W sprawie, którą Bułgaria przegrała przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, dzielnie sekundowała jej Polska. Nasze władze zdecydowały się pomóc Bułgarom z oczywistego powodu. My także czekamy na wyrok „za złą jakość powietrza”. Gdyby udało się uratować przed trybunałem racje bałkańskich przyjaciół, my też mielibyśmy szansę. Tak się jednak nie stało.
Za to sędziowie europejskiego Trybunału stworzyli dla polskich władz ściągawkę, jakich tłumaczeń nie będą tolerować. Ta jest ciekawa, ponieważ odnosi się do dwóch z najczęściej podnoszonych u nas argumentów dotyczących walki o poprawę jakości powietrza i tego, że walczyć można powoli.
Jeden to argument z tego, że się staramy, ale niczego nie da się zrobić „od razu”.
Drugi to argument z biedy.
W ogłoszonym wczoraj wyroku Trybunał Sprawiedliwości UE odniósł się do obu.
Pierwszy przybrał w argumentacji Bułgarów intrygujący charakter. Otóż przedstawiciele sofijskiego rządu podnosili, że działania na rzecz poprawy jakości powietrza w ich kraju podjęto, ponieważ sporządzono plany ochrony powietrza. Te wprawdzie niespecjalnie działają, ale wystarczy, że są. Na papierze więc wszystko się zgadza. Zaskoczyło ich to, że Trybunał orzekł, iż nie chodzi o to, żeby prawo napisać, ale raczej o to, by było to prawo, które działa. Zaskoczyło, bo jest to podejście charakterystyczne raczej dla zachodniej, a nie wschodniej kultury administracyjnej i prawnej.
– Co się tyczy przyjętych środków, wszystkie gminy bułgarskie, w których doszło do naruszenia, opracowały i zastosowały plany, których ostatecznym celem jest doprowadzenie do zgodności z przepisami dyrektywy 2008/50 i które przekładają się na poprawę danych dotyczących jakości powietrza. Na szczeblu krajowym ustawodawstwo zostało zmienione w grudniu 2015 r. celem przyspieszenia procesu poprawy jakości powietrza – czytamy o argumentacji sofijskiego rządu w udostępnionym także po polsku dokumencie, który w całości znajdziecie TUTAJ.
Sędziowie uznali jednak, że skoro Bułgaria od ośmiu lat nie wywiązuje się ze swoich unijnych zobowiązań i nie wygląda, żeby miała zacząć to robić, ze wspomnianymi planami coś musi być nie w porządku. Więcej nawet. Taką argumentację uznano nawet za przyznanie się do winy. Skoro bowiem – stwierdzili sędziowie – anty-smogowe prawo uchwalono dopiero w grudniu 2015 roku, to znaczy, że wcześniej nakazów unijnej dyrektywy nie traktowano poważnie i nie podjęto środków koniecznych do tego, by problem zanieczyszczonego powietrza rozwiązać „jak najszybciej”.
– Sytuacja taka (uchwalenie przepisów dopiero w 2015 roku – tb) wykazuje sama przez się, bez konieczności badania w sposób szczegółowy treści planów sporządzonych przez Republikę Bułgarii, że w niniejszym wypadku to państwo członkowskie nie wprowadziło w życie odpowiednich i skutecznych środków, tak by okres przekroczenia dopuszczalnych wartości stężeń PM10 był „jak najkrótszy” – czytamy w treści wyroku. Warto wspomnieć, że my nad anty-smogowym pakietem dopiero pracujemy, a lokalne programy ochrony powietrza traktujemy jak kwiatek do kożucha. W zdecydowanej większości przypadków nie są realizowane w ogóle, lub są w niewielkim stopniu.
Tymczasem orzeczono, że samo sporządzenie planu ochrony powietrza nie wystarcza.
Ten trzeba jeszcze realizować. I musi być taki, żeby przyniósł efekty.
Tym więc, że się stara, ale jej nie wychodzi, Bułgaria się nie obroniła.
Nie obroniła się i tym, że jest biedna.
Jej przedstawiciele argumentowali: „Republika Bułgarii podnosi ponadto, że jej wysiłki na rzecz obniżenia poziomów PM10 są utrudnione z powodu jej sytuacji społeczno-gospodarczej. Trudno bowiem obniżyć emisje PM10 z powodu źródeł zanieczyszczeń, którymi są ogrzewanie gospodarstw domowych i transport drogowy. I tak węgiel kamienny i drewno są stosowane masowo do ogrzewania w sezonie zimowym z powodu trudności gospodarczych przez dużą część ludności w Bułgarii. W szczególności odsetek ludności, która ma duże trudności z pokryciem podstawowych wydatków miesięcznych w roku 2013 wynosił 32,9% dla Republiki Bułgarii, podczas gdy odsetek ten wynosił 12,2% dla wszystkich 28 państw członkowskich.”
Odpowiedź brzmiała: dura lex sed lex.
– Nie ma znaczenia, czy uchybienie wynika z woli państwa członkowskiego, któremu jest przypisywane, z jego zaniedbania czy też z trudności technicznych, z którymi zostało ono skonfrontowane – czytamy w wyroku, bo prawo to prawo. Tak samo wiąże biednych oraz bogatych.
Wyrok jest istotny także dla Polski, która czeka na wyrok.
Niesie bowiem dwie ważne informacje. Pierwsza jest taka, że nie wystarczą działania pozorowane i chcąc uniknąć kar musimy wykazać się poprawą jakości powietrza. Nie wystarczą więc pijarowe zagrywki pod publikę i przepisy wydmuszki, które ładnie wyglądają na konferencji prasowej, ale działać nie będą. W praktyce oznacza to na przykład tyle, że normy jakości dla paliw stałych muszą być napisane tak, by wyeliminowały z rynku zły węgiel, a nie tak, żeby po prostu były. Informacja druga jest taka, że skoro sporo od nas biedniejsza Bułgaria nie mogła obronić się tym, że nie radzi sobie z problemem z biedy, to i my się w ten sposób nie obronimy. A to że pieniędzy mamy zbyt mało znaczy tyle, że lepiej wydać je dziś na poprawę sytuacji, niż jutro na kary i wymuszoną nimi poprawę sytuacji.
Fot. Bułgaria widziana z samolotu, jaime.silva/Flickr.