Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie kolejny raz zaskakuje. Oczekiwałam informacji, że czarna maź w rzece nie stwarza zagrożenia dla mieszkańców. Ale tego, że kozłem ofiarnym będą bobry się nie spodziewałam.
Już kiedyś pisaliśmy na SmogLabie, jak inspektorzy pokłócili się z mieszkańcami Skawiny, bo to przecież nie wina WIOŚ, że pod Krakowem nie da się oddychać i śmierdzi. A po smoglabowej relacji napisali jeszcze sprostowanie, żaląc się, że redakcja notorycznie atakuje inspektorat.
Potem była sprawa z Pleszowem w Nowej Hucie, gdzie składowane są odpady z kombinatu i gdzie wykryto wysokie zawartości metali ciężkich. Obecność m.in. ołowiu i arsenu w pobliżu pól uprawnych potwierdzili naukowcy Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczo-Hutniczej, a opisali dziennikarze RMF MAXXX i „Gazety Krakowskiej”. WIOŚ-owi zrobiło się przykro, a na naukowców naskarżył do władz ich uczelni. I – oczywiście – napisał sprostowanie.
Być może teraz napisze kolejne, ale sytuacja jest taka, że aż szkoda o niej nie wspomnieć.
Chodzi o Białkę, niewielką, czterdziestokilometrową rzekę, która jest dopływem Dunajca. Mieszkańcy zauważyli, że miejscami Białka jest czarna, dziwny osad pojawia się na kamieniach, a smród jest taki, że trudno się nawet koło niej przechodzi. Sprawą zajął się najpierw „Tygodnik Podhalański”, który odkrył, że do rzeki płynie strużka brunatnej wody z oczyszczalni ścieków w Czarnej Górze. Na miejsce pojechali aktywiści Koalicji Ratujmy Rzeki, potwierdzili, że Białka ma czarny kolor poniżej oczyszczalni, a powyżej jest zupełnie czysta. Zrobili nawet zdjęcia.
WIOŚ w związku z tymi doniesieniami ogłosił kontrolę. Na wyniki trzeba było trochę poczekać, ale na szczęście inspektorom w końcu udało się znaleźć winowajców, którzy do rzeki wpuszczają czarną maź i zasmradzają okolicę. Nie jest to oczyszczalnia, nie są to ośrodki turystyczne. Nie są to nawet ludzie.
Podstępnymi przeciwnikami podhalańskiej przyrody są… bobry
Tak. Bobry, te sympatyczne zwierzęta, które budują tamy na rzekach, teraz zmieniły profil swojej działalności i przerzuciły się na wylewanie ścieków do wody.
Inspektorzy udowodnili, że zdjęcia zrobione przez aktywistów to manipulacja, bo, jak sami piszą, „poniżej oczyszczalni ścieków w Czarnej Górze nie stwierdzono typowych zmian pogorszenia czystości wód”.
Sprawdziłam, czy gdziekolwiek indziej w Polsce podstępne zwierzęta dopuściły się podobnego czynu, jak w Białce. Nic takiego nie znalazłam.
Trafiłam za to na artykuł na stronie Wigierskiego Parku Narodowego. „Bardzo ważnym skutkiem obecności bobrów jest samooczyszczanie się wody w stawach bobrowych. Drobny osad i substancje organiczne opadając na dno nowopowstałego zbiornika, stanowią idealne podłoże dla rozwoju roślinności wodnej. Dzięki rozwojowi roślinności, koryto rzeczne stabilizuje się, zaś nowo powstały zespół nie tylko przechwytuje osady, lecz również działa jako filtr i zbiornik osadów docierających z sąsiednich ekosystemów” – czytamy w nim.
Bobry oczywiście powodują czasami szkody – zgryzają drzewa, zatykają przepusty drogowe albo stają na wojennej ścieżce z rolnikami, doprowadzając do zalewania łąk i pól. Wpuszczanie czarnej mazi nie zostało jednak ujęte na liście bobrzych grzechów (o problemach z tymi zwierzakami można poczytać na przykład TUTAJ).
Czekam z niecierpliwością na szczegóły dotyczące kontroli WIOŚ w Białce i wniosków inspektorów, które przekonają nas do tego, że to nie człowiek, a bóbr niszczy przyrodę.
Tymczasem jeśli ktoś mieszka przy rzece, niech ma się na baczności. Może niedługo i do was dotrą zwierzęta ze swoimi wiadrami wypełnionymi czarną mazią i zanieczyszczą wam okolicę.
Strach myśleć, co później wpadnie bobrom do głowy.
Może podpalanie składowisk śmieci?
Zdjęcie: Rudmer Zwerver/Shutterstock