Lato powoli opuszcza Polskę. Pogoda zaczyna się zmieniać, ale należy zadać sobie pytanie – na jak długo? Czy aby czasem za kilka dni znów nie powrócą wysokie temperatury? Europejski program monitorowania pogody i klimatu Copernicus wydał raport mówiący o tym, że sierpień był równie gorąco, jak rekordowy sierpień ubiegłego roku. Jednak gdy popatrzymy szerzej, to tegoroczne lato na półkuli północnej było najcieplejsze w historii. Naukowcy coraz częściej stawiają pytanie: czy nie jest już za późno, by zatrzymać ocieplenie poniżej krytycznego progu 1,5 stopnia?
Rekordy miały się skończyć. Tak się nie stało
Temperatury miały spadać, bo El Niño już dawno się skończyło. Tak kilka miesięcy temu szacowali naukowcy. Efekt tej ciepłej fazy ENSO zanika, a od blisko czterech miesięcy mamy fazę neutralną, która lada chwila wejdzie w chłodną La Niñę. Trudno powiedzieć, co się stanie w ciągu najbliższych miesięcy, nawet biorąc pod uwagę cykle ENSO. W lipcu ta czarna passa rekordów została przerwana, ale przyszłość tak naprawdę pozostaje nieznana. Prof. Szymon Malinowski powiedział niedawno odnośnie do tej sytuacji, że nie wiemy, co się stanie, gdyż wkroczyliśmy na nieznany teren. I faktycznie, widać, że nie dzieje się dobrze.
Sierpień 2024 roku według danych Copernicus Climate Change Service okazał się najcieplejszym miesiącem w historii pomiarów i choć na podium zajął miejsce ex aequo z sierpniem 2023 roku, to wciąż jest to bardzo niebezpieczna sytuacja.
Świat w sierpniu tego roku był 1,51 st. C cieplejszy w stosunku do ery preindustrialnej. Dokładnie tyle samo, co rok temu. Tegoroczny sierpień to trzynasty miesiąc w 14-miesięcznym okresie, kiedy to średnia temperatura na Ziemi przekroczyła poziom 1,5 stopnia. Próg 1,5 stopnia to pierwszy bezpieczny limit globalnego ocieplenia – ważny cel w polityce klimatycznej. Jego trwałe przekroczenie oznacza wielkie społeczno-gospodarcze konwekcje dla świata. Częstsze niż przed laty powodzie, susze, kryzysy żywnościowe, konflikty i migracje.
Wiele wskazuje na to, że ten rok będzie najcieplejszy w historii pomiarów.
– Ten ciąg rekordowych temperatur zwiększa prawdopodobieństwo, że rok 2024 będzie najgorętszym rokiem w historii – stwierdziła zastępczyni dyrektora Copernicus, Samantha Burgess.
Lato rekordowo ciepłe na całym świecie
Za nami też, jak informuje Copernicus, rekordowo ciepłe lato.
Lato na półkuli północnej liczone jako czerwiec, lipiec i sierpień, było o 0,03 st. C cieplejsze od poprzedniego rekordowego z 2023 roku. Naukowcy mówią, że to, co się dzieje zarówno jeśli chodzi o lato, jak i wcześniejsze miesiące, nie miało miejsca od 120 tys. lat. Przypomnijmy, że 120 tys. lat temu miał miejsce poprzedni interglacjał i trwało wtedy intensywne topnienie lądolodu na Grenlandii oraz w Arktyce, co prowadziło do powstawania niezwykle silnych sztormów na Oceanie Atlantyckim.
U nas inna sytuacja
W samej Polsce lato nie było rekordowo ciepłe, ale wszystkie trzy miesiące były wyraźnie cieplejsze od średniej. Czerwiec był 1,6 st. C cieplejszy od średniej wieloletniej, będąc tym samym piątym najcieplejszym miesiącem w historii pomiarów. Podobnie było w lipcu, a bardzo ciepły, choć nie rekordowy był sierpień. W porównaniu do lipca odnotowano wtedy zauważalnie więcej dni z upałami. Najwyższa temperatura, jaka miała miejsce w sierpniu to 34,6 st C. Często dochodziło przy tym do nawalnych opadów, które dosłownie zalewały całe miasta.
To, co nas wszystkich zaskoczyło, to początek września, który był typowy dla bardzo ciepłego lata. Od pierwszego września temperatury oscylowały lub przekraczały w dużej części kraju wartość 30 st. C. Według Tomasza Wasilewskiego z TVN Meteo, jest to sytuacja „absolutnie nieprawdopodobna i kuriozalna”, mając na myśli nie tylko rozkład temperatur, ale wartość ich odchyleń, wynoszących aż 12 st. C. Już we wcześniejszych latach początek września był upalny, ale były to pojedyncze dni. Jeden lub dwa. Tymczasem mam za sobą ponad tydzień takiej pogody, za którą odpowiedzialny jest nie tylko sam rosyjski wyż. To wina ocieplającego się klimatu.
Mamy fatalną sytuację hydrologiczną i wyschnięte na wiór lasy i łąki, a także wysychające rzeki. Wszędzie trawniki są żółte jak w Kalifornii. Nadal też nie ma komarów, co będzie miało swoje konsekwencje dla przyrody. Zwierzętom w polskich lasach zaczyna brakować wody. Dr Dawid Biernacik z IMiGW przewiduje, że tegoroczny wrzesień może być jednym najcieplejszych w historii pomiarów. To pokazuje nam obraz świata cieplejszego o 1,5 stopnia, który może na wkrótce powitać na dobre. Na szczęście, teraz pogoda się zmienia, ale w przypadku sytuacji hydrologicznej, poprawa nie nastąpi szybko. Trzeba będzie czekać przynajmniej do listopada.
Świata cieplejszego o 1,5 stopnia nie da się już uniknąć
Mamy więc namiastkę świata cieplejszego o 1,5 stopnia. Świat cieplejszy o 1,5 stopnia, to cały rok 2024. Na razie tymczasowo, ale co przyniesie przyszłość? Na to pytanie próbują odpowiedzieć naukowcy.
Niedawne badanie opublikowane w czasopiśmie Nature Climate Change pokazuje, że dotychczasowy cel klimatyczny, czyli utrzymanie wzrostu globalnej temperatury do 1,5 stopnia względem ery preindustrialnej, jest nieosiągalny. Naukowcy z Poczdamskiego Instytutu Badań nad Skutkami Zmian Klimatu uważają, że już nie damy rady utrzymać wzrostu globalnej temperatury nie tylko poniżej progu 1,5 stopnia i że da się powstrzymać trwałego w skali dekad wzrostu temperatur powyżej tego progu. To właśnie wartość 1,5 stopnia została przyjęta jako cel w ramach paryskiego porozumienia klimatycznego z 2015 roku. Realizacja tego celu wygląda niestety bardzo słabo.
– Ograniczenie maksymalnej temperatury poniżej 1,5°C nie jest już możliwe nawet przy umiarkowanym prawdopodobieństwie – stwierdził Christoph Betram, współpracujący z poczdamskim instytutem, główny autor badania.
„Świat musi przygotować się na możliwość przekroczenia limitu 1,5 st. C o co najmniej jeden, a prawdopodobnie o wiele dziesiątych stopnia, nawet przy najbardziej ambitnych założeniach”, czytamy w badaniu. Naukowcy mówią o tym, że jak już, to trzeba patrzeć na cel 1,6 stopnia, oczywiście mając na uwadze najważniejszy, kluczowy dla cywilizacji próg. To 2 stopnie Celsjusza.
Fizyka klimatu jest bezwzględna
I co ciekawe, naukowcy tacy jak Bertram uważają, że nasza porażka w walce z ociepleniem, to nie brak technologii. Winna jest polityka i działania polityków, a nie brak dostępu do rozwiązań technologicznych.
– W Ameryce Północnej, Europie i Chinach, biorąc pod uwagę ostatnie sukcesy w zakresie wdrażania czystej energii, istnieje duży potencjał znacznego przyspieszenia redukcji emisji. O ile wdrożona zostanie odpowiednia polityka – powiedział Bertram.
Globalne emisje gazów cieplarnianych w ostatnich latach nie wykazywały żadnej tendencji do odwrócenia trendu, a co najwyżej do osiągnięcia pewnego peaku. Być może to będzie ten rok, jak już pisaliśmy wcześniej. To jednak marne pocieszenie. Do atmosfery dostają się ogromne ilości gazów cieplarnianych. Bertram i jego współpracownicy uważają, że mamy aż i tylko 50 proc. szans na ograniczenie globalnego ocieplenia poniżej 1,6 st. C.
Tymczasem ilość ekwiwalentu CO2 to ponad 500 ppm tego gazu. Ekwiwalentu, gdyż należy doliczyć ogromny potencjał cieplarniany metanu. Mamy więc ilości podobne do tych z czasów miocenu, sprzed 15 mln lat, a nie jak wcześniej z pliocenu. W miocenie świat był znacznie cieplejszy niż dziś. W Arktyce w ogóle nie było lodu, a poziom oceanów był wyższy nawet o 40 metrów niż obecnie. Jedna trzecia naukowców uważa, że do końca tego wieku nawet próg 2 stopni zostanie przekroczony. Wielu uważa, że zmiany pójdą jeszcze dalej.
Co oznacza dla nas wzrost o 1,5 stopnia?
Czy powinniśmy się martwić? Przede wszystkim należy patrzeć na średnią wieloletnią, a nie na ostatnie miesiące. Klimat to stan atmosfery definiowany w skali przynajmniej kilkunastu lat, a nie pojedynczego roku, czy serii miesięcy. Ostatnie 10 lat, a dokładnie lata 2014-2023 to świat cieplejszy o 1,19 st. C. Jednak zmiany z ostatnich kilku lat pokazują, że perspektywa ocieplenia planety o 1,5 stopnia jest pewna, że nastąpi to w ciągu dekady.
Z punktu widzenia fizyki klimatu nie da się już tego uniknąć. Mamy bezwładność termiczną oceanów, które setki lat będą oddawać ciepło, które wcześniej zgromadziły. Sam CO2 też szybko nie zniknie. Potrzeba 300 lat, by trzy czwarte tego gazu, który wpuściliśmy do atmosfery, zostało pochłonięte. Dokładnie przez oceany w tzw. szybkim cyklu węglowym. To oczywiście teoria, bo może stać się inaczej ze względu na fakt dużego zakwaszenia wody morskiej. To może utrudnić dalsze pochłanianie CO2 w przyszłości.
Trzeba się więc szykować na świat cieplejszy o 1,5 stopnia. Myślenie o tym, co się stanie, jeśli przekroczymy 1,5 C, może być przygnębiające. Na szczęście takie ocieplenie nie sprawi, że świat przestanie nadawać się do życia. Jednak życie będzie trudniejsze i będziemy musieli adaptować się do nowych warunków. Każdy dodatkowy stopień ocieplenia prowadzi do większych zmian niż poprzedni. Tak więc nawet jeśli nie uda nam się utrzymać średniej temperatury poniżej 1,5 st. C, nadal warto dążyć do celów porozumienia paryskiego, aby ograniczyć ocieplenie tak bardzo, jak to możliwe.
Kolejny punkt krytyczny na horyzoncie
Trzeba też mieć na uwadze, że nawet jeśli świat pozostanie cieplejszy poniżej progu 2 stopni, a będzie oscylował wokół 1,5 stopnia, to wiele punktów krytycznych zostanie przekroczonych.
Takim punktem krytycznym jest pokrywa lodowa Antarktydy Zachodniej. Jakie ocieplenie jest potrzebne, aby zdestabilizować Antarktydę Zachodnią? Obliczenia wahają się od 1 do 3 st. C względem ery preindustrialnej. Przy czym większość waha się od 1,5 do 2 st. C.
Innymi słowy, istnieje szansa, że pokrywa lodowa Antarktydy Zachodniej przekroczyła już swój punkt krytyczny. To oznacza wzrost poziomu mórz o co najmniej metr. To będzie dramat dla setek milionów ludzi. Jeśli jednak tak się nie stanie, to wszelkie działania podjęte dzisiaj w celu ograniczenia globalnego ocieplenia mogą ochronić antarktyczny lód i naszą planetę jako całość. Tym samym oszczędzić nam wszystkim niepotrzebnych szkód i trudności z racji konsekwencji tych zmian.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Oksana Shevchenko