Wody Polskie wracają do pomysłu budowy zbiornika Kąty-Myscowa. Teren zagrożony zalaniem to ponad 400 hektarów unikatowych obszarów w dolinie rzeki Wisłoki, na której stanie tama. To serce Beskidu Niskiego, na granicy Magurskiego Parku Narodowego i czterech obszarów Natura 2000. Realizacja tego scenariusza zakłada wysiedlenie kilkuset osób. Zagrożone zalaniem są drewniane zabytki, a potencjalne wycinki drzew liczone w dziesiątkach tysięcy. Przeciwko tym planom protestuje część mieszkańców. Sens inwestycji podważają specjaliści, naukowcy oraz organizacje przyrodnicze. Trwa trzydniowy happening organizowany przez kolektyw Siostry Rzeki. Państwowy inwestor zapewnia: chodzi o bezpieczeństwo i dostęp do wody pitnej. Prezes Fundacji Greenmind, Jacek Engel odpowiada: „Gdyby zbiornik został zbudowany, byłoby to złamanie prawa polskiego i wspólnoty Unii Europejskiej”. Pojechaliśmy na miejsce, aby temat sprawdzić u źródła.
Zakłócona podkarpacka sielanka
Myscowa. Niewielka wieś na Podkarpaciu. W zeszłym roku świętowano jej 600-lecie. Krajobraz sielankowy: soczysta zieleń, przejrzysta rzeka, stary las. Telefony bez zasięgu. Nad głowami krążą bociany na zmianę z drapieżnym ptactwem. Mieszkańcy żyją z rolnictwa, hodowli krów, agroturystyki. Wioskę zamieszkuje około trzystu osób. Nie wiadomo jak długo będą mogli zostać w swoich domach, które kolidują z planowaną od stu lat budową zbiornika wodnego. Najpierw, w 2021 roku ma być gotowa dokumentacja przedprojektowa. Następnie państwowy inwestor musi uzyskać decyzję środowiskową. Ze względu na szczególne walory terenów, ten etap może potrwać nawet do 5 lat. Sama budowa to maksymalnie 3 lata, Wody Polskie planują zakończyć inwestycję do 2027 roku. Szacowane koszty – miliard złotych. Co na to okoliczni mieszkańcy?
„Nasza dolina jest wyjątkowa. Nie została jeszcze zniszczona przez człowieka. To będzie wielka ingerencja w środowisko. W Myscowej mam dom, konie, gospodarstwo. Oprócz tego, że to mój dom, nie rozumiem dlaczego w XXI w. nie słuchamy naukowców, hydrobiologów. Przecież ta inwestycja nie ma uzasadnienia. Praktycznie wszyscy żyją z rolnictwa. Co mają zrobić ludzie, którzy inwestują od lat w swoje gospodarstwa, mają po kilkadziesiąt krów?” – pyta Dominika, mieszkanka zaangażowana w sprawę.
Susza, powódź, bezpieczeństwo
Czy inwestycja ma podstawy naukowe? Prezes Fundacji Greenmind, Jacek Engel, od lat zaangażowany w sprawę ma poważne wątpliwości:
„Wody Polskie twierdzą, że zbiornik zabezpieczy całkowicie przed powodzią Jasło, zmniejszy zagrożenie powodziowe dla Dębicy i Mielca. Według niezależnych ekspertyz, redukcja wielkiej fali powodziowej w Jaśle będzie niewielka – na poziomie 40 centymetrów, natomiast redukcja w pozostałych miastach jeszcze mniejsza, na poziomie błędu obliczeń. Zasięg potencjalnej ochrony, powstałej dzięki budowie zbiornika dotyczy około 50 domów. Żeby to osiągnąć trzeba wysiedlić 100 innych.”
Z Engelem nie zgadza się rzecznik RZGW w Rzeszowie, Krzysztof Gwizdak, wskazując, że zbiornik Kąty-Myscowa ma pełnić funkcje głównie rezerwuarowe związane z potencjalną suszą:
„Nie wiem na jakich danych bazują przedstawiciele NGO’s. Dla nas, jako Inwestora istotny jest wniosek otrzymany od 20 samorządów zrzeszonych w Związku Gmin Dorzecza Wisłoki, które zwróciły się do nas z prośbą o realizację tego zbiornika, ponieważ aktualnie okresowo po prostu brakuje wody pitnej dla mieszkańców. Nikt nie zakwestionuje też, że, szczególnie w ostatnich latach zjawisko suszy znacznie postępuje. Dla nas zasadniczym celem tej budowy jest stworzenie rezerwuaru wody pitnej, która dodatkowo pozwoli na zapewnienie przepływu biologicznego w okresach niżówkowych. Należy też jasno podkreślić, że realizacja tego przedsięwzięcia wynika z dwóch strategicznych krajowych dokumentów planistycznych, tj. opracowywanego Planu Przeciwdziałania Skutkom Suszy, oraz obowiązującego Planu Zarządzania Ryzykiem Powodziowym”
Dwie alternatywy
Staramy się zweryfikować te informacje. Przedstawiciele Fundacji Greenmind i Koalicji Ratujmy Rzeki, przekonują, że według danych powszechnie dostępnych powiat jasielski nie cierpi na brak wody. Prognozy wykonane na potrzeby budowy zbiornika były kompletnie nietrafione. Pochodzą sprzed prawie 20 lat więc dziś możemy je sprawdzić. Po pierwsze nie nastąpił rozwój wodochłonnego przemysłu, wręcz przeciwnie. Po drugie nie ma wzrostu populacji, a prognozy Głównego Urzędu Statystycznego mówią, że do 2050 roku liczba ludności zmniejszy się o prawie 20 procent. Prognoza zapotrzebowania na wodę ma spadać.
Jeżeli sytuacja by się zmieniła, przyrodnicy wskazują dwie alternatywy. Po pierwsze wody podziemne, ponieważ w rejonie są duże zasoby do tej pory niewykorzystywane. Po drugie w Jaśle spotykają się trzy rzeki – Wisłoka, Ropa i Jasiołka, po ich połączeniu do dyspozycji jest dużo więcej wody, niż na dotychczasowym ujęciu. Tam według Fundacji można zlokalizować dodatkowy pobór wody.
Ostatnie takie miejsce w Polsce
Jesteśmy na spacerze prowadzonym przez lokalnego przewodnika. Idziemy dnem przyszłego zbiornika. Przewodnik z pasją opowiada kilkudziesięciu zgromadzonym:
„Tu nie tyle chodzi o pojedyncze gatunki, a o resztki Puszczy Karpackiej. Resztki lasu o cechach naturalnych.”
Przewodnik przerywa w połowie zdania:
„O, proszę popatrzeć – nad nami przelatuje tracz nurogęś. Nowy nabytek tych okolic” – przekonuje z lekkim uśmiechem i kontynuuje:
„Leśnikom nie opłacało się tutaj pozyskiwać drewna, dlatego tak to wygląda. Cenne są lasy i ich mieszkańcy. Mamy tu dzięcioły: białogrzbiety, trójpalczasty, mamy sowy: włochatkę, sóweczkę zwyczajną, puszczyka uralskiego. Mamy orły przednie, dwa rewiry na granicy Parku. To dwa spośród trzydziestu kilku w całej Polsce. Ewenement! Jest orlik krzykliwy. Występują u nas grzyby związane z lasami naturalnymi: niepozorna smolucha bukowa, wyglądająca jak huba, ktoś powie, że jak zgnilizna, ale potrafi być piękna” – mówi nam z dumą.
Bariera nie do pokonania
W dalszej części spaceru dowiemy się, że w okolicy można spotkać żbika, który poza Bieszczadami i Beskidem Niskim praktycznie nie występuje. Mieszkańców nie dziwią też wilki swobodnie chodzące po okolicy, są do nich przyzwyczajeni. Zdarzają się także gawrujące niedźwiedzie, młode szukające nowego terytorium.
Dziś rewiry drapieżnych ssaków przecina spokojna rzeka, którą mogą swobodnie przekroczyć. Gigantyczny zbiornik Kąty-Myscowa z pewnością stanie się barierą nie do pokonania i zmieni lokalny mikroklimat. Woda intensywnie paruje, tworzą się mgły. Temperatury jesienią będą wyższe, zimą z kolei dłużej będzie chłodno. Takie zmiany mogą być niebezpieczeństwem dla harmonii skomplikowanego ekosystemu.
„No i te chrząszcze związane z obumierającym drewnem – nadobnica alpejska, zagłębek bruzdkowany. Można by długo wymieniać. Po powstaniu zbiornika część siedlisk zniknie, obszary gatunków rzadkich skurczą się lub gatunki zupełnie się wycofają. Zagrożone są rewiry drapieżnych ssaków, na przykład rysia, którego jest coraz mniej, rewir orła przedniego, który jest na obszarze planowanej inwestycji. Aktualna niewielka ingerencja człowieka jest ważna dla tego ekosystemu” – konkluduje.
Sto lat planowania
Plany budowy zbiornika Kąty-Myscowa powstały już sto lat temu. Pierwszy projekt przedstawił w 1919 roku późniejszy prezydent RP – inż. Gabriel Narutowicz. Od tego czasu mieszkańcy żyją w zawieszeniu. Nie są wydawane pozwolenia na budowę, wciąż nie ma bardzo potrzebnego mostu. Powód? Planowana tama. Mieszkańcy korzystają z betonowej przeprawy na dnie rzeki. O ile stan wody na to pozwala. Badamy nastroje społeczne przemierzając wioskę. Szukamy osoby, która jasno powie, że popiera budowę zbiornika. Mijamy jedyny we wsi sklep, Dom Strażaka, zatrzymujemy się przy budynku dawnej szkoły, dziś zamieszkałej. Osiemdziesięcioletnia kobieta uprawiająca grządkę macha ręką: „Panie na co nam ten zbiornik. Urodziłam się w Myscowej i tu chcę zostać”.
Zatrzymujemy się przy gospodarstwie, obok stoi stary wóz strażacki, trzy konie na pastwisku i pies w typie owczarka na łańcuchu. Po drugiej stronie piękny krajobraz Magurskiego Parku Narodowego, pojawia się delikatna mgła na horyzoncie. Trzech młodych mężczyzn pracuje przy naprawie ciągnika. Nie chcą wypowiadać się w sprawie. Ostatecznie stwierdzają, że im „wszystko jedno”.
Pożyczka z Banku Światowego
Na prace projektowe Wody Polskie otrzymały ponad 30 milionów złotych pożyczki z Banku Światowego. To częsta forma finansowania inwestycji tej państwowej instytucji. Sprawa bulwersuje wspomnianego wcześniej prezesa Engla:
„Umowa z Bankiem Światowym jest tak skonstruowana, że pieniądze nie mogą być przeznaczone na prace związane z licznymi wysiedleniami. Powiedzmy sobie szczerze – sto domów mieszkalnych, sto pięćdziesiąt gospodarczych, kilka usługowych – to nie są pojedyncze osoby. Szacujemy, że sprawa dotknie ponad 300 osób” – stwierdza.
Do Banku Światowego protestujący wysłali wyniki przeprowadzanych ankiet.
„W zeszłym roku zebraliśmy podpisy mieszkańców. Ponad połowa jest przeciwna budowie zbiornika i tamy. Inwestycja ma kosztować co najmniej miliard złotych. Nikt nie mówi o tym ile będzie kosztowało utrzymanie takiego zbiornika. Na zbiorniku ma nie być rekreacji – w ten sposób Ministerstwo Infrastruktury odpowiedziało na pytania związane z zakłóceniem naturalnego środowiska. Tymczasem Wody Polskie sięgając po pożyczkę z Banku Światowego argumentują, że to właśnie dzięki rekreacji rozwinie się infrastruktura, powstaną miejsca pracy. Mówi się też, że wody w tym zalewie przez większą część roku nie będzie” – przekazuje nam mieszkanka zaangażowana w sprawę.
Przesiedlenia i specustawa powodziowa
Wody Polskie dysponują działającym na wyobraźnię mieszkańców straszakiem, tzw. specustawą powodziową, ponieważ to na jej podstawie mogą w uproszczonym i przyspieszonym trybie wysiedlić osoby zamieszkujące tereny przewidziane pod inwestycję związaną z bezpieczeństwem przeciwpowodziowym. Mimo, że jak zapewniają przedstawiciele Wód Polskich, zapobieganie powodzi nie będzie kluczową funkcją zbiornika Kąty-Myscowa, nie wykluczają skorzystania z przepisów ustawy. Przekonują jednak, że chcą z mieszkańcami sprawę załatwić polubownie. „To jest opcja ostateczna. Nie chcemy iść w stronę bezdusznych wywłaszczeń. Znamy prawo, wiemy, że mamy narzędzia wynikające ze specustawy, ale nie mówię, że chcemy iść w tym kierunku” – uspokaja rzecznik jednostki.
W czerwcu Wody Polskie organizują spotkania informacyjne dla mieszkańców. Przeprowadzone mają być także indywidualne rozmowy z mieszkańcami. Organizatorzy motywują je pandemią. Pytamy mieszkańców, czy nie jest to ich zdaniem próba indywidualnego przekonywania protestujących. Jedna z osób uczestniczących we wcześniejszych spotkaniach potwierdza takie obawy i zapowiada nagrywanie rozmów.
„Wszyscy jesteśmy rolnikami, mamy zwierzęta, potrzebujemy naszej ziemi, aby żyć godnie, aby zachować dobrostan zwierząt. Wszyscy boimy się, że Wody Polskie skorzystają ze specustawy i nas wysiedlą. Ponieważ sprawa trwa od kilkudziesięciu lat, czujność mieszkańców jest uśpiona, nie mają siły walczyć. Chcę, aby moje dziecko odziedziczyło po mnie ziemię, nie mieszkanie w bloku” – przekonuje Dominika.
Wyborcze obietnice
Spora część mieszkańców wątpi w realizację projektu. Kilkukrotnie podkreślają dobrze znany im schemat: temat zbiornika Kąty-Myscowa powraca przed wyborami, a następnie leży w szufladzie aż do kolejnych wyborów. Lokalni politycy niechętnie wypowiadają się w sprawie. Burmistrz Jasła, Ryszard Pabian odmówił komentarza, mimo, że to miasto jest wymieniane jako potencjalny beneficjent powstania zbiornika i zapory.
Kazimierz Miśkowicz, od 30 lat jest wójtem gminy Krępna, na której terenie powstać ma zbiornik. W rozmowie z nami jest wyraźnie zmieszany. Powtarza, że stara się reprezentować interes mieszkańców, wyraźnie podkreśla też wagę współpracy z władzami centralnymi i okolicznymi samorządami. Twierdzi, że teraz „sprawy są poważne”. W planach ma wycieczkę autokarową dla mieszkańców do Raciborza, aby ci zobaczyli podobną inwestycję. Finalnie ocenia, że zbiornik przyniesie korzyści dla regionu.
Budowa jest flagową obietnicą posłów PiS z Podkarpacia. Jednocześnie zarzucają swoim poprzednikom lata zaniedbań. Z taką opinią nie zgadza się posłanka Joanna Frydrych (PO). „Takie inwestycje jak budowa zbiornika Kąty Myscowa powinny być korzystne przede wszystkim dla społeczności lokalnej. Korzyść ta nie może być poddana jakimkolwiek wątpliwościom. Nie można wybudować zbiornika dla samej idei budowy, ponieważ mówimy tu o życiowym dorobku mieszkańców tych terenów, kulturze i tradycji tego miejsca. Dziś należy rozmawiać o zbiornikach retencyjnych, o walce z suszą i jej skutkami, nie bagatelizując przy tym ochrony przeciwpowodziowej. Jeśli chodzi o zarzucaną skalę zaniedbań to poniższe dane przedstawiają skalę zaniedbań PiS w obszarze ochrony przeciwpowodziowej” – stwierdza posłanka.
W dalszej części listu przedstawia dane statystyczne budowy wałów przeciwpowodziowych za rządów PO, wypadające korzystniej w porównaniu z inwestycjami z czasu rządów PiS. Posłanka nie wypowiada się jednoznacznie za, ani przeciw budowie.
„Nie wierzcie w zbiorniki – nasz dom jest nad Wisłoką”
Dziś okolicznych mieszkańców wspiera szereg osób. Na ich czele oprócz Fundacji Greenmind oraz koalicji Ratujmy Rzeki, stoi Cecylia Malik – krakowska artystka i aktywistka, znana z wielu barwnych i społecznie angażujących happeningów. Razem ze współtworzonym przez nią kolektywem Sióstr Rzek zorganizowała w Myscowej trzydniowy zjazd. W ramach wydarzenia odbył się spacer przyrodniczy, wernisaż wystawy, spotkania i rozmowy z mieszkańcami. Przyjechało kilkadziesiąt osób z całej Polski. Wcześniej w obliczu pandemicznych obostrzeń i zakazu zgromadzeń, razem z lokalnymi gospodarzami Malik przeprowadziła „protest krów”. Wideo z tego wydarzenia możecie zobaczyć poniżej.
„Zapora będzie kosztowała miliard, ale teren, który zostanie zniszczony jest wart o wiele więcej. Niewiele jest takich miejsc w Polsce i na świecie. Ta pierwotna, naturalna przyroda, unikatowa bioróżnorodność, prawdziwa żywa rzeka będąca siedliskiem dla niezwykle bujnego życia, przepiękny krajobraz i szczęśliwi ludzie. Świetne, cenne miejsce ma być zaorane koparkami i zniszczone dla interesu paru osób. Wierzę, że uda się to powstrzymać. Powinniśmy jako Polki i Polacy ocalić to miejsce” – mówi krakowska artystka.
Cenniejsze niż miliard
„Gdyby zbiornik Kąty-Myscowa został zbudowany to byłoby to złamanie prawa polskiego i wspólnoty Unii Europejskiej. Negatywny ewenement na skalę europejską. Po pierwsze nie ma takiej możliwości, aby trwale zniszczyć część Parku Narodowego, ustawa o ochronie przyrody tego nie przewiduje. Do tego mamy unijne dyrektywy – siedliskową, ptasią, ramową dyrektywę wodną. Aby na ich podstawie budować zbiornik trzeba udowodnić, że nie ma alternatyw dla tego rozwiązania, oraz występuje nadrzędny interes publiczny. Tutaj takie sytuacje nie mają miejsca” – wtóruje jej prezes Engel.
fot. Maciej Fijak
Z Myscowej wyjeżdżamy późnym wieczorem. Żegna nas muczenie krów , dźwięk owczych dzwonków. Okolicę spowiła gęsta mgła. Lokalni mieszkańcy gromadzą się przy ognisku organizowanym przez kolektyw Sióstr Rzek. Obok gospodarstwa w którym się zatrzymaliśmy bociany budują gniazdo mknąc nad naszymi głowami w poszukiwaniu budulca. Przejeżdżamy przez betonowy przepust rzeczny, Wisłoka jest wyraźnie wezbrana. Mamy obawy czy auto nie zostanie porwane przez nurt. Czy podczas kolejnej wizyty w tym miejscu będzie już tama? Woda zaleje całą dolinę, domy, gospodarstwa, zabytkowy kościół? Czy władze zmienią plany, a zamiast tamy i zbiornika zbudują most, którego od 60 lat domagają się mieszkańcy? Czas pokaże.