W hiszpańskich miasteczku Zahara de los Atunes zdecydowano o spryskaniu jednej z plaż środkiem dezynfekującym, w trosce o zdrowie mieszkańców. Nie pomyślano jednak o potencjalnych szkodach środowiskowych, o których zaalarmowały organizacje ekologiczne. Teraz urzędnicy tłumaczą podjęcie działań, nazywając je „błędem z jak najlepszymi intencjami”.
W hiszpańskiej miejscowości Zahara de los Atunes, niedaleko Kadyksu, urzędnicy zdecydowali o spryskaniu ok. dwukilometrowego odcinka plaży środkiem dezynfekującym – takim samym, jakim spryskiwane są ulice wielu europejskich miast. Władze martwiły się bowiem o zdrowie obywateli, którzy – po zdjęciu przez rząd części restrykcji – w minioną sobotę mogli po raz pierwszy znów spędzać czas nad morzem.
Jak podaje BBC, w akcji użyty został silny środek wybielający, który według lokalnych obrońców zwierząt spowodować mógł nieodwracalne szkody.
„[Środek] zabił wszystko na ziemi. Nic nie widać, nawet owadów” – powiedziała mediom María Dolores Iglesias, która na co dzień kieruje grupą wolontariuszy, zajmujących się ochroną środowiska w regionie. Iglesias zwraca ponadto uwagę na trwający sezon lęgowy ptaków. Jak relacjonuje, widziała co najmniej jedno gniazdo ze złożonymi jajami, które zostało rozjechane przez traktory rozpylające środek dezynfekujący.
Swojego oburzenia nie kryje również hiszpański Greenpeace, który w mediach społecznościowych porównał pomysł władz hiszpańskiego miasteczka do niedawnej wypowiedzi Donalda Trumpa, w której padła sugestia możliwości wstrzyknięcia pacjentom z COVID-19 środka dezynfekującego.
„Przeprowadzenie dezynfekcji na plaży w środku okresu lęgowego (…) to nie pomysł Trumpa. To się dzieje w Zaharze” – piszą aktywiści Greenpeace, oskarżając przy tym Hiszpanów o spowodowanie szkód nie tylko ptakom, ale i innym gatunkom, współtworzącym unikatowość plaży.
W związku z nagłośnieniem sprawy zareagowały również władze Andaluzji. Zapowiedziano wysłanie na miejsce specjalnej komisji, która oceni zaistniałe straty. Jak podaje brytyjski „Guardian”, samorząd analizuje także legalność decyzji o akcji dezynfekcyjnej, w tym kwestię braku koniecznych pozwoleń.
Głos zabrał również jeden z odpowiedzialnych za akcję urzędników, Agustín Conejo. W rozmowie ze stacją „Canal Sur” podkreślił, że jego działania były motywowane wyłącznie chęcią ochrony dzieci i młodzieży, które po długiej przerwie powróciły na plażę. „Rozumiem, że to był błąd” – powiedział Conejo. „Ale zrobiono to z jak najlepszymi intencjami”.
Przypomnijmy: Hiszpania to jeden z krajów najsilniej dotkniętych epidemią COVID-19. Do tej pory odnotowano tam blisko 220 tys. potwierdzonych przypadków zakażeń, a także ponad 25 tys. zgonów.
Miniona sobota, przed którą doszło do akcji dezynfekcyjnej, była pierwszym dniem od połowy marca, kiedy Hiszpanie mogli opuszczać domy w celach rekreacyjnych.
_
Zdjęcie: Shutterstock/Quintanilla