Salmonella w drobiu, Listeria w rybach, antybiotyki w mięsie. Brak nadzoru nad ubojem zwierząt i współpracy między instytucjami. Braki kadrowe. Ciągłe spory między inspekcjami. Rosnąca liczba powiadomień o zagrożeniach. Przerzucanie się odpowiedzialnością. Do tego dochodzą luki prawne, niedobór sprzętu, wszechobecne pestycydy. Żywność w Polsce dawno przestała być bezpieczna – wynika z raportu NIK. Oto jak funkcjonuje nasz system kontroli żywności.
Polska to raj dla sprzedawców podejrzanych suplementów diety, często szkodliwych dla zdrowia. Brakuje weterynarzy, bo proponuje im się pensję w wysokości 3-3,5 tys. brutto. Kompetencje Państwowej Inspekcji Sanitarnej i Inspekcji Weterynaryjnej są niejasne. Kwitnie nielegalna produkcja i sprzedaż produktów żywnościowych. NIK zbadał czy żywność w Polsce jest bezpieczna. Na podstawie danych z ostatnich sześciu lat badań, wskazano co należy poprawić.
Salmonella w drobiu, Listeria w rybach. Niebezpieczna żywność z Polski w systemie RASFF (System Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności)
Najczęściej sygnalizowano obecność bakterii Salmonella w polskim mięsie drobiowym i pochodnych. Drugim często odnotowywanym przez RASFF zagrożeniem było wykrycie bakterii Listeria monocytogenes w rybach. Dotyczyło to głównie ryb wędzonych na zimno, mięsa, owoców i warzyw, dań gotowych oraz skorupiaków.
„Do 30 września 2020 r. kraje członkowskie zgłosiły do RASFF 273 powiadomienia dotyczące produktów spożywczych z Polski. To najwyższy wynik w całej UE” – piszą twórcy raportu. Od 2019 r. rośnie liczba powiadomień wysłanych przez Krajowy Punkt Kontaktowy RASFF w Głównym Inspektoracie Sanitarnym. Wysłano łącznie 203 powiadomienia, z czego 48 o zagrożeniach. Z roku na rok wzrost liczby powiadomień jest coraz bardziej znaczący. W 2018 r. było ich 131, a w 2017 r. – 87.
Jak wynika z kontroli, nadzór nad bezpieczeństwem produkcji i dystrybucji żywności jest niespójny i nie przynosi efektów. Choć NIK niejednokrotnie wypunktowywał co należy ulepszyć lub zmienić, proponowane środki do tej pory nie zostały wdrożone do systemu.
Niedostateczny nadzór na ubojem zwierząt i antybiotyki w mięsie
„W latach 2014-2016 Inspekcja Weterynaryjna w zasadzie nie pełniła żadnego nadzoru nad ubojem zwierząt gospodarskich, a nadzór nad transportem własnych zwierząt przez rolników sprawowała jedynie marginalnie” – podaje NIK. Audytorzy ocenili system kontroli uboju jako nieefektywny. Dodatkowo dziurawe przepisy sprzyjają podejmowaniu nielegalnych działań.
Zgłaszane uboje gospodarcze praktycznie nie były kontrolowane. Zrobiło to jedynie dwóch z siedemnastu skontrolowanych powiatowych lekarzy weterynarii. Główny lekarz weterynarii nie miał informacji o skali uboju. Weterynarze wykazali się brakiem znajomości przepisów o ochronie zwierząt, zakresu rejestracji ubojów oraz kwalifikacji osób ich dokonujących. Z drugiej strony, hodowcy nie wywiązywali się z obowiązku informowania powiatowych weterynarzy o planowanych ubojach gospodarskich. Unijny audyt obnażył, że zgłoszono tylko niektóre z nich. Trzy lata temu doszło np. do nielegalnego uboju chorych krów.
Dlaczego antybiotyki w mięsie szkodzą?
Zawartość antybiotyków w produktach spożywczych pochodzenia zwierzęcego bada Inspekcja Weterynaryjna oraz częściowo Państwowa Inspekcja Sanitarna. Nadzorują również obrót i wykorzystanie antybiotyków w hodowli. Kontrola przeprowadzona przez NIK w woj. lubuskim wykazała jednak, że nadzór nie pozwalał na prawidłową ocenę. Także ochrona konsumentów przed skutkami nieprawidłowego stosowania antybiotyków nie została zapewniona. Wynika to z obecnego modelu nadzoru, braku narzędzi prawnych i organizacyjnych. Ponadto nadal nie opracowano zasad bezpiecznego, racjonalnego stosowania antybiotyków. Hurtownie farmaceutyczne i lecznice mogą być pod tym kątem kontrolowane przez jednoosobowy Zespół ds. Nadzoru Farmaceutycznego. Nie ma on jednak uprawnień do weryfikacji użycia antybiotyków w gospodarstwach rolnych.
Czytaj także: https://smoglab.pl/nasze-wybory-kulinarne-maja-znaczenie-naukowcy-dieta-wege-pomoze-powstrzymac-zmiane-klimatu/
W fermach przemysłowych antybiotyki stosowane są profilaktycznie. Ich ślady pozostają w mięsie, a to pozwala różnym patogenom uodpornić się na działanie antybiotyków. Taka żywność jest bardzo niebezpieczna.
– Już samo występowanie pestycydów i antybiotyków w naszej żywności powinno budzić niepokój – powiedziała Ewa Sufin-Jacquemart – członkini grupy sterniczej Koalicji Żywa Ziemia i prezeska zarządu Fundacji Strefa Zieleni. – Świadczy to o nieskuteczności unijnej Wspólnej Polityki Rolnej, na którą przeznaczamy prawie 40 proc. budżetu Unii Europejskiej. Nadzieją jest Europejski Zielony Ład, którego strategia „Od pola do stołu” zakłada ambitne cele na 2030 r.
Nielegalna produkcja żywności
Nadal nie powstał mechanizm pozwalający ujawniać nielegalną produkcję żywności pochodzenia zwierzęcego. Jest to zadanie dla służb weterynaryjnych. Stwierdzone przypadki (głównie nielegalnego uboju) nie pochodziły z własnego rozpoznania, a z informacji od konsumentów. Mięso bardzo często nie było badane pod kątem obecności włośni.
Kontrowersyjny jest również rynek suplementów diety. Miała miejsce sprzedaż preparatów, które w Polsce nie są dopuszczone do obrotu. Sprzedaż podejrzanych suplementów nieustannie się rozwija. Nie tylko nie odżywiają, ale również szkodzą zdrowiu. Niestety, na rynku pojawia się coraz więcej nieoryginalnych produktów do suplementacji.
Brak kontroli suplementów diety, niesprawny system kontroli sprzedaży internetowej. Za mało edukacji i informowania o bezpieczeństwie żywności.
Na skutek pandemii sprzedaż internetowa, w tym żywności, znacznie wzrosła. Jednak organy urzędowej kontroli żywności nie przyglądają się temu wystarczająco uważnie. Szczególnie niebezpieczny jest obrót suplementami diety, które nie podlegają dostatecznej inspekcji. Kontrola suplementów jest właściwie niemożliwa w przypadku, gdy sprzedawca prowadzi działalność w lokalu mieszkalnym.
Jeśli przedsiębiorca prowadzi sprzedaż internetową zarejestrowaną poza granicami Polski czy nawet Unii Europejskiej, generuje to kolejne problemy z kontrolą. Również w tym przypadku jej przeprowadzenie jest praktycznie niemożliwe. Niezbadane towary często trafiają do polskich konsumentów. Czy to oznacza, że żywność w Polsce może być bezpieczna?
W latach 2014-2016 w 6 tys. przypadków wprowadzonych na rynek suplementów nie podjęto próby ustalenia ich bezpieczeństwa dla konsumentów. „Brakowało pracowników odpowiedzialnych za przyjmowanie i rozpatrywanie powiadomień o wprowadzeniu lub zamiarze wprowadzenia suplementu diety po raz pierwszy do obrotu w Polsce” – podaje NIK. Niesprawdzone produkty były w sprzedaży przez lata. Jak wykazano, często zawierały niedozwolone składniki. Poza tym, wciąż brakuje odpowiedniej edukacji i informowania o suplementach i dodatkach do żywności, co przekłada się na brak świadomości oraz elementarnej wiedzy wśród wielu odbiorców.
Spór między inspekcjami. Nakładające się kompetencje i brak współpracy między organami kontrolnymi
Zadania podzielone są między Państwową Inspekcję Sanitarną, Inspekcję Weterynaryjną i Inspekcję Jakości Handlowej Produktów Rolno-Spożywczych (IJHARS). W praktyce ich kompetencje są nieczytelne i nakładają się na siebie. Współpracę między inspekcjami określono więc jako nieefektywną. Niejasna jest też sama struktura kontroli. Regulują ją liczne akty prawne tworzone w sposób nieuporządkowany. Ochrona bezpieczeństwa i jakości żywności najczęściej jest sprawą poboczną. Definicje poszczególnych zadań, kompetencji i relacji między inspekcjami są niejednoznaczne.
Raport ujawnił także, że Inspekcje Sanitarna oraz Weterynaryjna nie przekazują sobie informacji o przypadkach nielegalnej produkcji żywności. Dodatkowo są między nimi spory o nadzór nad produktami pochodzenia zwierzęcego. Kością niezgody jest również kontrola substancji dodatkowych w żywności. Inspekcja sanitarna sprawdzała tylko ich jakość handlową, a jakość zdrowotną i limity dodatków badano pobieżnie. Inspekcja Handlowa oraz IJHARS stwierdziły, że brak im kompetencji do przedsięwzięć społecznych i edukacyjnych dotyczących dodatków do żywności.
Brakuje sprzętu i pieniędzy na badania – np. pestycydów
Braki w wyposażeniu organów kontroli i ograniczona zdolność do sprawnego przeprowadzania badań żywności to kolejny kłopot. Problemy finansowe spowodowały, że w 2019 r. zbadano jedynie 3 z 50 zaplanowanych próbek w kierunku migracji substancji z opakowań z tworzyw sztucznych do żywności. NIK ujawnił też długie terminy badania próbek (nawet powyżej 30 dni). Tak długi czas uniemożliwiał wycofanie z obrotu produktów z krótkim terminem przydatności do spożycia, bo zostały one już sprzedane.
Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) w 2015 r. wykazał, że do badania pozostałości środków ochrony roślin w żywności w Polsce pobrano tylko 5,8 próbek na 100 tys. mieszkańców. Jednocześnie w państwach UE średnia wyniosła prawie trzykrotnie więcej – 16,4 próbek. Wszystkich pestycydów nie można było zbadać również przez niewystarczający sprzęt laboratoryjny wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych.
Czytaj także: https://smoglab.pl/glifosat-trafia-na-nasze-talerze/
Problemy kadrowe w organach kontroli żywności
Do niesprawnie działającego systemu przyczyniają się także braki kadrowe. Spadek zatrudnienia i duże rotacje w kadrach są wynikiem niskich wynagrodzeń inspekcji oraz lekarzy. Przykładem może być pensja proponowana lekarzom weterynarii wynosząca… 3-3,5 tys. zł brutto. W związku z niechęcią weterynarzy do podejmowania pracy za takie pieniądze, na merytoryczne stanowiska zatrudniano np. zootechników, technologów żywności, czy agronomów. Unijne audyty potwierdziły, że zdarzało się również zatrudniać w tej profesji osoby z zupełnie innym wykształceniem.
Niskie wynagrodzenia pracowników, wieloletnie niedoinwestowanie laboratoriów i przerzucanie się odpowiedzialnością generują coraz więcej problemów z jakością polskiej żywności. Twórcy raportu rekomendują ujednolicenie systemu i oddanie pieczy nad kontrolą żywności jednemu organowi. Ponadto konieczna jest zwiększona edukacja i informowanie społeczeństwa o zagrożeniach związanych z produktami spożywczymi. W tej kwestii dużo do zrobienia jest szczególnie w sprawie suplementów diety i dodatków do żywności. „Działania podejmowane przez służby powołane do kontroli w sferze szeroko rozumianego bezpieczeństwa żywności, nie są wystarczające w obliczu licznych zagrożeń zdrowotnych. Mimo wielkiego zaangażowania i poświęcenia pracowników służb Inspekcji Sanitarnej, system ochrony sanitarnej może w obliczu nowych zagrożeń stanąć na granicy wydolności” – podaje NIK.
–
Zdjęcie: Tatjana Baibakova/Shutterstock