’- Gmina nie chce współpracować, jesteśmy traktowani bardziej jak wróg niż jak partner. Dlatego pomyśleliśmy, że jeśli zaangażujemy więcej osób, to przestaniemy być postrzegani jako czteroosobowa grupa krzykaczy. Dzięki temu możemy pokazać gminie, że wszystkim zależy na czystym powietrzu i zmobilizujemy urzędników, żeby zaczęli robić więcej i lepiej – mówi Monika Wojtaszek-Dziadusz, jedna z założycielek Zabierzowskiego Alarmu Smogowego.
Pochodzi Pani z Zabierzowa?
Moja babcia mieszkała w Bolechowicach, a więc w gminie Zabierzów. Mieszka tu także spora część mojej rodziny. Ja mieszkałam w Krakowie, na wieś przeprowadziłam się już jako dorosła osoba. Później sama zamieszkałam w Bolechowicach i nie wyobrażam sobie powrotu do miasta.
Myślałam, że jest Pani jedną z osób, które uciekały przed smogiem do podmiejskich gmin. Bo takich ludzi, zdaje mi się, jest sporo.
Oczywiście, że są! Znam osobiście jedną panią, która przyjechała do Bolechowic z Krakowa, z dzieckiem, po lepsze powietrze. A teraz jej dziecko ma poważne dolegliwości związane z układem oddechowym, które nasilają się zimą. Ona jest rozczarowana, żałuje. Właśnie jesteśmy w trakcie zbierania podpisów pod petycją w sprawie polepszenia jakości powietrza. Pod tą petycją można zamieszczać także komentarze. Proszę zobaczyć, to jeden z nich: „Po roku mieszkania w Zabierzowie (byliśmy z mężem przekonani że jest tu lepsze powietrze niż w Krakowie, przeprowadziliśmy się z Warszawy) stwierdzono u mnie astmę alergiczną spowodowaną smogiem. Zależy mi na lepszej jakości powietrza szczególnie, że nasze dzieci muszą je wdychać na co dzień”.
W którym momencie poczuła Pani, że coś z tym zabierzowskim powietrzem jest nie tak?
To przeczucie gdzieś się cały czas tliło. Mam taki szczęśliwy układ, że mieszkam na uboczu, w oddaleniu od innych domów, szczególnie tych, które mają stare piece i dymią, choć powoli przestaje to mieć znaczenie. Zauważałam, że jadąc wieczorami przez okoliczne wsie, muszę przebijać się przez burą mgłę. Widziałam, co wydostaje się z kominów różnych małych zakładów – dziwny, podejrzany dym. Momentem kulminacyjnym był listopad 2016 roku, kiedy Polski Alarm Smogowy i Radio Kraków zrobili badania dotyczące zanieczyszczenia wokół Krakowa. Wyniki były fatalne. Okazało się, że normy są przekraczane wielokrotnie. Te badania trwały tydzień, więc krótko, ale były sygnałem, że coś jest nie tak. Wtedy zaczęliśmy rozmawiać ze znajomymi, że nie można tak tego zostawić. Po audycji w Radiu Kraków o tej akcji dostawałam telefony do sąsiadów: słuchaj, coś trzeba zrobić, jest dramatycznie, przecież nawet w domu obok mnie palą śmieciami. To była lawina informacji. Zaczęłam się zastanawiać, co z tym zrobić.
To było naturalne, że akurat Pani stanie się inicjatorką?
Ludzie zaczęli odzywać się w sprawie smogu właśnie do mnie, chyba dlatego, że jestem generalnie bardzo zaangażowana w życie wsi, we wszystko, co się tutaj dzieje. Zresztą od jakiegoś czasu coraz więcej mieszkańców się angażuje, nie są obojętni, dlatego dzwonili, pytali proponowali.
Aktywistka wiejska.
Można to tak nazwać! To są moje tereny rodzinne, w kilku sąsiednich wsiach mieszkają moi bliscy. Zależy mi na tej okolicy. Jeśli mogę coś zrobić, próbuję.
Mamy 2016 rok, PAS robi badania, ludzie chcą działać. Co się dzieje dalej?
Ponieważ pracuję na Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Form Przemysłowych, pomyślałam sobie, że mogłabym podrzucić temat smogu studentom, którzy z kolei mogliby zrobić coś dla poprawy jakości powietrza. Zgłosiłam się do Krakowskiego Alarmu Smogowego, to był mój pierwszy pomysł, żeby czegoś się więcej dowiedzieć i żeby studenci się czegoś dowiedzieli. Odbyliśmy dwa spotkania z Ewą Lutomską, po czym studenci podjęli się zadania, które polegało na graficznej interpretacji danych statystycznych dotyczących smogu oraz przygotowaniu kampanii społecznej, informującej o zanieczyszczeniach i tym, co można zrobić, by z nimi walczyć. Kiedy te prace już powstały, pomyślałam: to jest Kraków, tutaj ludzie już wiedzą, tu sytuacja się polepsza. Teraz trzeba dotrzeć do mieszkańców wsi. Pierwszą rzeczą, którą udało się zrobić (dzięki zaangażowaniu zarówno osób z Zabierzowa, jak i radnych) było nakłonienie lokalnych władzach było włączenie do budżetu gminy pieniędzy na zakup czujników smogu. Wiedzieliśmy, że w Zabierzowie jest źle, ale chcieliśmy wiedzieć, jak źle. Udało się, gmina kupiła 23 czujniki, które umieszczono w większości na budynkach użyteczności publicznej, a wiele z nich na szkołach i przedszkolach. Kiedy zaczęły działać, czyli w marcu zeszłego roku, okazało się, że powietrze jest fatalne.
Władze trzeba było zmotywować? Wcześniej smog nie był tematem?
W ogóle nie był tematem. Pojęcie smogu nie funkcjonowało. W kwestii ochrony powietrza w naszej gminie nie działo się prawie nic, nie było rzeczywistych działań ukierunkowanych na systemową poprawę jakości powietrza.W raportach z realizacji programów ochrony powietrza możemy znaleźć informację o tym, że gmina Zabierzów korzystała z funduszu polsko-szwajcarskiego. W jego ramach montowano kolektory słoneczne. I faktycznie, część mieszkańców się na nie zdecydowała. Ale mam wrażenie, że gmina wyszła z założenia: dają fundusze, to je weźmy, bo akcja nie przyniosła żadnych efektów. W raporcie za 2015 rok, dokładnie na stronie piątej, jest rubryka pt. „Poziom realizacji przez gminy celów w zakresie ograniczenia emisji pyłu PM10″ A w niej czytamy: „Efekt ograniczenia emisji pyłu PM10: sumarycznie 2013-2015 – gmina Zabierzów 0,00%. Procent osiągnięcia celu poprawy ochrony powietrza do 2023 r. – 0,00% . Jak widać, starania władz były niewystarczające. Oprócz tego, na stronie internetowej gminy od czasu do czasu pojawiały się jakieś informacje o zakazie spalania odpadów. Ale przecież nie każdy ma internet, szczególnie starsi mieszkańcy.
I nie każdy wchodzi na stronę gminy.
Dokładnie. Tak naprawdę podstawowymi kanałami informacji są zebrania wiejskie i kościół. Nikt ich nie wykorzystywał w temacie smogu – wiem, bo od wielu lat uczestniczę prawie we wszystkich zebraniach w mojej wsi. Coś ruszyło dopiero w 2016 roku, kiedy zaczęła się akcja wymiany pieców. Niedawno dowiedzieliśmy się jednak, że gmina dostała karę w wysokości 20 tysięcy złotych za to, że zbyt opieszale wprowadzała program ochrony powietrza na lata 2013-2015. Okazało się, że odczucia mieszkańców o bezczynności władz mają udokumentowane potwierdzenie. A te wieloletnie zaniedbania teraz skutkują. Wójt się od tej kary odwołał, sprawa jest w toku.
Od kiedy działacie jako Zabierzowski Alarm Smogowy?
Zorganizowaliśmy się w marcu zeszłego roku. Od Krakowskiego Alarmu dostałam kontakt do mieszkańca Zabierzowa, który wcześniej się do nich zgłosił z inicjatywą zorganizowania czegoś w naszej gminie. Skontaktowaliśmy się i od tej pory działaliśmy razem z Adamem, potem dołączyły do nas kolejne dwie osoby i to jest grupa, która tworzy „trzon” alarmu. Ale kolejne osoby zaczynają nas wspierać, z wieloma mamy kontakt przez Facebooka. Włączają się mieszkańcy, a w najbliższą niedzielę (rozmawiałyśmy w piątek, 9.02 – przyp. red) będziemy wraz z nimi zbierać podpisy pod kościołem w Zabierzowie. Proboszcz udostępnił nam taką możliwość.
Co chcecie wywalczyć tą petycją?
Naszym zdaniem działania gminy są zbyt wolne i mało intensywne. Urząd gminy uznaje wymianę niespełna 300 kopciuchów w ciągu ostatnich dwóch lat za ogromny sukces. Tylko że w tym tempie wymiany potrwają jeszcze 30 lat! Nasze dzieci przez dużą część swojego życia będą oddychać smogiem. Niezbędne jest przyspieszenie. Samo doprowadzenie do rozpoczęcia kontroli w zakresie spalania odpadów trwało latami. Z tego co dowiedzieliśmy się próby podjęcia współpracy z policją gmina prowadziła od 2016 roku! My zaczęliśmy rozmowy z urzędem na ten temat mniej więcej w październiku 2017, a kontrole ruszyły podobno 1 lutego 2018. Na te kontrole wydano pięć tysięcy zł z budżetu, mają się odbywać z policją. Nie chcę, żeby to brzmiało jak wylewanie żalu, ale niestety z naszej korespondencji z gminą wynika, że kontrolerzy nie będą mieli ani sita do sprawdzania uziarnienia, ani urządzenia do mierzenia wilgotności drewna, ani nawet pojemników do pobierania próbek z palenisk. Na jakiej podstawie miałyby być wydawane mandaty, skoro nikt nie ma żadnych narzędzi do sprawdzania pieców? A palenie śmieci to jest tu na prawdę spory problem. Gmina nie chce współpracować, jesteśmy traktowani bardziej jak wróg niż jak partner. Dlatego pomyśleliśmy, że jeśli zaangażujemy więcej osób, to przestaniemy być postrzegani jako czteroosobowa grupa krzykaczy. Dzięki temu możemy pokazać gminie, że wszystkim zależy na czystym powietrzu i zmobilizujemy urzędników, żeby zaczęli robić więcej i lepiej.
Jednym z punktów petycji jest utworzenie planu działań.
Tak, bo na razie nie ma strategii. Program Ochrony Powietrza dla Małopolski na lata 2017-2023 określa, jaki efekt ekologiczny należy uzyskać, czyli ile trzeba wymienić nieekologicznych źródeł ogrzewania, i każda gmina jest za to odpowiedzialna. A my tak naprawdę nie wiemy, czy mamy 4 tysiące kopciuchów czy więcej? Ile domów wymaga docieplenia? Ile trzeba na to pieniędzy? Ile rodzin trzeba wspomóc dofinansowaniem? Chcemy, żeby gmina przede wszystkim objęła opieką osoby potrzebujące. Jeśli okaże się, że nie ma na to pieniędzy w budżecie gminy, to trzeba starać się o środki z zewnątrz i to, oprócz motywowania mieszkańców do samodzielnych działań, jest zadaniem gminy. To jest wieś, tu jest wiele osób starszych, samotnych, chorych. Mają stare piece, zamontowane nawet nie 10 lat temu, a dziesiątki lat temu. Któregoś dnia jechałam przez wieś i nagle wpadłam w środek chmury czarnego dymu. Myślałam, że to pożar. Zawróciłam. Okazało się, że to z komina. Z domu, z którego dymiło, wyszła staruszka, ledwo idąca, podpierająca się laską. Ze względu na takie osoby potrzebna jest rzeczywista inwentaryzacja, dokładne sprawdzenie, kto w jakich warunkach mieszka, jaki ma piec i jakie ma możliwości. Bo jeśli tego nie wiemy, to jak można dotrzeć z pomocą do tych, którzy jej naprawdę potrzebują?
Jak ta pomoc powinna wyglądać?
Ważne jest dotarcie do tych potrzebujących osób z informacją o wymianie kotłów. Starsi mieszkańcy często o tym nie wiedzą, bo nikt nie przyszedł do nich i nie powiedział, że w ciągu kilku lat muszą te piece wymienić. Urzędnicy powinni się zorientować, czy mieszkaniec ma możliwości finansowe na taką wymianę, a jak nie, to mu pomóc. Mamy Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej, można korzystać ze środków zewnętrznych. Aby starać się o dofinansowanie trzeba wypełnić różne dokumenty, znaleźć firmę, która dokona wymiany, a czasem wykonać termomodernizację budynku. To skomplikowane. Młodsi, bardziej zorientowani, z dostępem do internetu już się postarali o dotacje. Starsi mieszkańcy sami sobie tego nie zorganizują, trzeba ich przez to przeprowadzić. I to jest zadanie lokalnych władz. Poza tym, ubożsi mieszkańcy nie mają pieniędzy, aby najpierw założyć za montaż pieca i dopiero za jakiś czas uzyskać zwrot. Potrzebny jest inny system rozliczania – np. bezpośrednio między gminą a wykonawcą. O to też powinna zadbać władza samorządowa.
Ile podpisów już zebraliście?
Po kilku dniach zbiórki było ich ponad 450 online. Mamy też podpisy na papierze, przed niedzielną zbiórką było ich około 180. Mam nadzieję, że będzie więcej. Musi być!
Oprócz petycji macie też inne plany.
Petycja jest głównym celem, ale przygotowujemy też warsztaty dla szkół i materiały informacyjne dla mieszkańców, które będziemy dostarczać bezpośrednio do skrzynek pocztowych. W zeszłym roku udało się nam być na kilku zebraniach wiejskich, chcemy to powtórzyć.
Sołtysi wpuszczają?
Reakcje są różne. Jeden powiedział, żebyśmy nie przychodzili, bo będziemy robić zamieszanie. Inny, że jesteśmy gośćmi, więc wystąpimy jako pierwsi.
Mieszkańcy reagują na zasadzie „fajnie, że ktoś wreszcie coś z tym robi” czy raczej „przyszła grupa szurniętych aktywistów”?
Też różnie. W marcu rok temu zorganizowaliśmy duże spotkanie o smogu i zagrożeniach, jakie ze sobą niesie. Była dyskusja z ludźmi i nie usłyszeliśmy ani jednego nieprzychylnego głosu. Raczej obawy: „mnie nie stać na gaz” albo „mam nieocieplony dom”. My nie zmuszamy nikogo do grzania gazem, jak już ktoś kocha tak bardzo węgiel, niech wymieni piec na taki najnowszej generacji. Pojawiają się też głosy, że smog powodują samochody. Co wtedy? Mówimy, że istnieje coś takiego jak smog komunikacyjny, ale to jest domena miast. Na wsi go nie ma. Próbuję przywołać proste porównanie: rura wydechowa ma średnicę ok. 5 cm. Średni dojazd do Krakowa – to około 25 minut dymienia (z czego tylko kilkanaście na wsi). A wylot komina ma średnicę ok. 20 cm, piec kopci kilka godzin, a niewygaszany często i całą dobę – przez pół roku.
Trafia?
Kończą się wtedy argumenty. Poza tym pokazujemy mapki pyłomierzy sieci Airly, na których widać wyraźnie, że w lecie cała gmina świeci się na zielono. A chyba latem nie dzieje się tak, że auta przestają jeździć?
Często przy takich rozmowach nie mogę się powstrzymać przed zadaniem jednego pytania: nie chce Pani uciec? Dać sobie spokój z Małopolską i wyjechać nad morze?
Nie pani jedna o to pyta. W zeszłą niedzielę byliśmy z mężem u przyjaciół, którzy mają działkę budowlaną w Brzeziu. Mówią, że nie wybudują się tutaj, bo mają dość. Rozważają przeprowadzkę do Gdańska. Ostatnio rozmawiałam też z panią, która ma działkę w Ujeździe, ale zastanawia się, czy nie zostać w Krakowie, bo tu powietrze jest czystsze. A czy ja mam takie myśli? Codziennie. Zwłaszcza w zimie. I szczególnie napotykając urzędniczy mur w temacie walki ze smogiem. Ale potem czytam komentarze pod petycją, widzę, że ludzie reagują na Facebooku na nasze działania. To mnie resetuje i myślę: dobra, jednak warto. Zauważyłam też paradoks. Mam dziecko w szkole podstawowej i jeszcze parę lat temu, nie mając świadomości, jak złe jest powietrze w Zabierzowie, myślałam: matko, pójdzie do Krakowa do liceum i będzie oddychać tym wszystkim, tymi spalinami, pyłami. A teraz się cieszę, że będzie w Krakowie, bo tam jest lepiej niż u nas. To dziwne, prawda? Że ludzie ze wsi czekają, aż ich dzieci wyprowadzą się do dużego miasta, bo będą miały tam czym oddychać.
dr hab. Monika Wojtaszek-Dziadusz – pracuje na Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, na Wydziale Form Przemysłowych. Zaangażowana w życie Bolechowic, w których mieszka. Założycielka Zabierzowskiego Alarmu Smogowego, który działa już od roku.
Petycję Zabierzowskiego Alarmu Smogowego można znaleźć TUTAJ.
Zdjęcie: Zabierzów, Flickr, Glenn Harper.
Udostępnij
"Wszyscy mamy dość". Mieszkańcy podkrakowskiego Zabierzowa walczą o czyste powietrze
14.02.2018
Katarzyna Kojzar
Pisze o klimacie, środowisku, a czasami – dla odmiany – o kulturze. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. Jej teksty ukazują się też m.in. w OKO.press i Wirtualnej Polsce.
Udostępnij