Pan Jarosław Komorowski, mieszkaniec Zakopanego, wymienił swój piec węglowy na geotermię. – Kiedyś musiałem płacić nawet około 10 tysięcy złotych. Teraz koszty są dużo mniejsze, a nie muszę też męczyć się z węglem – mówi.
Piec węglowy zmienił pan na geotermię. Dlaczego?
Najbardziej podstawowa rzecz to wiek. Nie będę młodszy. Mam 62 lata, a paliliśmy 10-11 ton ekogroszku rocznie. Sam musiałem to wszystko przerzucić. Za pięć lat nie będę miał już siły, by to robić. Wszyscy mówimy o ekologii, ale ona jest fajna, jeśli mamy pieniądze. Poszła u nas fama, że geotermia jest droga. Zakładając instalację powiedziałem klientom mojej firmy i sąsiadom, że za rok dam im znać, czy rzeczywiście jest drożej. Okazało się jednak, że jest taniej niż w przypadku ekogroszku. Kiedyś musiałem płacić nawet około 10 tysięcy złotych. Teraz koszty są dużo mniejsze, a nie muszę też męczyć się z węglem. Nie muszę go też magazynować – a na to przecież potrzeba miejsca. Największą zaletą jednak jest cena.
No i ma pan więcej czasu – na hobby, zajęcie się interesami.
Godzina na dzień więcej jest już dla mnie. Mam też więcej swobody. Zimą nie mogłem nigdy wyjechać – nawet na jedną noc. Poza tym mam cały czas równą temperaturę, cały czas ciepło w domu. Węglem ogrzewa się inaczej, trzeba się postarać, żeby nie było ani za ciepło, ani za zimno. Teraz nastawiając temperaturę mam pewność, że będzie taka przez cały czas. Zyskałem około 15 metrów powierzchni – tam, gdzie składowałem węgiel, mam teraz komórkę na rowery. Jest tam czysto, a przecież wiadomo, że pył z węgla wejdzie wszędzie. Odpadł też problem ze składowaniem i wywozem popiołu. Żywy ogień w piecu to też stres. Kiedyś budziłem się w nocy i sprawdzałem, czy wszystko na pewno dobrze działa, czy nic się od tego płomienia nie zapali. Teraz mam spokój. Jedyna wada to opłata przesyłowa. Trzeba płacić stałą kwotę nawet, jeśli nie korzystamy z ogrzewania, bo gdzieś wyjechaliśmy. Poza tym jestem bardzo zadowolony.
Skorzystał pan z miejskiego programu dopłat?
Tak, na szczęście miasto wyszło z pomocą. A koszty były duże, łącznie z wymiennikiem ciepła i robocizną wyszło około 21 tysięcy złotych. Miasto dało 14 tysięcy. To duża kwota. Jeśli nie byłoby dotacji, trudniej byłoby zrezygnować z ogrzewania węglem. Wiem, że wiele osób wciąż pyta o dopłaty. Mam nadzieję, że pieniądze nadal będą płynąć.
Urzędnicy pomogli panu w załatwieniu sprawy?
Byłem jedną z pierwszych osób, które wymieniały piece. Dlatego urzędnicy cały czas uczyli się tego, jak przydzielać dopłaty, kilka razy donosiłem papiery. Szczęśliwie udało się wszystko załatwić w terminie. Sąsiedzi załatwiali wszystko o wiele szybciej, od razu było wiadomo, jakie dokumenty trzeba przygotować.
Jak reagują znajomi, rodzina, kiedy opowiada pan o geotermii? Są przekonani do tego, że warto?
Każdy liczy pieniądze. Kiedy mówię im, jak niskie są rachunki, są zadziwieni. Za bardzo nie chcą wierzyć, ale jeśli mnie znają, to wiedzą, że nie bajam. Niektórzy sąsiedzi żałują, że się nie podłączyli, inni planują przejście na geotermię.
Przekonuje ich ekologia?
Wiele osób zwraca na to uwagę. Po moim przykładzie widać, że różnica jest duża. Zimą mam wokół domu biały śnieg, nie ma tam śladu sadzy, która opadała na ziemię. Widać, że w wielu miejscach nadal z kominów leci brzydki dym. Coraz częściej patrzymy na to krzywo.
Myśli pan, że uchwała antysmogowa zmusza ludzi do tego, by przechodzili na bardziej ekologiczne sposoby ogrzewania?
Ludzie o tym wiedzą, ale za bardzo nie wierzą. Mówią, że uchwała uchwałą, a życie życiem, że nie mają pieniędzy na nowy piec. Ponoć nie można palić mułu węglowego. Rozmawiałem jednak z jednym właścicieli składu węgla. Podobno schodzi mu tego dużo, bo przecież sprzedawać można. Co się potem z tym dzieje – to go nie interesuje. Być może pomogą na to kary. Ale z drugiej strony karać ubogie starsze osoby, bez pieniędzy? To też chyba nie jest dobry sposób.
Świadomość tego, że jest smog w Zakopanem, rośnie?
Goście może myślą, że to nie smog, a chmury albo mgła. Ale nas to coraz bardziej denerwuje. Mieszkańcy coraz częściej robią zdjęcia, zgłaszają straży miejskiej, że z kominów może wydostawać się podejrzanie wyglądający dym. Ludzi więc powoli to bierze. Niektórzy może nadal palą śmieci, ale nieporównywalnie mniej. Kiedyś w powietrzu czuć było plastik, szczególnie kiedy wiał halny. Teraz jest już tego coraz mniej.
Przejechaliśmy całą Małopolskę, żeby porozmawiać z mieszkańcami, którzy skorzystali z dotacji na wymianę pieca. Wywiad z panem Damianem Wacławem z Wadowic można przeczytać TUTAJ.
Zdjęcie: Łukasz Stefanski/Shutterstock
Zdjęcie w tekście: archiwum prywatne