Zamieszkały w bieszczadzkim lesie, żeby chronić drzewa przed wycinką

Podziel się:
Wilczyce protest

“Kiedy inne metody zawiodły, stanęłyśmy w obronie lasu w najbardziej bezpośredni sposób – zostałyśmy jego mieszkankami” –  mówią członkinie kolektywu Wilczyce, które mimo zimowych warunków pogodowych, podjęły decyzję o blokadzie jednej z działek w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Na znak protestu, kobiety czuwają w lesie na platformach zawieszonych na drzewach.

Kolektyw broni działki 219a, która znajduje się w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, na obszarze Natura 2000 „Bieszczady” oraz w granicach Nadleśnictwa Stuposiany. Jak informują organizatorki protestu, rosną tam głównie buki i jodły (wśród nich okazy 160-letnie). Powołując się na opracowanie z 2016 roku, aktywistki wskazują, że większość tego terenu zaliczono do klasy A, czyli drzewostanów, które zachowały do 1945 roku charakter pierwotny. 

Dlaczego Wilczyce protestują zimą?

“Wykonane na potrzeby planu ochrony Bieszczadzkiego PN szczegółowe badania wykazały, że stworzenie stabilnego, zrównoważonego układu ekologicznego w Bieszczadach wymaga rozszerzenia Parku o około 35-40 tys. ha, w tym włączenie w granice PN prawie całego Nadleśnictwa Stuposiany. Tymczasem odsetek obszarów objętych ochroną rezerwatową w Nadleśnictwie Stuposiany wynosi zaledwie 0.06% powierzchni” – wyliczają.

Wilczyce przekonują, że w świetle tych argumentów, działka powinna jak najszybciej zostać wyłączona z gospodarki leśnej.

– Wybrałyśmy ten las właśnie w takim okresie, ponieważ podczas wakacyjnych rozmów z przedstawicielami Lasów Państwowych padły słowa, że wycinka będzie prowadzona, gdy spadnie śnieg. Oczywiście może się teraz okazać, że niezależnie od pierwotnych intencji, wycinek nie będzie, ale na ten moment nie mamy takiej pewności. Tym bardziej, że o planach wycinek wiemy nie tylko z rozmów, ale też z planu urządzania lasu – opowiada SmogLabowi jedna z przedstawicielek Wilczyc.

– Czujemy, że protest jest konieczny. Los tych drzew nie jest już kwestią debaty, bo jeśli znikną, to zaraz nie będzie o czym rozmawiać. Jesteśmy tu z pełnym szacunkiem do lasu, zajmując tylko tyle miejsca, ile naprawdę jest potrzebne. Podczas blokady widzimy, że na okolicznych działkach są prowadzone prace – dodaje.

Blokada trwa, mimo groźnego incydentu

Wilczyce nie ujawniają swojej tożsamości; oprócz kwestii bezpieczeństwa nie chcą, by protest skupiał się na indywidualnościach, lecz promował równość. Zdecydowały się też na unikatową formę blokady – platformy na drzewach podtrzymywane przez liny, które jednocześnie uniemożliwiają przejazd przez drogę. W ubiegłym tygodniu konstrukcja została zniszczona w środku nocy, ale nikt z protestujących nie ucierpiał.

– Mamy stałe osoby  zarówno na platformie, jak i na dole, w namiocie, na wypadek, gdyby ktoś chciał sforsować drogę. Przecięcie liny oznacza przecież upadek i śmierć osoby protestującej na górze. Pewnej nocy jedna z nas zeszła z platformy, żeby skorzystać z toalety, pozostałe osoby również przeszły w tym czasie w inną część naszego obozowiska. Gdy wrócili, platforma była osunięta, a namiot poprzecinany nożem – opowiada nasza rozmówczyni.

Platforma, na której protestuje kolektyw / Facebook

Jak zaznacza członkini kolektywu, radykalna blokada nie jest happeningiem, a raczej skuteczną formą protestu; znacznie trudniej ją sforsować. – To inspiracja z niemieckich leśnych blokad. Blokady nie da się zdjąć, dopóki osoba siedząca na górze, nie będzie chciała zejść. Chyba, że ktoś ją siłą zrzuci, co z kolei niesie za sobą ważną przenośnię: wycinając piękne i cenne lasy, istotne w stabilizacji klimatu, podcinamy gałąź, na której sami siedzimy – wyjaśnia.

Nie ma konkretnej daty zakończenia protestu. Wilczyce wycofają się, gdy uzyskają pewność, że bronione przez nich lasy będą całkowicie bezpieczne od wycinki. Liczą, że teren zostanie włączony do obszaru Bieszczadzkiego Parku Narodowego lub będzie chroniony w inny sposób. Na przykład poprzez stworzenie w nim rezerwatu.

– Gospodarka leśna jest potrzebna, ale w mniejszym stopniu, a przede wszystkim nie w takich miejscach! Nie mamy wielu starych lasów w Polsce. Ich ochrona wydaje się nam oczywista i aż ciężko zrozumieć, dlaczego musimy tam być z taką blokadą – zauważa.

Kolektyw przyjmuje pomoc wolontariuszy do pracy w obozowisku, ale ważna jest też zbiórka rzeczy potrzebnych na zimę, m.in. nieprzemakalnych butów, czy śpiworów. Powstała też internetowa zbiórka funduszy.

Nie da się ukryć, że jest zimno, ale nie chcemy zgrywać z tego powodu bohaterek. Ludzie docierają do nas, niektórzy protestują z nami przez chwilę, inni zostają na dłużej, a jeszcze pozostali przywożą za to ciepłe, zawekowane jedzenie. Wiemy, że nie każdy jest gotowy siedzieć na platformach, gdzie trzeba się mierzyć z zimnem i wysokością. I nie czujemy się od nikogo lepsze, po prostu podjęłyśmy tę decyzję z wszelkimi jej konsekwencjami.

Członkini kolektywu Wilczyce dla SmogLabu

Lasy Państwowe: Działamy zgodnie z obowiązującym prawem

Poprosiliśmy Nadleśnictwo Stuposiany o komentarz: “Oddział 219a, na którym kolektyw Wilczyce rozpoczął swój protest, jest przeznaczony do zabiegów gospodarczych, jakim jest pozyskanie drewna oraz hodowla i ochrona lasu. Poprzez usunięcie drzew wyznaczonych do wycięcia, stworzymy młodemu odnowieniu warunki do swobodnego wzrostu i utworzenia drzewostanu o zróżnicowanej strukturze wiekowej, tak aby las w wydzieleniu 219a był tam przez setki lat. Nasze działania nie polegają na usunięciu wszystkich drzew.” – czytamy w stanowisku.

Nadleśnictwo podkreśla w nim, że nie zgadza się z opisem historii tego miejsca, przedstawionym przez Wilczyce. “Na całej jego powierzchni możemy zaobserwować skutki działań gospodarczych prowadzonych we wcześniejszych latach. Dowodami na to są pniaki oraz strzały drzew pozostawione do naturalnego rozkładu. Stan tych fragmentów drewna może świadczyć o tym, że były one ścięte wiele lat temu, możliwe, że na początku XX wieku. To już może być dowodem na to, że nie jest to las o charakterze pierwotnym, tylko drzewostan gospodarczy, w którym jest prowadzona zrównoważona gospodarka leśna” – informuje.

Z kolei we wcześniejszym komunikacie prasowym, rzecznik Edward Marszałek zapewnia, że Lasy Państwowe „nie odmawiają nikomu prawa do głoszenia poglądów i nie komentują formy protestu”, informując, że na terenie działki nie są w tej chwili prowadzone żadne prace związane z pozyskaniem drewna.

„Zajmujemy się prowadzeniem gospodarki w powierzonych nam lasach własności Skarbu Państwa i działamy zgodnie z obowiązującym prawem. Dlatego bardzo uogólniony postulat >>ochrony puszczy przed dalszą wycinką<< może być kierowany wyłącznie do prawodawcy, a nie do zarządcy tego mienia” – czytamy w oświadczeniu Lasów Państwowych. „Żądanie od nadleśniczego zaniechania działań gospodarczych w lasach powierzonych jego pieczy to rodzaj podżegania do naruszenia prawa.” 

__

Zdjęcia: Facebook

Podziel się: