– Na rzece Wildze w Krakowie odbył się koszmar, padły tysiące ryb. Od czasu Odry stoimy w miejscu, a po dzisiejszej „akcji” służb mogę śmiało stwierdzić, że się cofamy – zaalarmował Strażnik Rzek WWF, Paweł Chodkiewcz. Kolejny raz okazuje się, że to społeczeństwo wyręcza służby ochrony przyrody. – Byłam przerażona jak zobaczyłam pracowników WIOŚ-iu, którzy na interwencję w sprawie zatrutej rzeki przyjechali w szortach i tenisówkach – mówi nam osoba zaangażowana w sprawę.
Wilga to niewielka rzeka w województwie małopolskim. Ma niecałe 27 kilometrów, a jej źródło znajdziemy we wsi Raciborsko na Pogórzu Wielickim. Na wysokości krakowskiego Ludwinowa, przy moście Retmańskim, wpada do Wisły. Mieszkańcy od dawna zwracają uwagę na to, że z Wilgą dzieje się coś złego. Jej kolor, a szczególnie odrzucający zapach wielokrotnie był powodem podnoszenia alarmu przez obywateli.
Sytuacji rzeki nie poprawiła ogromna budowa Trasy Łagiewnickiej, podczas której przekładano koryto Wilgi. Według klasyfikacji wód Wilga należy do ostatniej, najgorszej – 5. klasy.
Pierwsze śnięte ryby odnotowano 6 lipca 2023 r. Zaalarmowane organizacje społeczne od razu poinformowały służby odpowiedzialne za monitorowanie środowiska i rzek. – Zginęły setki ryb. Kleni, brzanek, pstrągów, kiełbi, ślizów itd. Na miejscu interweniowały Małopolska Policja, Wody Polskie , MobilLab Straży Pożarnej, Okręg PZW Kraków i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Apelujemy do wszystkich służb miejskich i instytucji odpowiedzialnych za czystość rzek i gospodarkę wodną o skoordynowanie działań i wymianę informacji, by jak najszybciej ustalić przyczynę zatrucia i sprawców, i uniknąć dalszych strat w środowisku Wilgi – podnosili społecznicy z Przyjaciół Raby (małopolska organizacja zajmująca się rzekami).
Zatruta Wilga: Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska bagatelizuje sprawę
Do sprawy odniósł się WIOŚ z Krakowa. Najpierw, 6 lipca, inspektorzy informowali, że znaleziono jedynie 6 sztuk śniętych ryb. Następnie, że ryb było kilkanaście. – Oględzinom poddano odcinek rzeki o długości 350 m pomiędzy ul. Zakopiańską, a ul. Łagiewnicką. W sumie stwierdzono kilkanaście sztuk śniętych ryb – czytamy na stronie inspektoratu. Pobrano także trzy próbki wody do badań.
Kolejny komunikat zamieszczono dzień później – 7 lipca. WIOŚ nie wyjaśnia wiele więcej. Nacisk kładzie na bagatelizowanie sprawy i podnosi, że zdaniem inspektoratu śniętych ryb nie ma tak dużo, jak donoszą mieszkańcy. – Liczba ta wynosi ok. 300 sztuk – zgodnie z informacją podaną przez przedstawicieli Społecznej Straży Rybackiej. Różni się zatem od przekazu, który pojawia się w mediach społecznościowych i mówi, o „zdechnięciu kilku tysięcy ryb” – czytamy w oficjalnym komunikacie.
Koryto Wilgi kamerowano także przy użyciu drona. – Podczas wizji brzegów rzeki Wilgi inspektorzy nie zidentyfikowali źródeł ewentualnego zanieczyszczenia rzeki – informują służby.
Zatruta Wilga w Krakowie: „To nie pierwszy raz”
– To nie jest pierwszy raz, kiedy w Wildze znajdujemy martwe ryby – mówi w rozmowie ze SmogLabem Monika Konieczna z kolektywu Siostry Rzeki. Konieczna odpowiada w organizacji właśnie za rzekę Wilgę. – Problem zanieczyszczenia Wilgi występuje regularnie od kilkunastu lat. Co roku są zgłaszane wycieki substancji niewiadomego pochodzenia. W 2018 ta sama pani rzecznik WIOŚ-iu opowiadała o próbkach, badaniach i podjętych działaniach. I co? Przez 5 lat nie zrobiono nic! – mówi przedstawicielka Sióstr Rzek.
Mam obawy, że teraz będzie tak samo. Kilka dni szumu w mediach, wymijające odpowiedzi przedstawicieli różnych instytucji, a później ucichnie i będą czekać do kolejnej katastrofy.
Monika Konieczna, Siostry Rzeki
Jej zdaniem Wilgę trapi szereg problemów. – Od niewydolnej oczyszczalni w Lusinie zaczynając – na zrzutach ścieków kończąc. Jako strona społeczna wielokrotnie apelowaliśmy, chociażby o zwiększenie kontroli. W październiku tamtego roku przegłosowano uchwałę w sprawie monitoringu rzek w Krakowie. Za chwilę minie rok, a pracę instytucji dalej wykonują aktywistki i społecznicy. Byłam przerażona jak zobaczyłam pracowników WIOŚ-iu, którzy na interwencję w sprawie zatrutej rzeki przyjechali w szortach i tenisówkach. To państwo nie działa – rozkłada ręce Monika Konieczna.
Katastrofa ekologiczna na Wildze: kompromitacja służb
O sprawę pytamy także Pawła Augustynka Halnego z Koalicji Ratujmy Rzeki. – Najważniejsze, by nastąpiła koordynacja działań służb. Trzeba ustalić, co się dzieje. Dlaczego te ryby padają i znaleźć źródło zanieczyszczeń. To wszystko zrobić jak najszybciej, bo jak wiadomo, woda dosłownie płynie. Za chwilę ustalenie przyczyn będzie znacznie trudniejsze. Na razie nikt nie wie, gdzie na przykład wysłać policjantów by robili wizję lokalną i przesłuchiwali świadków i asystowali w badaniach.
W piątek 7 lipca na miejscu zatrucia konferencję prasową zwołał Łukasz Kimta, wojewoda małopolski. Oprócz chwilowego poruszenia nie pomogło to w sprawie. – Niestety, pomimo uwag Wojewody, służby wykazały się olbrzymią niekompetencją. Były kompletnie nieprzygotowane. Bez woderów, bez odpowiedniego ubrania przyjechali do zatrucia rzeki Wilgi w Krakowie – podsumowuje Paweł Chodkiewicz.
Według relacji Chodkiewicza działania służb wyglądały kompromitująco. – Wody Polskie wysłały dwóch pracowników w kaloszach. W jakim celu? Do sprzątania śmieci z brzegu podczas katastrofy ekologicznej-wytrucia rzeki, gdzie zdechły tysiące ryb! – irytuje się Strażnik Rzek WWF. – WIOŚ przysłał inspektorów bez odpowiedniej odzieży. Panie inspektorki pewnie długo będą leczyć pokaleczone nogi po chodzeniu po krzakach – relacjonuje działacz.
„Ryby mają sprzątać społecznicy”
Na wysokości zadania nie stanęła także Straż Pożarna. – Przyglądali się całej sytuacji siedząc we włączonym wiele godzin wozie. Przeglądając telefony i „nadzorując” w taki sposób pracę 4 społeczników. Przewinęło się kilkudziesięciu strażaków, którzy nie zrobili nic poza stwierdzeniem, że w rzece „płynie woda” – czytamy w podsumowaniu działań społecznych.
Wobec opieszałości WIOŚ obywatele postanowili szukać źródeł zatrucia na własną rękę. – Okazały się nimi być kolektory burzowe przy rondzie Totus Tuus. W tym jeden, który doprowadził już do zatrucia Wilgi w 2018 r. – mówi Paweł Chodkiewicz.
Według jego relacji, po wielu dyskusjach i przerzucaniu się kompetencjami instytucje i służby doszły do wniosku, że śnięte ryby po katastrofie ekologicznej mają posprzątać społecznicy. – Brak mi słów. Powoli przestaję wierzyć, że Polska kiedyś będzie czysta – podsumował w obszernym wpisie działacz.
W nadchodzącym tygodniu krakowscy radni zwołali w trybie pilnym Komisję Kształtowania Środowiska.
Do sprawy będziemy wracać.
Zdjęcie tytułowe: Paweł Chodkiewicz
Czytaj także: Zbiornik Kąty-Myscowa. Projekt za miliard sprzed stu lat [REPORTAŻ]
***
Co wywołało katastrofę na Odrze? Czytaj w książce „Odwołać katastrofę”.