W ostatnich latach wiele razy słyszeliśmy o sławnych i bogatych, którzy często latają prywatnymi odrzutowcami. Niby nic wielkiego, ale problem dotyczy emisji gazów cieplarnianych. Ludzie ci nic sobie z tego nie robią, a jeśli staną się obiektem krytyki, atakują, próbują się wykręcać, pozwalają sobie na niesmaczne żarty. Potem dalej robią to samo. Ale ostatnio pojawił się ktoś, kto zrozumiał problem. Nazywa się Stephen Prince i opowiada się za wyższymi podatkami dla najbogatszych.
Ekscentryczny milioner
Cztery do pięciu razy w roku Stephen Prince, milioner i biznesmen mieszkający na wyspie St. Simons w stanie Georgia wyprawiał się swoim prywatnym odrzutowcem na wycieczkę. Zabierał ze sobą przyjaciół, współpracowników, czasem też klientów, i leciał z nimi na polowanie na bażanty. Polowanie na ptaki odbywało się w północno-zachodniej Nebrasce, a więc ponad 2000 km od miejsca startu odrzutowca.
Pociągiem czy samochodem jest za daleko, zostaje więc samolot. Zwykły lot komercyjny jest dla takiego wygodnego biznesmena zbyt uciążliwy. Cała operacja zajęłaby co najmniej 9 godzin w obie strony. Do tego oczywiście w grę wchodziłyby te wszystkie uciążliwe procedury, za którymi chyba nikt nie przepada. To co najmniej kolejna dodatkowa godzina lub nawet dwie. To uciążliwe, więc co ma pomyśleć dopiero taki milioner, który może pozwolić sobie na więcej. W 1993 roku Stephen Prince założył firmę produkującą plastikowe karty podarunkowe. Firma zaczęła szybko się rozwijać, dzięki czemu biznesem zarobił dziesiątki milionów dolarów. Duży majątek pozwolił mu kilka lat temu kupić sobie prywatny samolot Cessna Citation 650. To nieduży samolot zabierający na pokład 11 pasażerów i mający zasięg ponad 3700 km. Rozwija prędkość ponad 800 km/h.
Latanie szybko go uzależniło. Zwłaszcza że on i jego towarzysze mogli na pokład samolotu bez problemu zabrać strzelby i całe wyposażenie związane z pieszymi wędrówkami po dzikim, odludnym terenie. Prince przyznał, że prywatny lot jest magicznym przeżyciem. „Jeśli to cię nie psuje, to nie da się ciebie zepsuć”, powiedział w wywiadzie dla Washington Post. „Nie potrzebujesz całej łyżki prywatnego samolotu, żeby dowiedzieć się, jak smakuje – jest całkiem niesamowity”. „Nie rób tego, chyba że jesteś gotowy, aby się od tego uzależnić, ponieważ to jest absolutnie uzależniające”, powiedział w innym wywiadzie dla Business Insidera.
- Czytaj również: Elon Musk tylko dzisiaj ma na koncie dwukrotnie więcej emisji, niż Europejczyk w ciągu roku
Świadomość zmusiła go do zmiany stylu życia
Coś się jednak zmieniło. Prince nie był celebrytą z wybujałym ego jak Elon Musk czy Taylor Swift. Jest postępowym aktywistą, wiceprezesem Patriotic Millionaires. To organizacja zrzeszająca bogatych ludzi, którzy opowiadają się za wyższymi podatkami dla bogatych. Ludzie, którzy tworzą tę organizację, uważają, że niskie podatki dla bogatych są dalece nie w porządku w sytuacji, gdy milionom żyje się źle. Organizacja wyraża swoje zaniepokojenie rosnącymi od lat nierównościami społecznymi, które mogą nieść za sobą opłakane skutki. Wystarczy tu wspomnieć o rosnącym w niektórych krajach populizmie, co tłumaczy wygraną Trumpa i wciąż wysokie dla niego poparcie. Zresztą u nas jest podobna sytuacja.
Niedawno Prince powiedział, że latanie prywatnym odrzutowcem zostawia duży ślad węglowy. Szczególnie że USA są państwem mocno doświadczanym skutkami zmian klimatycznych. Biznesmen dowiedział się, że jego Cesna spala na godzinę ponad 900 litrów paliwa. „Wsiadam do samolotu i wyrzucam do atmosfery dziesięć razy więcej dwutlenku węgla niż podczas lotu pierwszą klasą liniami Delta lub American Airlines”, wyznał. „To po prostu nie do przyjęcia – to niesamowicie samolubne”. Według raportu Transport & Environment, europejskiej grupy opowiadającej się za bezemisyjnym transportem, prywatne odrzutowce generują średnio 10 razy więcej CO2 niż loty komercyjne.
Niesprawiedliwość podatkowa
Stephen Prince zdecydował się więc sprzedać swój prywatny samolot, tym samym zmieniając swój styl życia. To duża zmiana dla kogoś, kto wcześniej był uzależniony od lotów, i trudno byłoby bez tego żyć. To z pewnością będzie wiadomość mile widziana u działaczy na rzecz ochrony środowiska i klimatu. Prince zauważył, że prywatne loty są po prostu zbyt drogie i niesprawiedliwe. Nie miał jednak na myśli siebie, dla innych, dla całej planety.
Choć grupa nie wzywa do zerwania z nałogiem latania, to postuluje, by opodatkować tych, którzy chcąc podróżować w luksusie. Niedawno przestawiona została przez Patriotic Millionaires oraz Instytut Studiów Politycznych ciekawa analiza. Pokazuje ona, że osoby latające prywatnymi samolotami płacą bardzo mały podatek na utrzymanie lotnisk i bezpieczeństwa przestrzeni powietrznej obsługiwanej w USA przez Federalną Administrację Lotnictwa (FAA). Ten podatek wynosi jedynie 2 proc. Tymczasem zwykły pasażer w cenę biletu lotniczego w USA ma wliczony 7,5 proc. podatek. Do tego dochodzą dodatkowe opłaty w przypadku lotów na Alaskę i Hawaje.
Autorzy analizy zwracają uwagę na to, jak duże zyski przyniósłby wzrost podatków na prywatne loty. Obliczyli, że wzrost podatku do 10 proc. od używanych już prywatnych samolotów i 5 proc. dla nowych przyniósłby na całym świecie 2,6 mld dolarów w przypadku stanu na rok 2022. Te pieniądze poszłyby np. rozwój nisko emisyjnych technologii. Sam Elon Musk z racji tych podatków musiałby w 2022 roku wyłożyć ze swojej kieszenie 3,94 mln dolarów.
Opór przeciwko prywatnym lotom
Latanie prywatnymi odrzutowcami jest od pewnego czasu coraz bardziej piętnowane, a reakcje właścicieli prywatnych samolotów bywają delikatnie mówiąc niesmaczne. Przypomnieć tu warto niefortunną wypowiedź trenera Paris Saint-Germain, Christophe Galtiera z września ubiegłego roku.
Nic więc dziwnego, że rośnie ruch przeciwko prywatnym lotom. W lutym tego roku aktywiści klimatyczni i sami badacze zmian klimatu w akcie protestu zablokowali kilka europejskich lotnisk. Port lotniczy Londyn-Luton, Schiphol w Amsterdamie i Bromma w Sztokholmie były jednymi z tych, które zostały oprotestowane przeciwko lotom prywatnych odrzutowców. „Nadszedł czas, aby zakazać prywatnych odrzutowców i opodatkować osoby często podróżujące na ziemię”, powiedział klimatolog NASA, dr Peter Kalmus z Scientist Rebellion. „Nie możemy pozwolić bogatym na poświęcenie naszej teraźniejszości i przyszłości w pogoni za luksusowym stylem życia”.
W ostatnich latach sektor prywatnych lotów mocno się rozwija. W 2000 roku latało niecałe 10 tys. prywatnych samolotów, dziś ponad 23 tys. To więcej niż podwojenie. W zeszłym roku odnotowano 10 proc. wzrost prywatnych lotów. Według danych WingX, firmy zajmującej się danymi z lotnictwa biznesowego w 2022 roku odbytych zostało 5,5 mln prywatnych lotów. Najwięcej w USA. Decyzja Prince’a może więc cieszyć, ale jak to się mówi, jedna jaskółka wiosny nie czyni.
–
Zdjęcie: Andrew Angelov/Shutterstock