W ostatnich dniach w internecie zaroiło się od krytycznych komentarzy wobec aktywistek z grupy Wschód, które wybrały się do Dubaju na szczyt klimatyczny samolotem. Zarzucano im hipokryzję, bo taki lot wiąże się z emisją dużej ilości dwutlenku węgla. Podróży na COP28 można bronić, argumentując, że przecież leci się tam by zrobić coś pożytecznego dla ludzi i Planety. Część aktywistów klimatycznych zbojkotowała jednak COP28, a jednym z powodów był właśnie wysoki „ślad węglowy” lotu do Dubaju.
Co roku gdzieś na świecie organizowana jest Konferencja Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu. A krócej: szczyt klimatyczny albo COP (Conference of the parties). Tegoroczny COP28 trwa od 30 listopada do 12 grudnia w Dubaju.
Klimatyczny szczyt hipokryzji
Wydarzenie to jest krytykowane już choćby za wybór organizatora – Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Czyli kraju żyjącego ze sprzedaży ogromnych ilości gazu ziemnego i ropy naftowej, który nie jest też, delikatnie rzecz ujmując, najlepszym przykładem, jeśli chodzi o przestrzeganie praw człowieka.
Pewną konsternację wzbudził na przykład gospodarz i przewodniczący szczytu, Sultan Al Jaber, który publicznie oświadczył, że „nie ma żadnych dowodów naukowych” wskazujących na konieczność rezygnacji z paliw kopalnych, aby ograniczyć globalne ocieplenie do 1,5 st. Celsjusza. To przecież tak, jakby konferencję poświęconą nowotworom organizowała firma z branży tytoniowej, a jej przedstawiciel oświadczył, że nie ma dowodów na związki palenia papierosów z rakiem płuca.
Komentatorzy zwracają też uwagę na wysoki „ślad węglowy” szczytu, czyli związane z nim emisje gazów cieplarnianych. W COP28 wzięło udział ponad 70 000 akredytowanych uczestników, z czego wielu przyleciało do Dubaju prywatnymi odrzutowcami.
Polskie aktywistki lecą na szczyt
Na COP28 przyjechało też wielu aktywistów klimatycznych z całego świata. Wśród nich kilka osób z polskiej Inicjatywy Wschód, w tym najbardziej rozpoznawalne członkinie tej grupy: Dominika Lasota i Wiktoria Jędroszkowiak. Aktywistki dość szczegółowo relacjonują swój pobyt w Dubaju w mediach społecznościowych. I właśnie tam pod ich adresem pojawiło się mnóstwo nieprzychylnych komentarzy. Internautom nie spodobało się, że osoby mówiące o emisjach gazów cieplarnianych, zmianie klimatu i „sprawiedliwej zielonej transformacji”, same latają emitującymi tony dwutlenku węgla samolotami.
Lasota tak odpierała te zarzuty:
„Przylecieliśmy do Dubaju samolotem, ale to nie ma znaczenia. Walczymy z lobby i przemysłem, które emituje wiele więcej. Sama elektrownia Bełchatów emituje 100 tysięcy ton CO2 dziennie. Samolot na linii Warszawa-Dubaj 600 kilogramów”.
Emisja na głowę to nie emisja całkowita
Warto tu sprostować tę ostatnią informację. Lot na linii Warszawa-Dubaj faktycznie oznacza emisję kilkuset kilogramów dwutlenku węgla, ale „na głowę”, czyli w przeliczeniu na jednego pasażera. To w jedną stronę i tylko w przypadku najtańszej klasy ekonomicznej. Zakładamy, że taką właśnie leciały aktywistki Wschodu, bo w przypadku klasy biznesowej, a tym bardziej pierwszej klasy emisje na głowę są znacznie większe.
Czytaj także: Jak duży ślad węglowy ma podróż samolotem? Można to obliczyć samodzielnie
Całkowita ilość CO2 emitowanego przez samolot jest oczywiście dużo, dużo większa niż 600 kg. Lot z Warszawy do Dubaju (tylko w jedną stronę!) oznacza emisję kilkudziesięciu, może nawet stu ton dwutlenku węgla – dokładne wartości zależą od typu i wielkości samolotu. I to tę liczbę należałoby porównywać z całkowitą emisją Bełchatowa. W dodatku negatywny wpływ latania na klimat nie ogranicza się do emitowanego przez samoloty dwutlenku węgla i jest 2-3 razy silniejszy niż wynikałoby to tylko z emisji CO2.
Lecą, by walczyć o klimat
Zostawmy jednak kwestie techniczne i dokładne liczby. W obronie aktywistek z grupy Wschód można argumentować tak: nie pojechały przecież do Dubaju na urlop, ale niejako zawodowo. Co więcej, gdyby szczyt klimatyczny odbywał się w Europie, zapewne pojechałyby na niego pociągiem. Tak jak miało to miejsce w przypadku szczytu COP26 w Glasgow dwa lata wcześniej. Z kolei trasę na COP27 w Sharm El Sheikh w Egipcie, Lasota pokonała w znacznej części pociągiem. Tylko ostatni odcinek (Stambuł-Egipt) przeleciała samolotem, bo inaczej w praktyce się nie da. Również do Dubaju inaczej niż samolotem dostać się jest niestety bardzo trudno.
W dodatku i Lasota, i jej koleżanki na COP28 robią to, czego moglibyśmy oczekiwać od osób zajmujących się aktywizmem klimatycznym. Zadają politykom niewygodne pytania. Protestują przeciwko knowaniom krajów-eksporterów ropy naftowej, które chcą blokować takie konieczne dla ratowania Planety działania, jak odchodzenie od paliw kopalnych. Można więc powiedzieć, że nie oddają bez walki pola ludziom, którzy dla zysku bez mrugnięcia są gotowi poświęcić naszą przyszłość.
Trudno ocenić skuteczność. Co nie znaczy, że jej brak
Działania aktywistek grupy Wschód na COP28 mogą niektórych irytować lub śmieszyć. Gdyby jednak udało się im coś ugrać, załatwić, coś, co miałoby dużo większy pozytywny wpływ na klimat niż negatywny wpływ lotu kilku osób samolotem – zgodzicie się chyba Państwo, że było warto do tego Dubaju polecieć. Tak jak akceptujemy niewielkie skutki uboczne brania jakiegoś leku, bo efekt leczniczy znacząco przeważa nad negatywnym.
A czy aktywistkom ze „Wschodu” faktycznie udało się na szczycie klimatycznym coś dla klimatu i Planety zrobić? Ciężko to stwierdzić, bo bardzo trudno jest obiektywnie ocenić skuteczność takich działań. Całe zamieszanie wokół ich lotu do Dubaju może jednak przyczynić się choćby do zwiększenia świadomości na temat hipokryzji organizatorów COP28. Albo tego, jak dużym zagrożeniem dla klimatu jest transport lotniczy.
(Jeśli kogoś interesuje ten drugi temat, odsyłam do tekstów „Wpływ lotnictwa na klimat – CO2 i inne substancje emitowane przez samoloty” oraz „Wpływ lotnictwa na klimat – smugi kondensacyjne i chmury”.)
Faktem jest, że aktywistki z grupy Wschód są coraz bardziej rozpoznawalne. Na stronie Komisji Europejskiej poświęconej COP28 znajdziemy zdjęcie Ursuli von der Leyen z Dominiką Lasotą.
Wciąż można jednak zrozumieć osoby, które oburzają się na lot na szczyt klimatyczny. Po pierwsze, komunikacja ze strony członkiń Wschodu, sposób odpierania zarzutów o zakłamanie czy hipokryzję nie była najszczęśliwsza. Po drugie, dalej można mieć wątpliwości, czy aby zrobić coś dobrego dla klimatu, koniecznie trzeba było lecieć do Dubaju.
W obronie klimatu można też działać inaczej
Pokazali to naukowcy-aktywiści z międzynarodowego ruchu Scientist Rebellion, którzy postanowili, że nie pojadą na COP28, ale będą protestować tam, gdzie mieszkają. Jednym z powodów była właśnie chęć uniknięcia emisji CO2 związanej z podróżą lotniczą do Dubaju. Część z osób działających w Scientist Rebellion twierdzi wprost: lot do Dubaju spowodowałby jeszcze większe zanieczyszczenie atmosfery dwutlenkiem węgla, w zamian przynosząc bardzo niewielkie rezultaty. Doświadczenia z poprzednich szczytów klimatycznych nauczyły bowiem członków Scientist Rebellion, że demonstrowanie na tego typu wielkich imprezach niewiele daje.
Takie obawy są uzasadnione zwłaszcza w przypadku tegorocznego szczytu. Fernando Racimo, jeden z naukowców-aktywistów działających w Scientist Rebellion powiedział o COP28, że to nie tylko porażka (jak w przypadku poprzednich szczytów), ale wręcz „kpina z całego procesu demokratycznego”. Być może Racimo i część jego koleżanek i kolegów nie chce swoją obecnością legitymizować takiej farsy.
Aktywiści latają nie tylko na szczyty klimatyczne
Pozostawiam Państwa ocenie, czy bardziej słuszna jest postawa prezentowana przez osoby z ruchu Scientist Rebellion, czy też może taktyka aktywnego udziału w szczycie, obrana przez grupę Wschód i wielu innych aktywistów z całego świata. Tak czy inaczej, osoby zarzucające ekologom hipokryzję mają jednak niestety sporo racji.
- Czytaj także: Poleciał na koniec świata ratować żółwie. Wyemitował więcej niż ty w miesiąc [KOMENTARZ]
Wielu ludzi pracujących w „zielonych” organizacjach pozarządowych, a także całkiem spora liczba osób zajmujących się aktywizmem klimatycznym nie widzi żadnego problemu w lataniu samolotem. I to nie tyle na konferencje klimatyczne, ile po prostu na wakacje, często naprawdę daleko. W dodatku nie tylko latają, ale jeszcze się tym chwalą. To jednak temat na osobny tekst.
–
Zdjęcie: Shutterstock/Rasto SK