Kiedy leci się samolotem do Kenii, podobno można usłyszeć informację o obowiązku zostawienia plastikowych toreb na pokładzie. Powód? Jeśli kenijska policja zobaczy cię z foliówką w ręce, możesz trafić do aresztu. W „lepszym” wypadku możesz dostać mandat. Bardzo wysoki.
Kenijskie prawo dotyczące ograniczenia plastikowych jednorazowych torebek uznaje się za najbardziej restrykcyjne na świecie. Zostało wprowadzone dwa lata temu, w sierpniu 2017 roku. Do dziś nikt nie ustanowił surowszych kar za produkowanie, sprzedawanie czy po prostu posiadanie plastikowej siatki.
Jakie to kary?
Może to być mandat – wynoszący nawet 40 tysięcy dolarów. Można także trafić do więzienia (!). Maksymalna kara to cztery lata pozbawienia wolności. Policja ma prawo zatrzymać każdego, kogo zobaczy z plastikową torbą. Zakaz nie obejmuje butelek ani kubeczków z plastiku.
– Jeśli nic się nie zmieni, do 2050 roku będziemy mieli więcej plastiku w oceanie niż ryb – komentował dla „Guardiana” po wprowadzeniu zakazu Habib El-Habr, ekspert w dziedzinie odpadów morskich, pracujący przy programie ochrony środowiska ONZ w Kenii.
Podkreślał również, że plastikowe torebki wchodzą w łańcuch pokarmowy człowieka poprzez ryby i inne zwierzęta. W rzeźniach w Nairobi z żołądków niektórych krów trzeba było usunąć nawet 20 worków foliowych. Dlatego, jak mówił, taki krok był w Kenii niezbędny.
Foliówki zostały zastąpione torbami z polipropylenu, co spowodowało sporo kontrowersji. To również syntetyczny materiał, który rozkłada się setki lat. Kenijskie władze przekonywały jednak, że siatki z polipropylenu są mocniejsze, więc można używać ich wielokrotnie.
Aktywista James Wakibia, który zainicjował wprowadzenie nowych przepisów, mówił w „National Geographic”, że nieidealny zakaz używania plastiku jest lepszy niż żaden zakaz.
– ONZ twierdzi, że Kenijczycy do tej pory używali 100 milionów siatek rocznie. Zaoszczędziliśmy więc 100 milionów toreb. Nazwałbym to 80-procentowym sukcesem – dodał.
W rozmowach z mediami podkreślał także, że chciałby rozszerzenia zakazu o wszystkie jednorazowe plastikowe przedmioty – jak sztućce czy słomki do napojów.
Po niecałym roku od wprowadzenia zakazu sytuację w Kenii sprawdził dziennikarz „Guardiana”.
– Nasze ulice są generalnie czystsze, co przyniosło ze sobą ogólny czynnik„ dobrego samopoczucia ” społeczeństwa – mówił mu David Ong’are, dyrektor wykonawczy Krajowego Urzędu ds. Zarządzania Środowiskiem. – Już nie widać toreb latających na wietrze. Woda nie jest tak zanieczyszczona. Rybacy nad Jeziorem Wiktorii widzą coraz mniej toreb zaplątanych w gniazda ptaków – wymieniał.
Dodawał również, że do tej pory plastik znajdowano w żołądkach trzech na dziesięć zwierząt oddawanych na rzeź. Ta liczba po niecałym roku od zakazu miała spaść do jednego na dziesięć.
Zakaz wyeliminował częściowo również problem, który „Guardian” nazywa „latającą toaletą”. W związku z brakiem dostępu do bieżącej wody w domostwach, za toaletę często służyły torebki foliowe po zakupach. Teraz, kiedy już nie można ich używać, a dostępne są tylko o wiele droższe torby polipropylenowe, mieszkańcy częściej decydują się na korzystanie z miejskich toalet. Trzeba za nie płacić, ale abonament jest symboliczny. A, jak w rozmowie z brytyjską gazetą podkreślał jeden z mieszkańców Nairobi, to niewielka cena za znacznie czystsze miasta.
Nowe zasady dotyczące plastiku stały się również czynnikiem stymulującym dla przedsiębiorców. Firmy same zaczynają inicjować proekologiczne rozwiązania, recyklingować butelki PET, segregować śmieci. Mieszkańcy z kolei na zakupy przychodzą z wiaderkami albo koszami, żeby nie musieć kupować kolejnej torby – która jest około sześć razy droższa od foliówki.
Właśnie ta cena powoduje spore kontrowersje. Sprzedawcy z lokalnych targów narzekają, że klienci odmawiają dodatkowej opłaty za wielorazową torbę, a rząd nie zapewnia żadnych dofinansowań dla przedsiębiorców. Dlatego muszą obniżać ceny swoich produktów, przez co oczywiście ich zysk się zmniejsza. Inni narzekają, że trudno im znaleźć opakowanie, które będzie trzymało świeżość np. batatów tak, jak foliowe torebki.
Jak podaje Deutche Welle, największym krytykiem zakazu jest Kenya Association of Manufacturers (KAM). Przed wprowadzeniem nowych zasad w kraju działało 170 firm produkujących tworzywa sztuczne, które zatrudniały prawie 3 procent kenijskiej siły roboczej.
– Kenia miała spore zyski z eksportu torebek plastikowych do sąsiednich krajów. Teraz cały ten zysk został nam zabrany – komentował w niemieckiej telewizji Sachen Gudka, prezes KAM i jeden z najbardziej wpływowych biznesmenów w kraju.
Dodał, że wiele firm, które nie otrzymały rekompensaty rządowej, musiało się zamknąć. Z jego wyliczeń wynika, że od momentu wprowadzenia zakazu pracę straciło 60 000 osób (źródło „Guardiana” podaje, że mogło to być nawet 100 tys. osób).
Krytycy zakazu podkreślają także, że torby z polipropylenu nie są idealnym zamiennikiem, bo one również trafiają na brzegi rzek czy na pastwiska. I, tak samo jak foliówki, nie są biodegradowalne. Zaznaczają również, że Kenia potrzebuje regulacji w sprawie odpadów, ale jednocześnie potrzebuje dobrego systemu segregacji i recyklingu. A tego w tym kraju nadal brakuje.
A czy rzeczywiście ktoś został aresztowany za plastikowe torebki?
Okazuje się, że tak. Już pół roku po wprowadzaniu zakazu zatrzymano 50 osób podczas kontroli w czterech większych miastach. W Mathare, na terenie slumsów, aresztowano sprzedawcę kurzych głów, który pakował swój produkt w plastik. Dostał jednak lekką karę – jedynie 15 tys. szylingów, czyli około 110 funtów.
Przez złamanie zakazu używania plastikowych torebek zamknięto jeden z marketów w Nairobi.
Co będzie dalej?
Rząd w Kenii miał pomysł na zakazanie również polipropylenowych siatek, ale projekt został oprotestowany przez producentów i na razie z niego zrezygnowano. Być może uda się przeforsować kolejne zakazy, które proponuje James Wakibia.
W rozmowie z „National Geographic” mówił: Wszyscy teraz patrzą na Kenię – przez to, że zrobiliśmy tak śmiały krok. Nie oglądamy się za siebie. Nie powinniśmy ustępować.
Zdjęcie: marlenefrancia/Shutterstock