Ojciec piątki dzieci, mieszkaniec warszawskiego Mokotowa, zawsze za kierownicą, pewnego dnia pozbywa się samochodu. Znajomi myślą, że trochę zdziwaczał, przecież go stać. On ma jednak dość bycia szoferem na pół etatu. I już od pięciu lat pokazuje, że można żyć bez auta – zwłaszcza w dużym mieście.
Znam sporo osób, które nigdy nie posiadały w mieście samochodu. Znam takich, którzy z niego zrezygnowali, bo jeździli głównie w pojedynkę. Natomiast o tych przyzwyczajonych do auta przez długie lata, korzystających z niego całą rodziną, mających pieniądze na jego utrzymanie, a mimo to decydujących się o pozbyciu czterech kółek – słyszę nieczęsto.
Tak się stało w przypadku Jana Rączki, który jest bohaterem kolejnego odcinka cyklu MOŻNA INACZEJ. Pokazujemy w nim ludzi, inicjatywy i projekty, które idą wbrew utartemu myśleniu, otwierając oczy na inny sposób podejścia do problemów naszej planety w dobie kryzysu klimatycznego.
Jest ekonomistą środowiska, pracował m.in. jako prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, ale decyzja o rezygnacji z samochodu nie była podyktowana wyłącznie troską o środowisko (choć ta oczywiście też gra tu ważną rolę: transport drogowy odpowiada za 8 procent emisji pyłu PM10 do powietrza, według danych z 2017 roku). Dodatkowo, zanieczyszczenia generowane przez samochody są źródłem szkodliwych dla zdrowia tlenków azotu. Widać to na przykład w Krakowie czy Warszawie, co pokazują m.in. te BADANIA.
– Mieliśmy siedmioosobowy samochód, bardzo go lubiliśmy. Ale w pewnym momencie starsze dzieci mieszkały u nas tylko częściowo, więc nie do końca wiedziałem, czy zmieniać auto na mniejsze. Wtedy zaproponowałem, żeby po prostu całkowicie z niego zrezygnować. Synowie byli bardzo rozczarowani, że po zdobyciu prawa jazdy nie będą mieli czym jeździć. Żona również niezadowolona, bo uważała, że to pozbycie się istotnej dawki komfortu, na przykład w kontekście zakupów dla licznej rodziny. A ja czułem, że jeżdżę samochodem dużo więcej, niż bym chciał – opowiada nasz rozmówca.
To pewien paradoks, ale właśnie przez pozbycie się samochodu, uwolniłem swoje zasoby czasu.
Jak to możliwe? Zdaniem ekonomisty, wraz z odejściem samochodu, z życia znika wiele kłopotliwych kwestii – wizyt u mechanika, podwożenia innych, stania w korkach. Jednocześnie można docenić swoje miasto, bo codzienne czynności zamieniają się w przejażdżkę rowerem, czy długi spacer na spotkanie służbowe.
Samochód wciąż stanowi symbol statusu społecznego Polaka?
Nie ma tu romantycznej historii o tym, jak były prezes NFOŚ przesiadł się z porządnego auta na, powiedzmy, kajak na Wiśle. Nie ukrywa, że gdy potrzebuje zrobić duże zakupy dla rodziny, zamawia samochód z aplikacji do przewozu osób. Na wspólne wakacje bierze auto z wypożyczalni. Dzieci jeżdżą do szkoły na rowerach, bo uczą się w tej samej dzielnicy, w której mieszkają. Tata korzysta dużo z komunikacji miejskiej. Jak mówi, na Mokotowie funkcjonuje ona sprawnie.
Wiadomo, że każda historia miejskiego życia jest inna. Jednak z jakiegoś powodu, przynajmniej wśród swoich znajomych, bohater naszego filmu stanowi wyjątek. Wnioskuje więc, że posiadanie samochodu w Polsce wciąż jest wyznacznikiem statusu społecznego. Być może dlatego wielu osobom ciężko się odzwyczaić od wizji jego braku.
W tym odcinku odbijamy sobie z Janem piłeczkę w postaci argumentów za i przeciw samochodowi w mieście, przy okazji pokazując uroki warszawskiego Mokotowa. W tym akurat byliśmy w pełni zgodni – widać je znacznie lepiej z perspektywy “zwykłego” pieszego.
—
Reżyseria: Karolina Gawlik
Zdjęcia i montaż: Zygfryd Turchan