Wygoda i oszczędności – to zalety paneli słonecznych, na które zdecydował się pan Andrzej Machno ze Skawiny. Do niedawna w jego piwnicy stał stary piec na węgiel. Teraz chwali swoją instalację: „Nie musi nawet być słońca. Wystarczy, że jest jasno, niezbyt pochmurno. Parę kilowatów dziennie się uzbiera.”
Wygląda to u pana ciekawie – ma pan piec gazowy, a na dachu jest instalacja, która też produkuje ciepło. Panele fotowoltaiczne sprawdzają się do ogrzewania domu i wody?
Jak najbardziej. U mnie rachunki wynosiły około 350 złotych miesięcznie. Po zainstalowaniu paneli jest różnie. Grudzień, styczeń, luty – ulga jest niewielka. Ale przez resztę roku płacę około 22 zł miesięcznie. Za zeszły rok wszystkie opłaty wyniosły u mnie około 1400 zł. Przy poprzednim układzie na węgiel musiałbym wydać około czterech tysięcy.
Widać oszczędność.
Skorzystaliśmy też z programu ratalnego spłacania instalacji fotowoltaicznej, co ułatwiło jej zakup. Instalacja jest niewielka. Od lutego do końca 2018 roku wyprodukowała 6,4 megawatów.
To chyba więc wydajna instalacja. Nie jest tak, że nie ma z niej prądu.
Mam płaski dach. Jest więc mankament – w zimie czasem przysypie panele śnieg. Ale wchodzę wtedy na dach, odśnieżę, produkcja idzie. Nieduża, ale to zawsze jakaś ulga. Nie musi nawet być słońca. Wystarczy, że jest jasno, niezbyt pochmurno. Parę kilowatów dziennie się uzbiera.
A do niedawna miał Pan tu kopciucha. Starego, wysłużonego. Co skłoniło Pana do zmiany?
Przed czterema laty w Skawinie ruszyła pomoc ze środków przekazanych przez Szwajcarię. Wtedy założyłem sobie solary do ogrzewania wody. Wcześniej przez cały rok grzałem wodę kopciuchem. Sąsiedzi trochę narzekali – smród był, mimo że nie paliłem żadnych śmieci. Doszedłem do wniosku, że trzeba ulepszyć sobie życie. Co roku jednak musiałem przerzucić te cztery tony węgla. Młody już nie jestem, więc był to problem. A mój stary piec kupiłem dawno temu w jednej z lokalnych firm. W tym samym miejscu chciałem kupić kocioł piątej kategorii – na ekogroszek. Rodzina namówiła mnie jednak do przejścia na gaz i fotowoltaikę. Bo po co się męczyć? Skorzystałem z dotacji. Niestety środki wystarczyły jedynie na część inwestycji. Przydałoby się więcej. Dostałem siedem tysięcy na wymianę pieca. W całą instalację do gazu zainwestowałem natomiast prawie szesnaście tysięcy. Ale jestem zadowolony.
W Skawinie jednak ciężko o zdrowe powietrze.
Mój dom znajduje się między zakładami produkcyjnymi. Zależy z której strony wiatr wieje – tym oddycham. Skawiński Alarm Smogowy doprowadził do tego, że pierwszy z tych zakładów zainstalował filtry. Jest lepiej. Druga firma niestety nas ignoruje. U córki jest oczyszczacz powietrza. Niestety nie zawsze daje radę z poziomem smogu. Świeci cały czas na czerwono.
Miesiące jak grudzień, styczeń, nie dobijają rachunkami? Gaz jest droższy.
Tak, ale patrzę na perspektywę całego roku. Rzeczywiście w zimie jest troszkę drożej, ale bez tragedii, bo cały czas energię produkują panele. Grzeje się też inaczej. Przy węglu nie oszczędzałem. Teraz w niektórych pomieszczeniach przykręcam trochę zawór, jeśli nie trzeba, to nie dogrzewam całego domu.
W okolicy jest zainteresowanie programem wymiany pieców?
Niektórzy sąsiedzi stwierdzają, że będą do końca „walczyć”, i nie pozbędą się szybko pieca na węgiel.
Ale świadomość rośnie?
Ostatnio sąsiedzi trochę się zmobilizowali. Protestowaliśmy przeciwko działalności zakładów. Widać było matki z małymi dziećmi, młodzież, starszych. Problem doszedł do świadomości ludzi. Zaangażowanie jest bardzo pozytywne. Ludzie wykrzyczeli to, co mieli wykrzyczeć. Czekamy na efekty.
Zdjęcie: vchal/Shutterstock