Projekty związane z przywracaniem zieleni prowadzone są w wielu miastach w Polsce i na świecie. Tego typu przedsięwzięcia mogą jednak windować ceny nieruchomości i pogłębiać różnice społeczne. Zielona gentryfikacja jest istotnym wyzwaniem dla włodarzy miast, którzy chcą poprawiać komfort życia mieszkańców.
Projekty spod znaku zielonej rewitalizacji prowadzone są na całym świecie. Głównie w krajach Zachodu, które stać na tego typu wydatki. Trend dociera jednak również do Azji i przynosi efekty m.in. w Chinach czy Indiach. „Zazielenianie” miast niesie ze sobą szereg korzyści, głównie ekologicznych i zdrowotnych, jednak rodzi również wyzwania. Jednym z nich jest tzw. zielona gentryfikacja, czyli wzrost cen nieruchomości i kosztów życia na zrewitalizowanych obszarach, prowadzący do wypierania mieszkańców przez „inwestorów” i biznes turystyczny.
Rewilding, czyli zielona rewitalizacja
Na problem zwraca uwagę niedawny raport Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego (ZSL) zatytułowany „Rewilding our cities”. Opracowanie skupia się na zaletach związanych z przywracaniem warunków do rozwoju bioróżnorodności na terenach zurbanizowanych. Tak mniej więcej można wyjaśnić znaczenie terminu „rewilding”, który nie ma dobrego odpowiednika w języku polskim („przywracanie dzikości” jako najczęściej stosowane tłumaczenie budzi mieszane uczucia).
Tego typu praktyki obejmują działania rewitalizacyjne, ale wykraczają znacząco poza aranżację klombów i rabatek na miejskich skwerach. Skupiają się przede wszystkim na wspieraniu przyrody w jej naturalnych procesach, włącznie z tworzeniem warunków siedliskowych dla zwierząt. Konkretne formy tego typu działań są różne, podobnie jak okoliczności, które im towarzyszą.
Przykładowo projekty rewildingowe w Chinach czy Indiach obliczone są w szczególności na przeciwdziałanie skutkom skażeń przemysłowych. W Europie natomiast mają na celu głównie poprawę komfortu życia mieszkańców. Oczywiście w obu przypadkach korzyści z rewildingu są odczuwalne na wielu płaszczyznach.
- Czytaj również: Kupili całą dzielnicę, robią partyzantkę ogrodniczą. Polacy zaczęli odzyskiwać miasta
Wyzwania związane z rewildingiem
Niestety pojawiają się również minusy. Raport ZSL poświęca im cały rozdział. Autorzy wskazują m.in. na następujące zagrożenia:
- Rozprzestrzenianie się gatunków inwazyjnych, mogących mieć negatywny wpływ na środowisko (w tym bioróżnorodność), gospodarkę oraz zdrowie ludzi, zwierząt i roślin;
- choroby związane z przemieszczaniem się zwierząt, które mogą być nosicielami niebezpiecznych bakterii, wirusów, grzybów lub pasożytów;
- konflikty na linii człowiek-natura, których spektakularnym przykładem – choć nieprzytoczonym w raporcie – może być demolka salonu piękności przy krakowskiej Kapelance dokonana przez okolicznego dzika;
- „estetyzacja” zieleńców – pielęgnowanie ich z myślą o efekcie wizualnym, a ze szkodą dla bioróżnorodności,
- i wspomniana wcześniej zielona gentryfikacja.
Zielona gentryfikacja: więcej natury, więcej różnic społecznych?
Zielona gentryfikacja to pojęcie, które dopiero zyskuje na popularności. Po raz pierwszy użyto go prawdopodobnie w 2004 r., w artykule zamieszczonym na łamach „International Economic Review”. Tekst dotyczył skłonności mieszkańców do ponoszenia większych kosztów za dostępne w określonej przestrzeni „dobra publiczne, takie jak jakość powietrza”.
W języku polskim określenie jeszcze się nie przyjęło, choć samo zjawisko do pewnego stopnia uwidacznia się w brandingowych swawolach deweloperów, stosujących określenia typu „park”, „eco”, „green” czy „forest” w nazwach osiedli – zwykle o homeopatycznej domieszce zieleni. Tego typu „marki” są wyrazem rosnącego zapotrzebowania na mieszkania w otoczeniu przyrody, połączonego z adekwatnym wzrostem cen metrażu w tego typu lokalizacjach.
Oczywiście trudno mieć pretensje do deweloperów o groteskowe zabiegi marketingowe. Jeszcze mniejszy sens miałoby winienie miejskich architektów krajobrazu za gentryfikację. ZSL, podkreślając zalety „rewildingu”, po prostu zaznacza, że jest to proces, który może mieć negatywne następstwa społeczne, wymagające odpowiedniego przeciwdziałania.
„Społeczność mieszkańców miast jest bardzo zróżnicowana, m.in. pod względem dochodu i siły politycznego oddziaływania. Nowe projekty związane z zieloną rewitalizacją mogą pogłębiać te dysproporcje, prowadząc do wypchnięcia zmarginalizowanych grup poza dotychczasowy obszar ich zamieszkania” – można przeczytać w opracowaniu.
Czym grozi gentryfikacja?
Jako konkretne następstwa tego typu przedsięwzięć ZSL wymienia wzrost atrakcyjności dzielnic objętych działaniami rewitalizacyjnymi, zmianę ich charakteru społeczno-ekonomicznego, zwiększone inwestycje i wzrost cen nieruchomości. Do tego dochodzą zjawiska związane z szerzej pojętą gentryfikacją i dobrze znane z miast europejskich, w tym polskich, takie jak:
- Zmiana charakteru dzielnic z mieszkalnych na biznesowe, turystyczne lub „imprezowe”,
- mniejsza dostępność mieszkań na wynajem długoterminowy,
- wypchnięcie drobnych przedsiębiorców poza dzielnicę,
- wzrost cen towarów i usług,
- większa ilość konfliktów społecznych.
Skrajnego przykładu negatywnych skutków gentryfikacji dostarcza Barcelona, od lat zmagająca się z zalewem turystów. Przekłada się on na gigantyczny wzrost cen (nie tyko nieruchomości), wypychanie mieszkańców na obrzeża miasta i narastające frustracje społeczne, często przybierające postać aktów przemocy i wandalizmu.
Na szczęście (?) niewiele ośrodków miejskich ma turystyczny potencjał Barcelony i nie zmienią tego projekty spod znaku zielonej rewitalizacji. Mimo to, zdaniem ZSL, rewilding należy rozpatrywać również w kontekście skutków społecznych, a nie tylko ekologicznych, zdrowotnych czy estetycznych.
Rewilding jako wyzwanie społeczno-ekologiczne
– Projekty rewildingowe można realizować na obszarach zubożałych, co w efekcie prowadzi do zielonej gentryfikacji. Gdy dzielnica staje się bardziej zielona, jest również bardziej przyjazna do zamieszkania, a to przekłada się na wzrost cen – tłumaczy Nathalie Pettorelli z ZSL, w komentarzu dla dziennika „The Guardian”. – To nie jest po prostu problem ekologiczny, ale wyzwanie społeczno-ekologiczne. Na każdym etapie realizacji takich projektów musimy uwzględniać ich wpływ na mieszkańców i zastanawiać się, czy doprowadzą one do powstania lub pogłębienia nierówności – tłumaczy.
Pettorelli zaznacza, że to zastrzeżenie nie dotyczy wyłącznie działań rewildingowych, ale wszystkich projektów rewitalizacyjnych. Powinny one być planowane i realizowane w taki sposób, by lokalna społeczność mogła współdecydować o ich kształcie i czerpać z nich konkretne korzyści. Zamiast tego często bywa zmuszana do poszukiwania tańszych, jeszcze niezgentryfikowanych rejonów.
Przemyślana, sprawnie przeprowadzona zielona rewitalizacja może przynieść skutki przeciwne do tych, które budzą obawy autorów raportu. – Jeśli mieszkańcy będą potrafili żyć w zgodzie z naturą, tego typu projekty mogą zmniejszyć nierówności społeczne dzięki licznym korzyściom, jakie ze sobą niosą – twierdzi Pettorelli.
Ekspertka wskazuje przede wszystkim na poprawę stanu zdrowia i dobrostanu psychicznego związane m.in. z ograniczeniem zanieczyszczeń powietrza i większą dostępnością atrakcyjnych miejsc do celów rekreacyjnych.
- Czytaj także: Gigantyczna trasa przetnie tereny zielone w Krakowie? To tworzenie wyalienowanych części miasta.
–
Zdjęcie: Barcelona z lotu ptaka. Vunav/Shutterstock