W słowackiej Żylinie prawie nikt nie ogrzewa domów węglem, a mimo to w ostatnich tygodniach zdarzają się tu przekroczenia dopuszczalnej wartości pyłu zawieszonego PM10. Jest źle, ale nie tak tragicznie, jak w polskich miastach. Przykład Żyliny pokazuje nam, jak prawdopodobnie będzie wyglądać stan powietrza w Krakowie, gdy zlikwidowane zostaną wszystkie piece węglowe w mieście i większość kotłów-kopciuchów w okolicznych gminach, ale pozostanie napływ zanieczyszczeń z dalszych odległości, z przemysłu i samochodów. Warto więc przyjrzeć się temu miastu bliżej i wyciągnąć wnioski.
Analogie z Krakowem
Żylina jest czwartym co do wielkości miastem Słowacji i choć jest dziesięciokrotnie mniejsza od Krakowa, pod wieloma względami jest do niego podobna. Jest ważnym ośrodkiem administracyjnym, biznesowym i przemysłowym oraz stolicą Kraju Żylińskiego – regionu graniczącego z województwem śląskim i małopolskim. Położona jest w kotlinie, w której gromadzą się zanieczyszczenia, także te napływające z zewnątrz – dokładnie tak, jak w przypadku Krakowa.
Z Krakowem i Katowicami łączy ją też zamiłowanie władz miasta do samochodów i ignorowanie potrzeb pieszych i rowerzystów. Podobnie jak w Katowicach, przez centrum miasta przebiegają główne tranzytowe arterie samochodowe o charakterze quasi-autostrady miejskiej.
Napływ z zewnątrz i przemysł
Żylinę od polskich miast odróżnia natomiast bardzo ważny fakt: prawie nikt tu nie pali węglem. To zresztą typowe dla większości słowackich miast. Podstawą ogrzewania w Żylinie, podobnie jak w innych miastach Słowacji, jest miejska sieć ciepłownicza oraz ogrzewanie gazowe. W domach jednorodzinnych na obrzeżach miasta dominuje gaz (jest on tańszy niż w Polsce), ale wiele domów jest ogrzewanych drewnem. Spalanie śmieci w domowych kotłach jest zjawiskiem marginalnym.
Problemem są jednak okoliczne miasta i wioski. Pobliski region Kysuce jest jednym z niewielu na Słowacji, gdzie ogrzewanie domów węglem jest powszechne (drugim takim regionem jest Orawa). Wynika to z tradycji z okresu Czechosłowacji i bliskości kopalń na czeskim Śląsku: z Kysuckiego Nowego Miasta do Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego jest zaledwie 70 km.
Efekt – dolina rzeki Kysucy jest w okresie grzewczym spowita smogiem z indywidualnych źródeł emisji. Pod tym względem Kysuce (i w mniejszym rzędzie Orawa) bardziej przypominają Małopolskę i Podbeskidzie, niż inne regiony Słowacji, gdzie węgla praktycznie się nie używa.
To wszystko spływa do położonej w kotlinie Żyliny. Do tego dochodzi dość spory napływ zanieczyszczeń z zagranicy – głównie z pobliskiego Czeskiego Śląska, w tym z trujących zakładów hutniczych w Trzyńcu. Ile tego jest? Tego dokładnie nie wiemy. – Obecnie nie posiadamy stacji monitoringu na granicach, ale w ramach rozszerzania sieci monitoringu chcemy umieścić stacje pomiarowe w obszarach przygranicznych (z Czechami, Polską i Węgrami), abyśmy mogli lepiej obserwować transgraniczne przemieszczanie się zanieczyszczeń w powietrzu – informuje Tomáš Ferenčák, rzecznik słowackiego Ministerstwa Środowiska.
Jednym z największych źródeł zanieczyszczeń jest lokalny przemysł, w tym położone blisko centrum Żyliny zakłady papiernicze, potocznie zwane „Celulozka” (na zdjęciu). Mimo ciągłego ulepszania technologii, zakłady wciąż trują i są uznawane za większy problem ekologiczny, niż lokalna niska emisja.
Samochodowe piekło. Żylina to nie jest miasto dla pieszych i rowerzystów
Zapytany o sposoby walki ze smogiem w Żylinie, primator (burmistrz) wskazuje przede wszystkim na ruch samochodowy i potrzebę jego ograniczania. Rzeczywiście, Żylina sprawia wrażenie miasta, które jest totalnie podporządkowane samochodom. Centrum miasta przecinają tranzytowe arterie samochodowe o charakterze quasi-autostrady. Wszędzie panuje ogromny huk, na chodnikach jest pył, a spacer po mieście nie należy do najprzyjemniejszych – zwłaszcza ze względu na takie widoki:
Infrastruktura służąca pieszym i pasażerom komunikacji miejskiej również nie sprzyja rezygnacji z samochodu. Chodniki w centrum są krzywe, brudne i wykonane z bardzo nieestetycznej kostki. To ewenement, gdyż w innych miastach Słowacji chodniki buduje się z asfaltu. Dworzec kolejowy i autobusowy przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy – bardziej zadbane i przyjazne pasażerom są nawet dworce na Ukrainie i Białorusi, niż te w Żylinie.
Żyliną w przeszłości przez wiele lat rządził kontrowersyjny polityk Jan Slota, lider narodowców, którego ze względu na nadużywanie alkoholu i wulgaryzmów często porównywano z rosyjskim politykiem-szowinistą Vladimirem Żirinowskim. Era Sloty była jednoznacznie epoką ignorowania ruchu pieszego i rowerowego, liczyły się tylko samochody. Widać to zwłaszcza w centrum: nie dość, że praktycznie nie ma tu ścieżek rowerowych, to i chodniki są nieprzyjazne użytkownikom. Nie dotarły tu takie „wynalazki”, jak obniżanie krawężników, więc niepełnosprawni również nie mają tu łatwo. Kierowcy bardzo rzadko zatrzymują się przed przejściem dla pieszych, a całe centrum zdaje się krzyczeć: „nie masz samochodu – twój problem, powinieneś mieć i nim jeździć, chodzenie pieszo jest dla biednych”.
Obecne władze miasta dostrzegają jednak ten problem. – Miasto walcząc z zanieczyszczeniami postępuje zgodnie z Programem Polepszenia Jakości Powietrza z 2013 roku. Konkretne rozwiązania są następujące: poprzez planowanie przestrzenne odbywa się wygaszanie przemysłu nadmiernie zanieczyszczającego powietrze, rozwój transportu rowerowego, modernizacja sieci trolejbusowej, odnowa zieleni ulicznej, rewitalizacja i powiększanie istniejących parków, rekonstrukcja międzyblokowej zieleni i ogólnie zwiększanie powierzchni terenów zielonych w mieście – informuje primator Igor Choma zapytany o realizowane przez miasto działania antysmogowe. Co ciekawe, temat niskiej emisji wcale się w tym kontekście nie pojawia.
Rzeczywiście, oddalając się od zabytkowego centrum miasta, część tych inicjatyw daje się zauważyć. O ile stare ścieżki rowerowe wywołują raczej uśmiech politowania, to nowe, realizowane na blokowiskach i na obrzeżach, prezentują się całkiem nieźle. Nowe chodniki buduje się już praktycznie wyłącznie z asfaltu, co również sprzyja ruchowi pieszemu. W mieście (na blokowiskach) bardzo popularne są hulajnogi, zwłaszcza jako dojazd do szkoły, w mniejszym stopniu także deskorolki. Oba środki lokomocji wymagają gładkiej nawierzchni, głównie asfaltu. Zgodnie ze słowackim prawem, osoby na hulajnogach i deskorolkach mogą się przemieszczać zarówno po drogach rowerowych, jak i po chodnikach. Poza centrum warunki dla przemieszczania się na rowerze i hulajnogach są już całkiem niezłe, nawet lepsze niż w Krakowie, jednak im bliżej Starego Miasta i dworca, tym gorzej.
Będą strefy niskoemisyjne?
W rozmowach na temat żylińskiego czy w ogóle słowackiego smogu prawie w ogóle nie pojawia się temat niskiej emisji grzewczej. Nie dlatego, że jej nie ma – ograniczenie palenia drewnem na obrzeżach miasta również istotnie poprawiłoby jakość powietrza, a jeszcze bardziej poprawiłaby ją likwidacja pieców-kopciuchów w okolicznych wioskach w pobliżu Kysuckiego Nowego Miasta i Czadcy. Brakuje natomiast świadomości, że taki problem istnieje, brakuje stacji monitoringu, kampanii informacyjnych o smogu, badań naukowych, a co najważniejsze – wymiany doświadczeń antysmogowych z Polską.
Samego smogu natomiast nikt nie neguje, mimo że jest kilkukrotnie mniejszy, niż w Polsce. Na hasło „smog” rozmówca zawsze wspomni jednak w pierwszej mierze o nadmiernym ruchu samochodowym i konieczności jego ograniczenia, korzystania z rowerów lub hulajnóg, inwestowania w zieleń. Jeżeli coś się będzie w Żylinie w najbliższych latach robić w sprawie jakości powietrza, z pewnością będzie się to koncentrować właśnie wokół transportu.
Za kilka lat będą dokończone autostradowe obwodnice Żyliny w ciągu autostrad D1 i D3. Można oczekiwać, że zostanie wówczas ograniczony ruch samochodowy w centrum, zwłaszcza, że nawet zagorzali zwolennicy samochodów przyznają, że należy iść w tym kierunku – takie są europejskie trendy i ludzie są tego świadomi.
Również procedowana właśnie nowelizacja ustawy o powietrzu idzie w tę stronę – jednym z najważniejszych zapisów jest ustanowienie w centrach miast stref niskoemisyjnych, do których nie będą miały wstępu samochody nie spełniające ostrych norm jakości spalin. Żylina jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast Słowacji i ten problem nie jest negowany – można więc oczekiwać, że żyliński samorząd jako jeden z pierwszych ustanowi taką strefę.
Ciekawy jest w tym wszystkim jeden paradoks. Dopiero po likwidacji niemal wszystkich pieców węglowych w Krakowie i okolicach mieszkańcy uświadomią sobie, że smog z nami pozostał, na poziomie takim jaki teraz jest w Żylinie – i że trzeba się zająć także przemysłem i samochodami. Tymczasem Słowacy po uporaniu się ze smogiem z transportu samochodowego dopiero za kilka lat uświadomią sobie, że oprócz transportu trzeba też walczyć z niską emisją, zwłaszcza że pieców na węgiel i drewno przybywa (powoli, ale jednak), a ludzie odłączają się od sieci centralnego ogrzewania. Polacy i Słowacy mogliby się od siebie wiele nauczyć, gdyby tylko chcieli wymienić się doświadczeniami w walce ze smogiem. Niestety, współpraca polskich i słowackich samorządów w tym temacie jest dalece niewystarczająca, żeby nie powiedzieć, że nie ma jej prawie wcale.
Jakość powietrza na Słowacji, w tym w Żylinie, można sprawdzić na stronie Urzędu Hydrometeorologicznego: http://www.shmu.sk/sk/?page=1&id=oko_imis