– W ciągu ubiegłego roku ilość zanieczyszczeń w pekińskim powietrzu spadła o 17 proc. Gdyby udało się utrzymać to tempo, za pięć lat powietrze byłoby tam lepsze niż w Krakowie – mówił Liam Bates z firmy Origins podczas prezentacji, którą przedstawił w krakowskim Kinie Kijów w czasie dzisiejszego finału Smogathonu.
Origins to start-up z Pekinu, którego założyciele – jak mówił Bates – na samym początku zadali sobie pytanie, które tylko z pozoru jest proste. Pytanie o to, skąd bierze się zanieczyszczenie powietrza. – Zobaczcie na stolicę Chin. Tylko w ostatnim czasie mieliśmy trzy badania dotyczącego źródeł smogu. W każdym z nich wyniki były inne – mówił i dodawał, że jest tak dlatego, iż sprawa jest skomplikowana. Źródła są różne. Oprócz tego zmieniają się w czasie, i zależą od pogody oraz geografii. Dlatego jego firma zdecydowała się zająć ulepszeniem dostępności danych i wypuściła na rynek tanie czujniki. Te są przeznaczone do indywidualnego użytku, ale jednocześnie mogą wysyłać dane do internetowej bazy danych. Dzięki temu każdy posiadacz czujnika staje się niewielką stacją pomiarową, a system może wyliczać zanieczyszczenia w oparciu o większą ilość danych, a więc z większą precyzją. Bates chwalił się pierwszymi sukcesami, między innymi tym, że chmurę zanieczyszczenia wiszącą nad Pekinem udało się powiązać z zagłębiem przemysłowym, które znajduje się w znacznej odległości od niego. Urządzenie nazywa się LaserEGG.
Podobne rozwiązania pojawiały się jeszcze kilka razy. Głównie w kontekście krakowskim, ale o tym za chwilę.
Podczas finału krakowskiego Smogathonu – to „bootcamp” i konkurs przeznaczony przede wszystkim dla zespołów ludzi i firm, które zajmują się walką ze smogiem – o 100 tys. złotych na realizację pomysłu walczyło 10 zespołów. Dla tych którzy mają już rozwiązania gotowe do komercjalizacji, był to jednak nie tylko konkurs, ale też okazja, by je pokazać i wypromować. Sześć z prezentowanych idei, wliczając w to Origins, było związane z diagnozowaniem problemu, czujnikami oraz wykorzystaniem danych. Co, przynajmniej mnie, nie nastraja zbyt optymistycznie. Życzyłbym sobie bowiem, byśmy mieli ten etap wreszcie za sobą i zamiast na tym, jak smogu unikać, mogli skupić się na tym, żeby go nie było. Choć rozumiem, że dopóki smog jest, to i diagnostyka jest potrzebna.
Na czymś innym niż pomiary skupili się:
Green City Solutions, czyli niemiecka firma, która chwali się opracowaniem filtrów powietrza dla miast. Te powstały dzięki połączeniu internetu rzeczy oraz wykorzystaniu kultur mchu, które – jak chwalił się szef firmy – potrafią „dosłownie zjadać zanieczyszczenie z powietrza”. Przełomowość ich urządzenia ma polegać na tym, że mchy są umieszczane w specjalnych „szafach”, które nie tylko są w stanie na bieżąco diagnozować ich stan, ale też reagować na jego zmiany i np. podlewać rośliny. Ich wydajność ma być duża, większa niż drzew, a zaprezentowana estetyka też jest niczego sobie.
Pytaniem pozostają oczywiście koszty. Oraz to jak w stosunku do nich wygląda rzeczywista efektywność takiego rozwiązania.
Cortina to system przygotowywany przez firmę Rakoczy Stal z Polski, która zajmuje się usprawnianiem pieców węglowych i – jak się chwali – osiąga w tym świetne rezultaty. Według danych podanych w prezentacji, emisyjność opracowanych przez nią pieców jest o ponad 90 proc. niższa niż kopciuchów, które dominują obecnie w polskich domach. Interesujące były jednak nie tylko wyniki emisyjności, ale też zapowiedź zastosowania rozwiązań znanych jako internet rzeczy w kotłach na paliwa stałe. Te mają się komunikować z firmą i informować na przykład o tym, że emisje są niebezpiecznie wysokie. Zbierane w ten sposób dane stałyby się też doskonałym źródłem informacji o zwyczajach użytkowników, umożliwiającym zwiększenie efektywności ogrzewania.
Zupełnie inną rzecz, ale w oparciu o podobną zasadę, pokazało Hextio. Rzecz jest inna, bo Hextio to brytyjska firma, która pracuje nad ulepszeniem filtrów do mieszkań. Ale zasada taka sama, bo podobnie jak Cortina Brytyjczycy zajęli się produktem, który już jest na rynku i dobrze się sprzedaje, więc z całą pewnością jest potrzebny, i zdecydowali się go poprawić. W tym wypadku lepsza może być przede wszystkim efektywność oraz cena, bo filtry tego rodzaju to drogie rzeczy. A także to, by w procesie filtrowania np. pyłów zawieszonych nie wydzielał się ozon, który także jest szkodliwy, a dzisiaj jest częstym produktem ubocznym stosowania domowych filtrów powietrza. Jeżeli im się powiedzie, a przekonują, że ich filtr działa lepiej niż tradycyjne, to mogą liczyć na spory sukces.
Oprócz Green City Solutions, Cortiny i Hextio na rozwiązaniach skupił się jeszcze Easysolar, który pisze oprogramowanie mające ułatwić pracę sprzedawcom instalacji fotowoltaicznych. Klucz bowiem nie w tym, mówił szef firmy, by zwalczyć smog, tylko w tym, by zwalczyć jego przyczynę.
Stawkę uzupełniały firmy, które skupiły się na pomiarach jakości powietrza i tym, by zrobić z nich sensowny użytek. Air Matrix proponuje na przykład, by sieć indywidualnych czujników połączyć z aplikacją, która podpowie nam między innymi gdzie i kiedy można biegać, a gdzie i kiedy lepiej tego unikać. Oprócz tego byli ludzie z Airly, które odniosło sukces w ubiegłym roku, Look O2, które już sprzedaje domowe czujniki łączące się z chmurą i zbierające duże ilości danych, CLAIR z rozwiązaniami dla samorządów oraz Novelty RPAS instalujący czujniki na dronach.
Mnie najbardziej podobało się Green City Solutions.
Jury także i niemiecka firma wróci do domu bogatsza o 100 tys. złotych i prawie milionowe miasto świadome, że istnieje sprzedawane przez nią rozwiązanie i być może warto o nim pomyśleć.