Europejskie wybory będą kluczowymi w kontekście walki ze zmianami klimatu. Unijna polityka wobec globalnego ocieplenia na pewno stanie po nich o wiele bardziej radykalna niż dotychczas. Będzie musiał się do tego dostosować również Polski rząd. Mówi o tym Izabela Zygmunt, kiedyś pracująca w administracji UE, dziś działaczka organizacji Bankwatch i Polskiej Zielonej Sieci.
Niektórzy mówią, że Unia zajmuje się jedynie prostowaniem bananów i biurokracją. Czy parlamentarzystom zostaje jeszcze czas na klimat?
Parlament to przede wszystkim jeden z dwóch organów Unii Europejskiej, które podejmują decyzje legislacyjne. Komisja Europejska wychodzi z propozycjami, które później są uchwalane wspólnie przez parlament i Radę Europejską złożoną z przedstawicieli rządów poszczególnych państw. Parlament ma więc bardzo dużą moc decyzyjną. Parlamentarzyści, których wybierzemy w tym tygodniu, będą mieć już w pierwszych miesiącach swojej kadencji kilka ważnych decyzji w sprawie klimatu. Po pierwsze trwają negocjacje przyszłego budżetu na lata 2021-2027. Jego kształt zostanie uchwalony przez nowy parlament i Radę Europejską. W zeszłym roku Komisja zaproponowała, by jedna czwarta budżetu poszła na cele związane z ochroną klimatu. Będą to środki przeznaczone na przykład na gospodarkę niskoemisyjną. Parlament obecnej kadencji wyraził życzenie, by ten udział został zwiększony do 30 procent. Negocjacje są dość zaawansowane, ale ze względu na wybory zostały zawieszone.
Czy będzie wola utrzymania celu 30 procent w nowym parlamencie?
Trudno przewidywać, jaki będzie dokładnie kształt parlamentu. Status największych frakcji mogą jednak utrzymać ugrupowania ludowców i socjalistów. W przeszłości nie były one radykalnie proklimatyczne. Widać jednak, że coś się zmienia. Brałam udział w dwóch debatach przedwyborczych. Niektórzy kandydaci do europarlamentu mówili w trakcie nich językiem, który jeszcze jakiś czas temu charakteryzował jedynie aktywistów klimatycznych. Byłam zdumiona. Politycy z trudem, ale starają się nadążać za wyborcami, wśród których świadomość zmian klimatycznych rośnie. Zatem nawet jeśli nie będzie znaczącej przebudowy składu Parlamentu, to obecnie zasiadające tam partie mogą mocno zmienić swoje podejście.
Ale budżet to nie wszystko.
Zaraz później rozpoczną się prace nad długoterminową strategią klimatyczno-energetyczną Unii. UE ma cele wyznaczone na 2030 rok. Państwa robią już jednak przymiarki wobec roku 2050. To termin, który został wyznaczony przez Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu ONZ na osiągnięcie zerowych emisji netto w skali świata. Netto – czyli nawet, jeśli coś emitujemy, to musimy tę emisję zrównoważyć. UE jest pod ogromną presją, by strategia była zgodna z tym, co mówi ONZ. Podczas ostatniego posiedzenia Rady Europejskiej osiem państw napisało do pozostałych list, domagając się poparcia dla propozycji osiągnięcia zerowych emisji w ciągu trzech następnych dekad. Zobaczymy, jak będą wyglądały negocjacje, ale Parlament Europejski będzie odgrywał w tym procesie znaczącą rolę.
Ze strategii, która zostanie przyjęta, chyba nie będzie można się wypisać. Cokolwiek by się nie stało, dostaniemy dokument idący o wiele dalej niż to, co prezentuje teraz polski rząd.
To, co przedstawia teraz polski rząd już teraz odstaje mocno od unijnych standardów. W zeszłym roku przyjęto nowy pakiet przepisów unijnych dotyczących klimatu. W związku z tym władze wszystkich państw, w tym Polski, pracują nad dziesięcioletnimi planami w dziedzinie energii i klimatu. Przypomnijmy, że do 2030 roku muszą one spaść o 40 procent, udział odnawialnych źródeł emisji powinien wzrosnąć do 32 procent, a efektywność energetyczna gospodarki o 32,5 procenta. Poza tym parlament uchwalił nowe ramy prawne dla rynku energii. Dzięki niej zwykli obywatele przestają być biernymi konsumentami, a stają się uczestnikami rynku. Mogą na przykład korzystać z dynamicznych taryf, zmniejszać swoje zużycie prądu, gdy jest go mniej w sieci. Mają też prawo do sprzedawania energii po jej wytworzeniu.
Jeśli założę sobie panele fotowoltaiczne, to będę mógł sprzedawać z nich energię sąsiadom?
W Polsce na razie czekamy na przepisy tego dotyczące, ale o to chodzi.
A czy Polska nie będzie mogła jakoś uniknąć wdrażania unijnych regulacji, na przykład jeśli będą one według naszych polityków zbyt radykalne?
Bardzo możliwe, że już niedługo będziemy musieli zapłacić karę za niedotrzymanie unijnych celów dotyczących OZE. W przypadku naszego kraju ich udział w miksie energetycznym w 2020 roku powinien wynosić 15 procent. Na razie udział ten zamiast rosnąć, spada. A zatem kary będą, ale nie to powinno najmocniej motywować rządzących do odejścia od paliw kopalnych. Ich używanie stało się bardzo dużym obciążeniem dla gospodarki, przez to do góry idą ceny energii. Gdybyśmy mieli bardziej ekologiczny system energetyczny, mniej płacilibyśmy za emisje dwutlenku węgla. Nawet niektórzy politycy, którzy byli bardzo przywiązani do węgla, zaczynają to zauważać.
Czy było to widać podczas debaty kandydatów do PE, którą zorganizowali państwo jako Polska Zielona Sieć? W programach partii na razie nie widać postępu, ale wyczuwam, że na poziomie deklaracji poszczególnych polityków można go zauważyć.
Niektórzy na pewno zasługują na plusa za aktywność. Wśród tych, którzy wzięli udział w naszej dyskusji panowała jednomyślność co do powagi zmian klimatycznych. Twierdzili, że rzeczywiście wymagają one szybkiego działania. Tego nikt nie negował. Różnice widać było w pomysłach na transformacji energetycznej. Jedni chcieliby pójść szybciej, inni są bardziej zachowawczy.
Będzie większa presja ze strony wyborców i większe zainteresowanie ze strony polityków, czy klimat po wyborach do PE pójdzie w odstawkę, bo przecież są ważniejsze sprawy?
Mogę odpowiedzieć odnosząc się do jednego z wystąpień z naszej debaty. Poseł Gryglas z PiS-u stwierdził, że potrzebujemy jak najwięcej unijnych pieniędzy na transformację energetyczną, że mamy pewne zapóźnienia. Dopytałam jednak, czy zagłosowałby za zwiększeniem części unijnego budżetu na klimat do 30 procent. Wtedy zaczęło się lawirowanie. Poseł zwrócił uwagę na to, że są też inne, bardzo ważne cele polityki spójności. Przypuszczam, że chodzi na przykład o budowę dróg i inne inwestycje w infrastrukturę. Obawiam się więc, że w deklaracjach będzie widać postęp, ale w praktyce wielu polityków będzie się starać, by jak najwięcej spraw zostało po staremu.
A Rada? Będzie wśród niej wola pójścia do przodu, czy państwa mogą okazać się spowalniaczem zmian?
To sam początek negocjacji budżetowych. Jak zawsze będą polegały na targowaniu się na zasadzie „coś za coś”. Kraje, dla których transformacja będzie trudniejsza, będą chciały uzyskać ustępstwa w innych dziedzinach lub dodatkową pomoc na dojście do zeroemisyjności. Możemy jednak się spodziewać, że dekarbonizacja będzie szła bardzo daleko. Mniej ambitne scenariusze mówią o 95 procentach redukcji emisji, a presja społeczna na podnoszenie ambicji cały czas rośnie. Kierunek jest więc jasny.
Zdjęcie: protest klimatyczny przed budynkiem Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Źródło: Alexander Mihailidis / Shutterstock