni temu, że suszą objęta jest także część Tybetu.
Taka sytuacja po pierwsze wymusiła większe zużycie energii elektrycznej. Setki milionów ludzi chcąc chronić się przed upałami, połączonymi z wysoką wilgotnością powietrza włączyło klimatyzację. W rezultacie zużycie energii elektrycznej w Państwie Środka skoczyło do rekordowych poziomów. Pod koniec lipca doszło do przeciążeń w energetyce, szczególnie w prowincji Guangdong. Sytuacja ta doprowadziła do lokalnych przerw w dostawach energii. Aby tego uniknąć, Chiny zwiększyły w sierpniu zużycie węgla o 15 proc. w stosunku do ubiegłego roku, by uzupełnić braki. Energetyka wodna Chin stanowi niewielki, ale znaczący dla wielu regionów 16 proc. udział w miksie energetycznym.
Wyschnięte rzeki wyłączyły przemysł
W połowie sierpnia ponad 5 mln ludzi w prowincji Syczuan w południowo-zachodniej części Chin zostało na kilka godzin pozbawionych energii elektrycznej. I nie chodzi to o wioski czy małe miasteczka, a o większą od Warszawy metropolię, jaką jest Dazhou. To rezultat największej od 60 lat suszy, która drastycznie uszczupliła zasoby wodne Chin. Susza wraz z ekstremalnymi temperaturami jest konsekwencją postępujących zmian klimatycznych, która pokazuje, że chiński smok jest kolosem na glinianych nogach.
Brak opadów doprowadził do częściowego wyschnięcia trzeciej co do długości rzeki świata -Jangcy. Poważnie zagrożona została praca wielu elektrowni wodnych, które znajdują się na rzece Jangcy i jej dopływach. W Syczuanie przepływ wody do zbiorników hydroenergetycznych spadł o połowę, a jednocześnie tego lata zapotrzebowanie na energię wzrosło o 25 proc.
Sytuacja ta nie tylko doprowadziła do przerw w dostawach energii, czy wyłączeniu oświetlenia na stacjach metra w Chengdu. Władze zarówno centralne, jak i te lokalne uznały, że taka sytuacja wymaga wyłączenia nawet przemysłu. Wysocy rangą urzędnicy z Syczuanu ostrzegli, że region stoi w obliczu „najcięższego i ekstremalnego momentu” w dostawach energii elektrycznej. O ile całe Chiny nie są mocno uzależnione od energetyki wodnej, to Syczuan jest bardzo mocno uzależnionny, bo aż w 80 proc. Jeśli zabraknie wody w rzece, elektrownia przestanie pracować. Ważniejsze jest bezpieczeństwo ludzi: klimatyzacja, praca służ mundurowych i szpitale. „Należy podjąć wysiłki w celu wzmocnienia koordynacji w całym kraju, zabezpieczenia dostaw energii dla kluczowych regionów, mieszkańców, sektora usług publicznych i kluczowych gałęzi przemysłu, a także stanowczo zapobiec racjonowaniu energii”, powiedział chiński wicepremier Han Zeng. Praca wielu fabryk, także tych należących do wielkich korporacji, została zawieszona.
Straty w gospodarce
W Syczuanie swoje fabryki ma np. Toyota. Ten znany na całym świecie japoński koncern samochodowy został zmuszony do przerwania pracy 15 sierpnia na polecenie lokalnych władz. Pracę wstrzymała także Contemporary Amperex Technology, największy na świecie producent baterii do pojazdów elektrycznych. „To wpłynie na duże, energochłonne gałęzie przemysłu i będzie miało efekt domina w całej gospodarce, a nawet w globalnym łańcuchu dostaw”, powiedziała Dan Wang z Hang Seng Bank China.
Upały i niedobory wody wraz z przerwami dostaw energii już od kilku lat stanowią coraz większe wyzwanie dla chińskiej gospodarki, która od kilku lat zwalnia. W 2021 roku przerwy w dostawach energii uszczupliły chijskie PKB o 0,6 proc. W tym roku może to być nawet 1,5 proc.
Susza męczy Chiny, władze sięgają po geoinżynierię
Sytuacja jest poważna, bo nie ogranicza się tylko do kwestii pracy przemysłu i strat w gospodarce. Chodzi o bezpieczeństwo żywnościowe 1,5 mld ludzi. Region rzeki Jangcy wraz z żyznymi terenami rolniczymi Syczuanu to 75 proc. krajowych dostaw zbóż w tym ryżu. „Najbliższe 10 dni to kluczowy okres odporności na szkody dla upraw ryżu w południowych Chinach”, powiedział 21 sierpnia minister rolnictwa Tang Renjian.
Władze podjęły się desperackiego czynu – zasiewania chmur, by wywołać w ten sposób opady deszczu nad doliną Jangcy. Kilka regionów już się za to zabrało, i w pokrywę chmur wystrzeliwane są specjalne pociski zawierające jodek srebra. Z kolei pola uprawne mają być traktowane środkami zapobiegającemu intensywnemu parowaniu wody z gleby. To konieczność, gdyż blisko 400 tys. hektarów upraw w prowincji Hubei zostało zniszczonych przez suszę. Nie jest to też sytuacja nowa, bo już od lat 40. XX wieku Chińczycy stosują praktykę zasiewu chmur.
W przyszłości takie metody geoinżynieryjne będą musiały stać się codziennością. Takie praktyki mają jednak swoją ciemną stronę. „Oprócz tego są jeszcze kwestie krajowe i międzynarodowe. Kiedy w tych pierwszych dochodzi do katastrof spowodowanych modyfikacją pogody, rodzi to kilka pytań: Kogo można za to winić? Czy to rząd, czy natura?”, powiedział Shiuh-Shen Chien, prof. geografii na Narodowym Uniwersytecie Tajwanu. Z kolei w przypadku drugiej kwestii Shiuh-Shen Chien zwraca uwagę na ewentualne konflikty z sąsiadami, np. Indiami czy Rosją. Ingerencja w pogodę może spowodować negatywne skutki u sąsiadów, np. wydłużenie suszy, z którą wcześniej borykały się Chiny. W przyszłości, w miarę jak rosnąć będą temperatury na Ziemi, narastać będzie presja na modyfikację pogody. Wraz z nią nasilać się będzie ryzyko konfliktu między nuklearnymi potęgami.
- Czytaj także: Susza dotyka wszystkich, celebrytów to nie obchodzi
–
Zdjęcie tytułowe: Shutterstock/Kaikoro