W 2022 r. i na początku 2023 r. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska odnotował ponad 1502 miejsca, gdzie niezgodnie z prawem porzucono odpady o różnej skali zagrożenia. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska natomiast w swoich rejestrach miała prawie 1680 lokalizacji, czyli skażonych i zanieczyszczonych terenów. Pełnych list miejsc, gdzie mogą znajdować się bomby ekologiczne, resort środowiska nadal nie chce udostępnić.
W ubiegłych latach dziennikarze RMF występowali o tego typu dane. Okazuje się jednak, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie wliczało do pełnej statystyki zdegradowanych i poprzemysłowych obszarów. Takich terenów jest w Polsce wiele, m.in. Zachem w Bydgoszczy. Tydzień temu przedostało się do środowiska 80 tysięcy litrów stężonego kwasu solnego (około 3 cysterny samochodowe), z których uformowała się toksyczna i niebezpieczna dla ludzi chmura. W Zgierzu znowu nastąpił samozapłon składowiska Boruta. W Krakowie takich „atrakcji” nie ma – ale to nie oznacza, że poprzemysłowych terenów huty przed ponownym zagospodarowaniem nie trzeba badać.
Dziennikarz RMF MAXXX próbował ustalić, czy na liście znajdują się poprzemysłowe tereny krakowskiej huty, ale i tego resort nie chciał ujawniać. Szczegółowa lista i punkty nie podlegają udostępnieniu ze względu na to, że jest to wewnętrzny dokument Głównej Inspekcji Ochrony Środowiska – tłumaczył Brzózka. Zdradził jednak, że na liście znajdują się tereny poprzemysłowe. Jakie? Nie wiadomo, bo nie można wskazać ich dokładnych lokalizacji.
Fragment artykułu RMF24.pl „Zamiast ubywać, mamy ich coraz więcej. W Polsce prawie 1000 bomb ekologicznych„
Są działania, są i wzrosty
– Na 31 stycznia tego roku, liczba zidentyfikowanych lokalizacji gdzie nielegalnie magazynuje się lub składuje się odpady wynosiła 1502 – wyjaśnia Aleksander Brzózka z Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Dodaje też, że w samym 2022 roku zidentyfikowano 230 takich miejsc. – Oczywiście mówimy o ogólnej liczbie miejsc nagromadzenia odpadów o różnej skali zagrożenia dla środowiska, od tych bardzo dużych i groźnych do małych i o znikomym wpływie na życie i zdrowie ludzi.
Z danych aktualnych na 31 stycznia tego roku wynika też, że w 2022 usunięto 287 miejsc porzuconych odpadów.
Bomby ekologiczne ściśle tajne
Wystąpiliśmy o tego typu listę w trybie dostępu do informacji publicznej. Niestety nasz wniosek został zignorowany. – Jeżeli chodzi o te miejsca i lokalizacje, jest to materiał wewnętrzny Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. My możemy mówić o tych działaniach zbiorczych – wyjaśnia Brzózka. Rzecznik pytany o to, czy w liczbie ponad 1500 lokalizacji są tereny skażone i poprzemysłowe odpowiada, że po tego typu dane powinniśmy skierować się do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska.
Ten – co warto zaznaczyć – podlega również Ministerstwu Klimatu i Środowiska, ale idąc za radą rzecznika skontaktowaliśmy się z GDOŚ.
- Czytaj także: Śmierć Odry, płonące odpady i emisje przemysłowe, czyli jak w Polsce (nie)działa Inspekcja Ochrony Środowiska [KOMENTARZ]
Jeden urząd dwa rejestry
Również i w tym przypadku skorzystaliśmy z prawa do dostępu do informacji publicznej. Niestety lista najbardziej zdegradowanych terenów w Polsce nie została udostępniona. To dlatego, że jak się dowiedzieliśmy, taką listą GDOŚ nie dysponuje. Posiada natomiast rejestry – o które również wystąpiliśmy. Zanim jednak tak się stało, przekazano nam tylko dane liczbowe.
GDOŚ prowadzi dwa rejestry. Są to: rejestr historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi oraz rejestr bezpośrednich zagrożeń szkodą w środowisku i szkód w środowisku. W tym pierwszym rejestrze znajdują się zanieczyszczenia powstałe przed 2007 rokiem, a w drugim te, które wystąpiły po tej dacie.
Z przesłanych przez urząd danych wynika, że w tzw. rejestrze historycznym mieliśmy 991 lokalizacji. W 315 przypadkach teren jest w trakcie oczyszczania, w 507 zakończono remediację, w 169 miejscach takiego oczyszczenia nie podjęto. W aktualnym rejestrze bezpośrednich zagrożeń jest 687 pozycji.
Zakładając, że dane obu instytucji się nie pokrywają, w Polsce w zeszłym roku i części 2023 odnotowano 3180 „bomb ekologicznych”. Gdyby odjąć od nich 287 miejsc zlikwidowanych przez GIOŚ i 507 oczyszczonych przez GDOŚ, wynik nadal nie uspokaja. Nadal istnieje 2386 lokalizacji, które stanowią zagrożenie dla ludzi.
Trzeba jednak do tych danych podchodzić z dystansem.
Rozbrajane bomby ekologiczne
Poprosiliśmy GDOŚ o przykłady terenów oczyszczonych. Takimi – według urzędników – są m.in. działki w centrum Olsztyna, które leżą w zakolu Łyny. W przeszłości funkcjonowała tam gazownia miejska, produkująca gaz z węgla kamiennego metodą koksowniczą.
– Grunt był tam zanieczyszczony substancjami ropopochodnymi, metalami ciężkimi cyjankami i fenolami. Wydobyto prawie 11 000 ton zanieczyszczonej ziemi z głębokości do 6 m. Odpompowano także zanieczyszczone wody gruntowe. Badania kontrolne przeprowadzone już po zakończeniu prac potwierdziły, że teren został oczyszczony – przyznaje Jakub Troszyński rzecznik Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Obecnie na tych działkach znajduje się Park Centralny.
Podobnym przykładem według przedstawiciela GDOŚ jest również oczyszczenie terenów dawnej koksowni w Rudzie Śląskiej. Po tzw. remediacji powstał tam park z atrakcjami: tarasem widokowym, górką saneczkową, placami zabaw, czy ścieżką dydaktyczną. – Innym znanym opinii publicznej przykładem są tereny po dawnych Zakładach Chemicznych „ZACHEM” w Bydgoszczy. Tam udało się oczyścić ze szkodliwych substancji ponad milion metrów sześciennych wód podziemnych, a dzięki temu osiągnąć zakładany w projekcie efekt ekologiczny – informuje rzecznik.
Kropla w morzu w potrzeb
O ocenę działań GDOŚ w Zachemie poprosiliśmy profesora Mariusza Czopa z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH. Czy faktycznie wykonano remediację największej bomby ekologicznej w Polsce? – Ktoś sobie chyba żartuje. Poza jednym etapem remediacji na małym fragmencie terenów skażonych, nie zrobiono kompletnie nic. Mało tego, w stosunku do realizacji tego projektu mam wiele wątpliwości, czy rzeczywiście wykonany został prawidłowo – dziwi się prof. Czop.
Naukowiec tłumaczy, że dotychczas prace remediacyjne prowadzono na obszarze około 27 ha. Tymczasem tylko jedna z wielu chmura zanieczyszczeń gruntów i wód podziemnych zajmuje powierzchnie około 300 ha. Cały teren, który może być zanieczyszczony w wyniku działalności Zachemu to nawet 4500 ha. To powierzchnia większa niż warszawskiego Ursynowa. – Widzimy zatem, że z ogromnym trudem zrealizowany projekt to zaledwie kropla w morzu potrzeb – ucina profesor.
Przypomnijmy, że całkowity koszt remediacji terenów pozachemoskich specjaliści z AGH oszacowali na 2,5 mld zł.
- Czytaj także: „Tu 'chemię’ dostaje się bez kolejki”. Gdy ogłaszano alarm, musieli zamykać dzieci w domach
Nowa Huta nadal czeka
W przypadku krakowskiego kombinatu w Nowej Hucie mieszkańcy mieli jeszcze mniej „szczęścia”. Tu sprawa remediacji utknęła w… urzędzie. Po interwencji dziennikarzy RMF MAXX i Gazety Krakowskiej ponad 3 lata temu Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wszczęła postępowanie w sprawie bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku.
Dwa lata wcześniej, mimo zaprzeczeń służb mających chronić środowisko, udowodniono badaniami naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczo-Hutniczej, że na składowiskach znajdują się wysokie stężenia metali ciężkich. Jednak nie tylko one mogą być zagrożeniem. – Występują tam rakotwórcze wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (WWA), fenole oraz chlorki i siarczany – dodaje prof. Czop. Przypomina również, że że tereny poprzemysłowe zawsze wywierają negatywny wpływ na swoje otoczenie w tym okolicznych mieszkańców. – Pamiętajmy, że zakłady metarulgiczne były na „Liście 80”, czyli wykazie największych trucicieli w Polsce. Zanieczyszczenia wyemitowane w czasie ich funkcjonowania, nie zniknęły w magiczny sposób i nie ma znaczenia, że obecnie jakieś tam instalacje już nie działają. Te zanieczyszczenia występują w glebach, gruntach i wodach i rozprzestrzeniają się w środowisku. – zapewnia naukowiec.
Zdajmy sobie sprawę, że przebywanie na terenie skażonym powoduje szereg poważnych schorzeń z nowotworami w szczególności, ale również alergie, czy astmy. Wzrost zachorowalności na tego typu choroby jest bardzo często wiązany z zanieczyszczeniem środowiska, które może mieć większy wpływ niż czynniki genetyczne oraz tzw. styl życia
Prof. Mariusz Czop
Składowisko z poprzedniej epoki
Jaki jest obecnie etap postępowania? – Regionalna Dyrekcja w tym momencie jest na etapie wyłaniania wykonawcy do opracowania ekspertyzy, więc przygotowujemy przetarg, żeby specjaliści opracowali ekspertyzę – wyjaśnia Ada Słodkowska-Łabuzek z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Krakowie. Ekspertyzę czego? – dopytujemy. – Tytuł ekspertyzy to „Ocena możliwości wystąpienia bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku w wodach i powierzchni ziemi”. Ta dotyczy wpływu składowisk na terenach przy ul. Dymarek – precyzuje urzędniczka.
O jak duży teren chodzi i dlaczego trzy lata czekamy na ekspertyzę? Rzeczniczka wyjaśnia, że badania będą głównie dotyczyły źródła powstawania szkody w środowisku zgłaszanej przez Fundację Frank Bold. – Składowisk żużla i popiołów oraz składowiska odpadów żelazonośnych zlokalizowanych na działkach 39 i 38/18 obręb NH-42, oraz powierzchni ziemi w zasięgu możliwego oddziaływania. W punktach poboru próbek ziemi możliwe będzie kontrolne zbadanie wody podziemnej oraz odcieków ze składowisk – tłumaczy Słodkowska-Łabuzek. Dodaje również, że tego typu działania wymagają rozpoznania celowości i skali badań, metodyki, opracowania szczegółowej dokumentacji do wymogów dot. zamówień publicznych, a także zaplanowania rezerw w budżecie regionalnej dyrekcji.
Profesor Czop przypomina, że stary kompleks składowisk przy ul. Dymarek wybudowano na nieprzygotowanym terenie zalewowym, bez żadnych wymaganych obecnie zabezpieczeń, w postaci warstwy izolacyjnej i drenażowej na jego dnie. Nie jest też zabezpieczony przed pyleniem. Natomiast wody odciekowe kieruje się bez oczyszczania do kanału portowego połączonego z rzeką Wisłą.
Największe wyzwania nadal przed nami
– Dlatego by diagnoza była prawidłowa trzeba zbadać wiele elementów środowiska na znacznym obszarze. Miejmy nadzieję, że ekspertyza planowana do zlecenia przez RDOŚ w Krakowie, będzie obejmować takie badania i zostanie wykonana w sposób rzetelny i transparentny przez rzeczywiście niezależnych ekspertów. Pomimo nienajlepszych doświadczeń w tej i innych podobnych sprawach ciągle wierzę, że urzędy odpowiedzialne za ochronę środowiska w końcu się otrząsną z bardzo dziwnego letargu. Niestety nie pomaga nam w tym w żaden sposób Urząd Miasta Krakowa, który uniemożliwia zbadanie tego terenu w ramach projektu z Budżetu Obywatelskiego, z którym występują mieszkańcy. Nie mogą oni nawet na niego zagłosować, bo już kolejny rok bez merytorycznego uzasadnienia nie jest dopuszczany do tego etapu – podsumowuje.
Naukowiec dodaje, że najbardziej zanieczyszczonymi terenami w Polsce nadal są Zakłady Chemiczne „Zachem” w Bydgoszczy, Zakłady Chemiczne „Boruta” w Zgierzu, tereny dawnych Zakładów Metalowych „Dezamet” w Nowej Dębie, Centralne Składowisko Odpadów „Rudna Góra” dawnych Zakładów Chemicznych „Organika-Azot” w Jaworznie, a także Zakłady Metalurgiczne w Krakowie i Dąbrowie Górniczej.
–
Zdjęcie tytułowe: Składowisko odpadów metalurgicznych Huty Stalowa Wola – prof. Mariusz Czop