O sprawie krakowskiej Wilgi pisaliśmy wielokrotnie. Pierwszy raz – dwie doby po tym, gdy zauważono pierwsze śnięte ryby. Działacze społeczni przyznawali wówczas, że katastrofa na Odrze niczego nie nauczyła organów państwa. Teraz sprawie przygląda się prokuratura. „Tylko po to, żeby umorzyć” – tłumaczą rozmówcy SmogLabu. Tymczasem ryby nie są jedyny ofiarami stanu okolicznych wód. W pobliżu znajduje się „cmentarzysko ślimaków”.
Pierwsze śnięte ryby na Wildze odnotowano 6 lipca 2023 r. Działacze społeczni alarmowali, że znajdują setki martwych kleni, brzanek, pstrągów, kiełbi i ślizów. Tymczasem Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska najpierw informował o sześciu śniętych rybach, a następnie o kilkunastu. Dzień później komunikat mówił już o 300 rybach. Problem w tym, że sposób inspekcji pozostawiał wiele do życzenia.
– Służby wykazały się olbrzymią niekompetencją. Były kompletnie nieprzygotowane. Bez woderów, bez odpowiedniego ubrania przyjechali do zatrucia rzeki Wilgi w Krakowie – podsumował na łamach SmogLabu Paweł Chodkiewicz. – Wody Polskie wysłały dwóch pracowników w kaloszach. W jakim celu? Do sprzątania śmieci z brzegu podczas katastrofy ekologicznej-wytrucia rzeki, gdzie zdechły tysiące ryb! – irytował się Strażnik Rzek WWF. – WIOŚ przysłał inspektorów bez odpowiedniej odzieży. Panie inspektorki pewnie długo będą leczyć pokaleczone nogi po chodzeniu po krzakach – relacjonował działacz.
Służby ochrony środowiska pomimo wykonania kosztownych badań nie ustaliły jednoznacznie przyczyny masowego uśmiercenia ryb w Wildze. Najważniejszy dowód w sprawie, czyli martwe ryby oddano bez jakichkolwiek badań do utylizacji.
- Czytaj także: Kolejna katastrofa ekologiczna na rzece
„To musi być absolutna katastrofa”
Jak wyjaśniają przedstawiciele prokuratury, w sprawie wykonano już szereg czynności dowodowych. W ramach działań przesłuchano świadków oraz zgromadzono dokumenty. Zabezpieczoną ciecz przekazano do analizy. Obecnie planowane jest przesłuchanie kolejnych świadków.
„Kto zanieczyszcza wodę, powietrze lub powierzchnię ziemi substancją albo promieniowaniem jonizującym w takiej ilości lub w takiej postaci, że może to zagrozić życiu lub zdrowiu człowieka, lub spowodować istotne obniżenie jakości wody, powietrza lub powierzchni ziemi, lub zniszczenie w świecie roślinnym, lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”.
Artykuł 182§ 1. Kodeksu Karnego
Postępowanie w prokuraturze prowadzone jest z art. 182. § 1, czyli pod kątem zanieczyszczenia środowiska w znacznych rozmiarach. – Postępowanie to dotyczy znacznych szkód w środowisku, gdzie pojęcie to jest niejasne i nieostre, a część prawników uważa, że to musi być jakaś absolutna katastrofa lub kataklizm, powodujący ogromne straty niczym po wybuchu bomby atomowej – tłumaczy prof. Mariusz Czop z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH w Krakowie. – Według tego, co prawnicy nam próbują narzucać, nawet katastrofa na Odrze w 2022 roku nie kwalifikuje się pod ten paragraf. Skoro Odra się nie kwalifikuje, trudno zakładać, że nagle katastrofa na Wildze z 2023 r. będzie spełniać te kompletnie nierealne kryteria. Znam tę całą od dawna stosowaną „legendę”. Wiem, że po prostu, to jest tylko po to, żeby dla uspokojenia opinii publicznej przeprowadzić jakieś postępowanie, ale docelowo je umorzyć – ucina naukowiec.
W sprawie Wilgi można było wybrać skuteczniejsze paragrafy
Z tego samego paragrafu prowadzone było również postępowanie ws. składowisk odpadów zawierających m.in. metale ciężkie. Składowiska mieściły się w krakowskiej Nowej Hucie przy ulicy Dymarek. Pomimo licznych dowodów postępowanie w tej sprawie zostało umorzone. Według prof. Czopa postępowanie ws. zanieczyszczenia Wilgi powinno być prowadzone w nawiązaniu do art. 181, czyli pod kątem zniszczenia w świecie rośliny i zwierzęcym. W przypadku Wilgi być może wybito nawet całą populację ryb w rzece, więc będzie łatwiej udowodnić czyny karalne. Dodatkowo należałoby też odnieść się do kwestii przedstawionych w art. 183 kk, czyli nieodpowiedniego postępowania z odpadami. Istnieją przecież dowody, że odpady zgromadzone na składowiskach na terenie Białych Mórz w wyniku ich rozkopania i przemieszczenia oraz nieprawidłowego zabezpieczenia zostały wystawione na działanie czynników atmosferycznych. Mogły się z nich uwalniać zwiększone ilości toksycznych substancji. W efekcie, przy niskim stanie wody w Wildze, mogły doprowadzić do masowej gwałtownej śmierci kilku tysięcy ryb.
Profesor dodaje, że w postępowaniu prokuratorskim należałoby przeanalizować sprawę także pod kątem art. 186 kk. Stanowi on, że przestępstwo popełnia ten, kto w nienależytym stanie utrzymuje urządzenia służące do ograniczenia emisji zanieczyszczeń do środowiska.
– Na terenie Białych Mórz jest system drenażowy, którego stan utrzymania woła o pomstę do nieba. Jest skandaliczny. Zardzewiałymi rurami dopływają cały czas zanieczyszczenia do rzeki. Jest to zaniedbanie karygodne i trwające od lat – kwituje profesor.
Cmentarzysko ślimaków
W czasie, gdy trwa prokuratorskie postępowanie, a Zarząd Zieleni Miejskiej wyłania firmę, która zbada Białe Morza przed stworzeniem tam parku (jak wskazują eksperci, badania nie będą zgodne z właściwym rozporządzeniem Ministra Środowiska) dziennikarz RMF MAXX zajmujący się sprawą, publikuje kolejny film. Wynika z niego, że w odciekach masowo giną ślimaki.
Prof. Mariusz Czop przyznaje, że martwe ślimaki w odcieku są dowodem, że teren stanowi zagrożenie dla organizmów żywych. Przede wszystkim dla organizmów wodnych. Ślimaki są organizmem wskaźnikowym, który przez wielu naukowców jest wykorzystywany w celu monitorowania jakości środowiska. Jeżeli widzimy dużą śmiertelność ślimaków w kontakcie z wodą, jest to bardzo mocny dowód, że ta woda jest dla nich nie tylko toksyczna, ale zabójcza. Naukowiec przypomina, że pierwsze badania, które zaczął prowadzić na tym obszarze były związane – po zgłoszeniach mieszkańców, właśnie ze ślimakami ginącymi w rowie przy ul. Podmokłej. Nazywali nawet to miejsce „cmentarzyskiem ślimaków” z racji dużej ilości skorup, które tam występują.
Ślimaki szukają tego, co ich zabije
Dlaczego ślimaki wchodzą do zasolonych i alkalicznych odcieków, że składowisk? Nasz ekspert przyznaje, że ślimaki bardzo lubią węglan wapnia.
Ślimaki wykorzystują węglan wapnia do budowy swojej muszli. Im mocniejsza ona jest, im pokaźniejszych rozmiarów, im grubsza, tym ślimak ma większą szansę na przeżycie. Dlatego ślimaki intensywnie szukają węglanu wapnia w swoim otoczeniu. Preferują jednak jego formę rozpuszczoną w wodzie, bo przecież nie mogą zjadać kamieni. Odciek z Białych Mórz zawiera duże ilości wapnia, dlatego intensywnie zwabia ślimaki – wyjaśnia profesor Czop. Dodaje jednak, że niestety w tym przypadku mięczaki mają pecha. Woda, że składowisk jest zasolona, bardzo silnie alkaliczna. Niestety ślimaki nie zdają sobie z tego sprawy, nie wiedzą, że woda jest zanieczyszczona i giną w niej.
Co zobaczyli urzędnicy?
Czy urzędnicy, będąc na miejscu, zauważyli, że w odciekach giną ślimaki? – Podczas wizji terenowych, które miały tam miejsce nie zauważyliśmy ślimaków w obrębie rowu. Natomiast no zdajemy sobie sprawę, że tego typu sytuacje mogą tam mieć miejsce – przyznaje Magdalena Wasiak z jednostki Klimat-Energia-Gospodarka Wodna.
Urzędnicy po naszej interwencji zauważyli problem. Pracują teraz nad zabezpieczeniem niewielkiej części odcieków. Staramy się teraz ustalić ilość odcieków wytwarzanego w obrębie właśnie Białych Mórz dla tego rejonu przy rowie wzdłuż ulicy Podmokłej – wyjaśnia przedstawicielka KEGW. Odpowiedzieć na to mają ekspertyzy zlecane przez tę jednostkę. Ich wykonanie, jak dodaje, potrwa 4 miesiące.
– Przez ten czas będziemy mieli zarówno do czynienia z takimi suchymi okresami, jak i bardziej mokrymi, które sprawiają, że te osadniki inaczej pracują – stwierdza urzędniczka.
Przypomnijmy, że Białe Morza trują rzekę cały czas od dziesięcioleci. Nie chodzi tylko o widoczne na powierzchni wycieki i strumyczki. Większość zanieczyszczeń dopływa do Wilgi w sposób trudny do zaobserwowania za pośrednictwem zasolonych wód podziemnych. Bez zabezpieczenia rozkopanych składowisk u góry, czyli miejsca, gdzie ma być w przyszłości park oraz odcięcia dopływu zanieczyszczonych wód podziemnych do Wilgi – praca śledczych, urzędników oraz środki publiczne pójdą na marne.
- Czytaj również: Ciecz, zasolona bardziej niż ocean, truje ryby w krakowskiej rzece. W tle gigantyczne inwestycje
–
Zdjęcie tytułowe: Paweł Chodkiewicz, Strażnik Rzek WWF