Globalne ocieplenie nie zwalnia. Luty 2025 roku był trzecim najcieplejszym w historii pomiarów. Przekładając na ludzką skalę, planetę podgrzaliśmy do 38,1°C i zmierzamy ku 39°C. Odczujemy to także w Polsce.
Luty był dokładnie o 1,59 stopnia cieplejszy w stosunku do ery preindustrialnej, co oznacza, że znalazł się na trzecim miejscu pod względem najwyższych średnich temperatur w historii pomiarów dla miesiąca lutego.
Według danych Copernicus Climate Change Service (C3S), średnia globalna temperatura w lutym 2025 wyniosła 13,36 st. C, co stanowiło wzrost o 1,59 st. C w porównaniu z okresem przedprzemysłowym (1850–1900). O tym, czy to dużo, czy mało, piszemy w dalszej części tekstu.
Dla przypomnienia: jak dotąd najcieplejszy luty odnotowano w 2024 r., kiedy to średnia globalna temperatura wyniosła 13,54 st. C, a więc niewiele więcej niż w tym roku. Warto również zauważyć, że styczeń 2025 r. był najcieplejszym styczniem w historii pomiarów.
La Niña miała przynieść nam ochłodę. Zamiast tego mamy kolejne rekordy temperatur
Ziemia miała się ochłodzić raz z nadejściem La Niña (zjawisko klimatyczne, które powoduje ochłodzenie wód Oceanu Spokojnego w rejonie równikowym). La Niña wpływa na pogodę na całym świecie – przynosi m.in. więcej opadów w Azji i Australii, a susze w Ameryce Południowej. Jest odwrotnością El Niño, które powoduje ocieplenie tych wód. Jednak poniższa grafika pokazuje, że zatrzymanie wzrostów na skutek końca ciepłej fazy ENSO – El Niño, jest ledwie widoczne. Po rekordowym styczniu, nadszedł trzeci najgorętszy luty.
Różnica w stosunku do rekordowego lutego z ubiegłego roku to tylko 0,18°C. Tyle dokładnie wynosi efekt spowolnienia w związku z przejściem z ciepłej do chłodnej fazy ENSO. Przypomnijmy, że cykle ENSO (temperatury tropikalnej części wód Oceanu Spokojnego), mają wpływ na temperatury ziemskiej atmosfery. Jest to jednak w miarę regularny cykl o naturalnym charakterze, który nie ma wpływu na wieloletnie zmiany temperatur na Ziemi.

Wpływ na lód morski w Arktyce i na Antarktyce
Tak wysokie temperatury rodzą też swoje konsekwencje, jak np. zmiany w polarnych pokrywach lodowych, a dokładnie w lodzie morskim.
– Luty 2025 roku kontynuuje serię rekordowych lub niemal rekordowych temperatur obserwowanych w ciągu ostatnich dwóch lat. Jedną z konsekwencji cieplejszego świata jest topnienie lodu morskiego, a rekordowo lub prawie rekordowo mała pokrywa lodu morskiego na obu biegunach spowodowała, że globalna pokrywa lodu morskiego osiągnęła rekordowe minimum – powiedziała Samantha Burgess, szefowa ds. klimatu w ECMWF (Europejski system prognozowania pogody – red.).

Zależność jest prosta: im wyższe temperatury, tym szybciej topi się lód. W tym przypadku chodzi o lód morski na Oceanie Południowym, otaczającym Antarktydę – pokrytą ponad trzy kilometrowej grubości lądolodem. W ostatnich latach notuje się tam takie same zmiany, jakie ponad 30 lat temu zaczęły się w Arktyce. Gwałtownie topi się lód, który wcześniej był odporny na ten proces z uwagi na specyfikę regionu.
Z kolei w Arktyce, kiedy wciąż trwa sezon zamarzania, lód morski przyrasta bardzo powoli. Oba te zdarzenia skutkują tym, że globalny zasięg lodu morskiego jest w ostatnich tygodniach rekordowo mały. – Aktualny rekordowo niski globalny zasięg lodu morskiego ujawniony przez analizę programu Copernicus budzi poważne obawy, ponieważ odzwierciedla ogromne zmiany zarówno w Arktyce, jak i na Antarktydzie – powiedział Simon Josey, profesor oceanografii w brytyjskim Narodowym Centrum Oceanografii.
W sąsiedztwie gorącej Arktyki
Jedną z konsekwencji są zaburzone temperatury. Z jednej strony wysokie temperatury przyspieszają topnienie lodu lub spowalniają jego przyrost. Z drugiej z kolei, same są wypadkową tych zmian. Przykładem jest Arktyka.

Na powyższych mapach widzimy, że Arktyka dosłownie się czerwieni. Luty był tam bardzo ciepły, średnia temperatura dla lutego 2025 w Arktyce wyniosła około 6°C w stosunku do średniej wieloletniej. Dlaczego tak się stało? To efekt niedoboru lodu. Kiedy na Oceanie Arktycznym pojawiają się miejsca pozbawione lodu, temperatura gwałtownie rośnie. Lód ma o tej porze roku około -40°C, więc powietrze nad nim jest bardzo zimne. Kiedy nie ma lodu, jest znacznie cieplej. Temperatura sięgnąć punktu odwilży, a nawet tę wartość przekroczyć.
Taka sytuacja nie pozostaje bez wpływu na pogodę u nas. Cieplejsza Arktyka zaburza nasze wzorce pogodowe. To właśnie to, co dzieje się w Arktyce wpłynęło na to, że mieliśmy zimny i jednocześnie suchy luty.
Słaba La Niña zaczyna gasnąć
Po silnym El Niño przyszła pod koniec ubiegłego roku wspomniana La Niña. Jak pokazują pomiary, zjawisko to okazało się słabe. ONZ podaje, że chłodna faza ENSO lada chwila zaniknie. Tym samym eksperci ze Światowej Organizacji Meteorologicznej przy ONZ rozwiewają nadzieje, że La Nina ostudzi antropogeniczne ocieplenie klimatu.
Jej zanik może spowodować, że za kilka miesięcy globalna temperatura ponownie zacznie rosnąć. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że El Niño przynajmniej do czerwca się nie pojawi. Może jednak pojawić się w drugiej połowie tego roku. Klimatolodzy i meteorolodzy nieustannie monitorują sytuację, i starają się przewidzieć, co się stanie za kilka miesięcy. Te prognozy są niezwykle ważne szczególnie w dzisiejszych czasach – tak, by przegotować ludzi na niebezpieczne zdarzenia pogodowe, jak huragany czy susze.
– Prognozy te przekładają się na oszczędności ekonomiczne warte miliony dolarów dla kluczowych sektorów, takich jak rolnictwo, energetyka i transport, a także uratowały tysiące istnień ludzkich na przestrzeni lat, umożliwiając przygotowanie się na ryzyko katastrof – powiedziała Celeste Saulo, szefowa Światowej Organizacji Meteorologicznej.
- Czytaj także: Zapytali klimatologów z IPCC czy cel 1,5 stopnia jest możliwy. Większość odpowiedziała tak samo
Świat cieplejszy o ponad 1,5°C raczej z nami zostanie. Czy mamy się tym martwić?
Dotychczasowe trendy w globalnych temperaturach oraz światowa polityka klimatyczna rozwiewają nadzieje naukowców w kwestii uniknięcia świata cieplejszego o ponad 1,5 stopnia. Dziś niemal każdy klimatolog jest przekonany, że jest już za późno.
Niedawno brytyjski dziennik The Guardian przeprowadził badania, z których jasno wynika, co o perspektywie zmian klimatycznych myślą naukowcy. Prawie 80 proc. respondentów, wszyscy z Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), przewidują, że tym wieku świat nie tylko ociepli się o ponad 1,5 stopnia. Ociepli się nawet o 2,5 stopnia w stosunku do ery preindustrialnej. Wielu naukowców przewiduje „pół-dystopijną” przyszłość, z głodem, konfliktami i masową migracją, napędzaną przez fale upałów, pożary, powodzie i burze o intensywności i częstotliwości znacznie przekraczającej te, które już uderzyły.
Wielu naukowców stwierdziło też, że czują się beznadziejnie, są wściekli i przerażeni brakiem działań ze strony rządów, pomimo wyraźnych dowodów naukowych. – Myślę, że w ciągu najbliższych pięciu lat czekają nas poważne zakłócenia społeczne. [Władze] będą przytłoczone ekstremalnymi zdarzeniami, jednym za drugim, produkcja żywności zostanie zakłócona. Nie mogłabym czuć większej rozpaczy z powodu przyszłości – powiedziała Gretta Pecl z Uniwersytetu Tasmanii.
Czy my w Polsce też się z tym zmierzymy? Patrząc na naszą sytuację hydrologiczną, suszę w zimie, brak śniegu w górach i ekstremalnie ciepły początek marca, to niestety konsekwencje nas nie ominą.
Ktoś zapyta: dlaczego przejmować się różnicą 1,5 stopnia? Popatrzmy, jak na taką różnicę reaguje ludzki organizm. Większość z nas odczuje sporą różnicę między książkowym 36,6°C, a 38,1°C. Podobnie jest z naszą planetą. Jeszcze gorzej będzie, jeśli podgrzejemy ją bardziej – o prognozowane 2,5°C – do ludzkich 39,1°C.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Milo Gajewski