Na dachach 35 wieżowców we Wrocławiu działa unikatowa elektrownia fotowoltaiczna, na którą składa się prawie trzy tysiące paneli słonecznych. Dostarczają one energię w częściach wspólnych budynków dla 15 tysięcy mieszkańców. Spółdzielnia Mieszkaniowa Wrocław-Południe policzyła efekty pierwszego roku działania Wrocławskiej Elektrowni Słonecznej i słusznie się nią chwali, bo wyprodukowała blisko 10 procent energii elektrycznej więcej niż zakładały prognozy.
Inwestycja Spółdzielni to największa miejska, rozproszona elektrownia fotowoltaiczna w Polsce. O efektach rozmawiamy z jej współtwórcą, Markiem Derą ze Spółdzielni Mieszkaniowej Wrocław-Południe.
Trudno było doprowadzić do stworzenia tak dużej miejskiej fotowoltaiki na dachach bloku we Wrocławiu?
Marek Dera, Spółdzielnia Mieszkaniowa Wrocław-Południe: Dzisiaj wielu specjalistów w Polsce wie, jak stosować takie rozwiązania; gdy my robiliśmy pierwsze analizy, wyciągaliśmy pierwsze refleksje, fachowców w zakresie fotowoltaiki brakowało, więc nie było nam wcale łatwo. Zaczęliśmy w 2014 roku, przez kolejny rok się dokształcaliśmy, znaleźliśmy odpowiednich specjalistów. Wgłębialiśmy się w ten temat, sprawdzaliśmy możliwości wsparcia, układaliśmy finansowe symulacje zwrotu. Gdy pod koniec 2015 roku podjęliśmy konkretne decyzje, zorganizowaliśmy konsultacje z mieszkańcami, przekonując, że warto inwestować w technologie energetyki odnawialnej. Mimo że jeszcze wtedy w mediach się tak nie mówiło o fotowoltaice, zaufali nam. Dziś są zadowoleni, a wręcz dumni, że stanowią część największej, rozproszonej elektrowni miejskiej w Polsce. Funkcjonowanie fotowoltaiki na bloku we Wrocławiu można śledzić na bieżąco na stronie spółdzielni.
Wyniki też są zadowalające?
Udało nam się zrealizować założenia programu „Prosument”, który Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej realizował na Dolnym Śląsku i dzięki któremu otrzymaliśmy dotację (1,7 mln zł) oraz pożyczkę (2,5 mln zł). Jednocześnie osiągnęliśmy większy efekt ekologiczny niż zakładaliśmy – w porównaniu do prognoz Wrocławska Elektrownia Słoneczna wyprodukowała 10 procent energii elektrycznej więcej. Na pewno ma na to wpływ wydłużony sezon nasłonecznienia, ale też dobre planowanie efektywności. Udało się wyliczyć odpowiednio parametry, mimo że zaczynaliśmy w 2014 roku. Podkreślam znów: dziś na ten temat jest dostępna wiedza, narzędzia, fachowcy, przykłady.
Po ponad roku działania możemy pochwalić się wynikami nie tylko w zakresie ekonomii i ekologii, ale też niezawodności i bezpieczeństwa. Miejska fotowoltaika na dachu bloku we Wrocławiu znajduje się na 35 metrze, gdzie panują inne warunki wiatrowe, a mimo to żadna z nich nie ucierpiała. Oczywiście zastosowaliśmy mocne instalacje balastowe. Panele pracują niemal bezawaryjnie, choć wiadomo, że przy takiej liczbie zawsze coś może się zdarzyć.
Właśnie: o jakiej liczbie mówimy?
O 2771 panelach fotowoltaicznych na 35 wysokich budynkach w centrum miasta o mocy 739 kWp. Ta liczba odpowiada rocznemu zapotrzebowaniu każdego z budynków. Dokładnie taką moc zużywają one sumarycznie w ciągu roku, a zatem dzięki elektrowni fotowoltaicznej we Wrocławiu możemy zasilić energią wszystkie części wspólne – windy, oświetlenie wewnątrz i na zewnątrz, i tak dalej. Zgodnie z ustawą o OZE, wyprodukowana przez nas nadwyżka (60 MWh), pozostaje korzyścią dla wszystkich.
Działanie elektrowni słonecznej na dachach bloku we Wrocławiu ma przełożenie na portfele mieszkańców?
Pośrednio na pewno. Projekt mówi, że całość finansuje program „Prosument”, a więc mieszkańcy nie musieli organizować zbiórki, my nie musieliśmy podnosić opłat w ramach funduszu remontowego. Owszem, 40 procent programu to niskoprocentowa pożyczka, ale spłaca się ją z nadwyżek produkcji energii elektrycznej. Nie obniżyliśmy więc rachunków, ale dzięki temu pokrywamy ratę pożyczki do WFOŚ. Pierwsze korzyści finansowe odczują mieszkańcy ul. Świeradowskiej już za około sześć lat, gdzie najpierw spłacimy pożyczkę. Szacujemy, że opłaty za prąd do części wspólnych obniżą się średnio około 75 procent.
Najważniejsze jest jednak to, że nasi mieszkańcy uniezależniają się od podwyżek energii elektrycznej, a ta jest nieuchronna: ceny węgla wzrastają, do tego dojdą opłaty za emisję. Jeśli rachunki wzrosną w Polsce, powiedzmy, o 40 procent, nasi lokatorzy odczują ją w znacznie mniejszym, symbolicznym zakresie, na poziomie około 10 procent. Przykład: Jeżeli dla przeciętnego budynku ze 100 mieszkaniami bez instalacji fotowoltaicznej roczne koszty energii wynoszą 10 tysięcy złotych, to po podwyżce wyniosą 14 tysięcy. Taki sam budynek w naszej spółdzielni z elektrownią słoneczną zapłaci rocznie 2,5 tysiąca, a po podwyżce 3,5 tysiąca złotych.
Dlaczego dopiero teraz informujecie o wynikach elektrowni?
Całą instalację skończyliśmy w maju i czerwcu 2016, a cały proces uruchomienia trwał półtora roku, więc finał przypadał na koniec 2017 roku. Jako pierwszy rok działania liczyliśmy więc cały 2018, ale żeby zanalizować wyniki, potrzebowaliśmy faktur i na nie czekaliśmy do marca. Nie ma się co dziwić, to pierwsze rozliczenie na taką skalę w kraju! Zrobiliśmy podsumowania, w kwietniu ruszyliśmy z kampanią informacyjną.
Elektrownie na blokach nie są popularne w Polsce, skąd ten pomysł, już w 2014 roku?
Analizowałem trendy gospodarcze, społeczne, ekonomiczne. Jesteśmy w Unii Europejskiej, a wiadomo, w którą stronę ona zmierza i że pewnych procesów gospodarczych nie da się odwrócić. Ten sam proces widać przecież w Azji, Stanach Zjednoczonych. Sam Elon Musk sprzedaje solarne dachówki! UE stawia na fotowoltaikę już w perspektywie 2007-2014, więc widząc te mechanizmy, uznałem, że nie ma siły, musimy skorzystać. Teraz ta technologia staniała, świadomość ekologiczna jest coraz większa, zaczynamy myśleć o jakości, więc liczę, że zobaczymy w Polsce jeszcze więcej elektrowni słonecznych. Tym bardziej że przedsiębiorcy, którzy zdecydują się na instalacje fotowoltaiczne do 50 mkw, również będą mogli być prosumentami. Jestem wielkim zwolennikiem rozwoju rynku energetycznego w oparciu o prosumentów – nie tylko w zakresie energii elektrycznej, ale też energii cieplnej, bo skoro mamy do dyspozycji pompy ciepła, to nic nie stoi na przeszkodzie. Nasza spółdzielnia jest już w trakcie rozmów na ten temat.
Patrząc na wyniki i pana entuzjazm rozumiem, że śmiało poleciłby pan takie rozwiązanie innym spółdzielniom?
Poleciłbym je wszystkim, spółdzielniom i wspólnotom mieszkaniowym (a tych jest najwięcej) oczywiście też. Musimy budować świadomość na szczeblu lokalnym. Nasi samorządowcy bywają konserwatywni, zachowawczy w tych sprawach. Na szczęście to też się zmienia. We Wrocławiu pojawiła się pierwsza jaskółka w postaci mapy potencjału solarnego dachów budynków w mieście. To oczywiście dane orientacyjne, służące szacunkom, ale fajnie, że takie coś się dzieje, bo do tej pory było różnie. Mieliśmy program „Kawka”, ale przy jego okazji mówiło się o pompach ciepła i to pracujących z sieci, a nie z fotowoltaiką, a wówczas tracimy ich sens.
Skoro o pompach ciepła – co dokładnie planujecie?
Mamy jeszcze kilkadziesiąt budynków bez paneli, więc tam planujemy je zamontować i połączyć właśnie z pompami ciepła. Obok zasilania części wspólnych, chcemy produkować energię na potrzeby podgrzewania wody. Jak przećwiczymy to rozwiązanie i rozliczymy się z programu „Prosument”, wrócimy z pompami ciepła do bloków, od których zaczęliśmy.
15 tysięcy mieszkańców waszej spółdzielni korzysta z czystej energii, ale zyskujemy wszyscy. Obroni pan takie stwierdzenie?
Pewnie: Wrocławska Elektrownia Słoneczna to 600 ton rocznie mniej emisji CO2, co odpowiada asymilacji gazu cieplarnianego przez około 150 hektarów lasu, czyli 50 tysięcy drzew. We Wrocławiu odpowiada to wielkości dwóch parków: Grabiszyńskiego i Szczytnickiego.
***
Zdjęcie w nagłówku: dach jednego z bloków, które Spółdzielnia Mieszkaniowa Wrocław-Południe zmieniła w elektrownię słoneczną. Źródło: materiały prasowe.