Plastik, odpady jądrowe, kilometry asfaltowych dróg – to artefakty, które są zdolne przetrwać znacznie dłużej, niż pamięć, czy źródła pisane. Co jeszcze zostanie po nas za milion lat? Na pewno nie będzie to bioróżnorodność. Masowe wymieranie, porównywalne skalą z poprzednimi w historii, to jeden z niechlubnych efektów działalności człowieka. Nad problemem pochyla się David Farrier, autor książki świeżo wydanej przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego w ramach serii Mundus – „Za milion lat od dzisiaj. O śladach, jakie zostawimy”, której SmogLab jest patronem.
Autor rusza w wędrówkę od Morza Bałtyckiego po Wielką Rafę Koralową. Odwiedza składowisko odpadów nuklearnych i laboratorium rdzeni lodowych. Przedstawia historię gwałtownie zmieniającej się planety i przewiduje dalekosiężne skutki tej transformacji. David Farrier jest angielskim profesorem literatury, który na temat antropocenu wydał dwie pozycje. Druga z nich, której fragmenty, w tłumaczeniu Aleksandra Gomoli, prezentujemy poniżej, otrzymała nagrodę Giles St Aubyn Award, przyznawaną przez The Royal Society of Literature.
Margaret Atwood, autorka „Opowieści podręcznej” określa pracę Farriera jako „fascynujące spojrzenie w odległą przeszłość”. „Nasi dalecy przodkowie zostawili piękne przedmioty z kamienia. A co zostanie po nas? Odpowiedzi są zaskakujące” – dodaje.
A już w środę 3 listopada o godz. 18:30 o dziedzictwie antropocenu porozmawiają dr hab. Anna Filipowicz antropolożka literatury oraz dr Monika Żółkoś badaczka humanizmu nieantropocentrycznego. Spotkanie poprowadzi dr Mateusz Chaberski. Spotkanie będzie można zobaczyć na stronach Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego na Facebooku oraz na YouTube.
Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty książki dotyczące problemu masowego wymierania. Tytuły podrozdziałów pochodzą od redakcji.
Masowe wymieranie trwa krótko
Historia naszej planety naznaczona jest wymieraniami roślin i zwierząt. Wiele takich wymierań spowodowało tylko drobną wyrwę w bioróżnorodności świata. Wiemy jednak, że pięć miało charakter masowy, a w ich trakcie wyginęło co najmniej siedemdziesiąt pięć procent gatunków. Były to wymierania: ordowickie, dewońskie, permskie, triasowe i kredowe. W czasie tego ostatniego wymarły dinozaury i rozpoczął się bujny rozwój ssaków. Najbardziej dramatyczne w skutkach było wymieranie permskie sprzed dwustu dwudziestu pięciu milionów lat, nazwane “matką wielkich wymierań”. Wtedy to gwałtownie ocieplająca się atmosfera i zakwaszone w wyniku nagłego, globalnego wzrostu aktywności wulkanicznej oceany zabiły dziewięćdziesiąt sześć procent gatunków roślin i zwierząt, w tym rafy koralowe.
Masowe wymarcia, widziane z perspektywy planetarnej to zazwyczaj wydarzenia nagłe. Są oczywiste, jeśli wydarzy się nieprzewidywalny kataklizm, taki jak uderzenie asteroidy, ale trzeba pamiętać, że również aktywność wulkaniczna i inne czynniki klimatyczne mogą zachwiać gwałtownie temperaturami w skali globalnej i składem chemicznym atmosfery oraz oceanów, a wszystko to ma kolosalny wpływ na życie. Przypuszcza się, że “matka wszystkich wymierań” trwała zaledwie sześćdziesiąt tysięcy lat – biorąc pod uwagę wiek Ziemi (cztery i pół miliarda lat) to tyle samo, co trwające dwadzieścia cztery sekundy zaćmienie Słońca w odniesieniu do jednego dnia.
Zobacz również: Masowe wymieranie szybsze niż sądzono. „Od nas zależy, jaki świat zostawimy przyszłym pokoleniom”
Nigdy się nie dowiemy, co straciliśmy
Wiadomo, że dzisiaj tempo wymierania gatunków rośnie. Różne szacunki podają, że dzieje się to od stu do tysiąca razy szybciej niż przed pojawieniem się człowieka. Wszyscy są zgodni co do istnienia tego procesu i co do jego przyczyn. Wiele fascynujących gatunków zwierząt zniknęło z powierzchni ziemi w wyniku polowań. W wyniku działalności człowieka kurczą się habitaty i maleją zasoby pokarmowe. Zmiany klimatyczne powodują zmiany warunków powiązania osobników ze środowiskiem. Międzyrządowa Platforma Naukowo-Polityczna ds. Różnorodności Biologicznej i Usług Ekosystemowych opublikowała w 2019 roku dokument, w którym ostrzega, że wymarciem może być zagrożonych do miliona gatunków – czyli dwanaście i pół procent wszystkich zwierząt oraz roślin żyjących obecnie na Ziemi. Tylko jedna czwarta tych gatunków została dokładnie zbadana. Pozostała większość to biała plama, która zniknie, jeszcze zanim ich obecność zapisze się w ludzkim języku. Nigdy się nie dowiemy, co straciliśmy.
Ludzie wyewoluowali w świecie obfitującym w bioróżnorodność, jednak nasz gatunek bardzo mocno zakłócił istniejącą w nim równowagę. Biomasa wszystkich dzikich zwierząt stanowi obecnie mniej niż jedną dziesiątą biomasy samych ludzi. Jeśli doliczyć do tego zwierzęta hodowlane oraz domowe, wówczas my sami oraz zwierzęta, które lubimy i które zjadamy, to dziewięćdziesiąt siedem procent łącznej biomasy wszystkich ssaków lądowych. Tę jednorodność potwierdzają także zapisy skamielin, ponieważ na każdym kontynencie z wyjątkiem Antarktydy pojawiają się raz po raz te same kości kilku udomowionych przez nas gatunków.
Legenda o wielkiej rybie dowodem na masowe wymieranie
W każdym zakątku świata błyskawicznie rośnie liczba cieni. Wszędzie tam, gdzie była kiedyś barwa, teraz życie zapada się w ciemność i ciszę. Niektórzy przewidują, że jesteśmy na progu szóstego masowego wymierania, gdyż każdego dnia w wiecznym cieniu pogrąża się aż do dwustu gatunków. Jeśli nie zatrzymamy tego procesu bez wątpienia będziemy świadkami wymierania porównywalnego z późnym czwartorzędem, między trzydziestoma tysiącami a pięćdziesięcioma tysiącami lat temu, kiedy to z powierzchni ziemi znikła mniej więcej połowa dużych ssaków. Skutkiem tego będzie luka w zapisie kopalnym, hiatus ewolucyjny, którego odbudowa zajmie miliony lat. […]
My dzisiaj także żyjemy w centrum nieruchomej eksplozji, tkwiąc w złudnym przeświadczeniu, że wszystkie jest takie, jak było. W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku ta iluzja zyskała nawet swą nazwę. Gdy biolog morski Daniel Pauly zauważył drobne zmiany percepcji u każdego kolejnego pokolenia rybaków. Opowiadane przez nich historie dotyczące wielkości połowów, a także zdjęcia dowodziły, że były one coraz mniejsze, niemniej każde pokolenie uważało wielkość swoich połowów za normę, natomiast historie o tych obfitszych, słyszane z ust ojców i dziadków, uznawano za niewiarygodne.
Możliwe do zaobserwowania zmniejszanie się wielkości połowów zostało włożone między bajki. Pauly, zapożyczając termin z architektury krajobrazu, nazwał tę postawę “syndromem zmieniającego się punktu odniesienia”. Każde pokolenie zakłada, że ich spokojniejszy świat to świat, który był zawsze.
Takiemu doświadczaniu świata towarzyszy uczucie dziwności lub niesamowitości. Krytyk kultury Mark Fisher zdefiniował to, co upiorne (eerie), jako rodzaj pustki. Wskazał, gdzie spodziewamy się i gdzie nie spodziewamy się doświadczyć tego uczucia. “Uczucie upiorności – pisze Fisher – przydarza się nam, ilekroć coś jest tam, gdzie nie powinno być niczego, lub gdzie nie ma niczego tam, gdzie coś powinno być”. Zdaniem ekologa Jens-Christiana Svenninga już w czasach prehistorycznych ludzie nieświadomie zasiedlali takie upiorne okolice, ponieważ to, co nazywamy obszarami dzikiej przyrody, to w rzeczywistości terytoria nawiedzane przez duchy wielkich zwierząt.
Dlaczego wzdragamy się przed ciszą?
Dzisiaj tereny występowania megafauny reprezentowanej przez ssaki (czyli zwierzęta ważące ponad czterdzieści pięć kilogramów) ograniczają się do nisz środowiskowych, tymczasem przez czterdzieści milionów lat nasza planeta obfitowała w megafaunę. Być może pewną rolę w ostatnim masowym wymieraniu (kredowym) około pięćdziesiąt tysięcy lat temu odegrał klimat. Jednak głównym czynnikiem zmiany byliśmy my sami – wszędzie tam, dokąd dotarł po wyjściu z Afryki Homo sapiens, populacje przedstawicieli megafauny zaczęły topnieć. Te zwierzęta nie zniknęły jednak tak po prostu, ponieważ pozostawiły po sobie do dzisiaj widoczną lukę. Duże zwierzęta odgrywają istotną rolę w rozsiewaniu nasion roślin rodzących duże owoce i całkiem prawdopodobne, że to samo dotyczyło przedstawicieli wymarłej megafauny.
Tymczasem zmiany ewolucyjne nie postępują tak szybko. Wiele gatunków roślin tylko z grubsza dostosowanych jest do obecnych warunków panujących na naszej planecie. Większość została przygotowana przez ewolucję do tego, by rozwijać się w ekosystemach, których już nie ma, ponieważ zostały zmodyfikowane przez człowieka. Pierwsza fala wymierań spowodowanych przez człowieka pociągnęła za sobą głębokie zmiany ekologiczne. Niektóre rośliny drastycznie ograniczyły swój zasięg, ponieważ nie ma już zwierząt, które dawniej roznosiły ich nasiona. Inne z kolei zaczęły zdobywać nowe tereny ponieważ znikły ograniczające ich rozprzestrzenianie się zwierzęta roślinożerne. Całkiem możliwe, że puszcze, które, jak się sądzi, porastały kiedyś znaczną część Europy i wschodniej połowy Ameryki Północnej, były właśnie wynikiem takich masowych wymierań.
Obraz mrocznej pradawnej puszczy – miejsca magii i tajemnicy sugerujących możliwość istnienia innych porządków rzeczywistości – znajdziemy u podłoża wielu wyobrażeń kulturowych na całym świecie. Być może obraz ten tak mocno i niesamowicie do nas przemawia, ponieważ intuicyjnie wyczuwamy, że nie tak powinno być. Być może odziedziczyliśmy to poczucie obfitości, które każe nam wzdrygać się w kontakcie z ciszą i zastanawiać się, dlaczego nie ma niczego tam, gdzie coś powinno być.
Ewolucja wymuszona przez człowieka
Nie zawsze jednak zmiany postępują tak wolno. Ewolucję wymuszoną przez człowieka zaobserwować można w każdej większej grupie taksonomicznej. U zwierząt, roślin, grzybów i mikroorganizmów. I to w tempie znacznie przekraczającym tempo procesów zachodzących naturalnie w przyrodzie. Od czasu pojawienia się rolnictwa udomowiliśmy 474 gatunki zwierząt i 269 gatunków roślin. Ponadto selektywne presje antropocenu – zmiana klimatu, zakwaszenie oceanów, zanieczyszczenie wody i gleby, gatunki inwazyjne i patogeny, pestycydy i urbanizacja – wszystko to przynagla gatunki do podążania nowymi ścieżkami ewolucji.
Zobacz również: Naukowcy określili, ile wytrzyma planeta. Przekroczyliśmy cztery z dziewięciu granic!
Owady i chwasty rozwijają w sobie odporność na pestycydy. Ryby hodowlane dojrzewają wcześniej niż ryby żyjące w warunkach naturalnych. Zaobserwowano zmiany zachowania, wielkości i ubarwienia zwierząt służące dostosowaniu się do obecności gatunków inwazyjnych. Niektóre zwierzęta, ucząc się życia w środowisku miejskim, zapominają o powinowactwie ze swoimi kuzynami. Culex pipens molestus, czyli komar pospolity, wyewoluował w osobny podgatunek żyjący jedynie w stojących zbiornikach wodnych londyńskiego metra. Stracił zdolność krzyżowania się z komarami żyjącymi na powierzchni. W samym środku narastającej ciszy zapisujemy swą własną obecność w organizmach wielu gatunków, którym udaje się przetrwać rzeź. […]
Żyjemy w cieniu zaćmienia
Groza zaćmienia trwa tylko chwilę. Cień mija i wraca życie. Krucha, acz nieuchronna iskra przeskakująca z cienkiej korony na nowo zapala świat. Tak samo będzie z obecnym wymieraniem. Po każdym masowym wymieraniu, chociażby nie wiadomo jak blisko było ostatniej zagłady, zawsze odradzała się bioróżnorodność życia. Wszystkie żyjące obecnie zwierzęta pochodzą od śmiesznie małych czterech procent gatunków, które przetrwały „matkę wszystkich wymierań”. Niemniej, gdy pomyśleć, ile czasu trzeba było na to czekać, czuje się grozę. Żyjemy w cieniu zaćmienia, które będzie być może trwać wiele dziesiątków milionów lat, zanim na lądy i oceany powrócą w pełni dźwięki, kształty i kolory.
Więcej informacji o książce można znaleźć na stronach Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
–
Zdjęcie tytułowe: Roberts Vicups/Shutterstock