Poparcie dla Zielonych jest w Polsce tak niskie, że nieprawdą byłoby nawet napisanie, iż znajduje się ono na „na granicy błędu statystycznego”. Błąd statystyczny to poziom, który jak na razie jest dla Zielonych nieosiągalnym marzeniem. To dziwne, kiedy spojrzeć na badania społeczne, które pokazują, że czysta woda, czyste powietrze i czyste lasy są dla ludzi w Polsce bardzo ważne. Ale zupełnie nie dziwi, kiedy spojrzeć na to, co robi Klaudia Jachira.
Czego zatem Polacy mogliby oczekiwać od Zielonych? Mogliby oczekiwać od nich na przykład zaangażowania w sprawy oczyszczenia wody w rzekach, która zbyt często jest w naszym kraju ściekiem. Może zadbania o poważną dyskusję o kryzysie ekologicznym. Tak, by do opinii publicznej przebiło się, jaką rolę w jego napędzaniu odgrywa niemądry konsumpcjonizm. Co dostają? Wezwanie do niedzielnych zakupów w wielkiej sieciówce. Nie wierzycie?
No to patrzcie:
Oczywiście samo poruszenie kwestii niedzielnego handlu nie jest dla Klaudii Jachiry kompromitujące. Sejm od tego jest, by były w nim różne punkty widzenia. Ta sprawa nie jest wyjątkiem. Ktoś może być za. Ktoś może być przeciw. Ja na przykład jestem przeciw, bo uważam, że niehandlowe niedziele choć na chwilę zatrzymują konsumpcyjny pęd. Społeczeństwo musi zwolnić na jeden dzień i robi to. Przestaje być sklepem otwartym 24/7. Uczącym wszystkich, że musimy być cały czas dostępni do zarabiania pieniędzy. A musimy, bo świat mamy zbudowany tak, że – jak powiedział mi kiedyś ktoś mądry – wszystko opiera się o to, że musimy sprzedawać czas, którego nie mamy, by móc kupować rzeczy, których nie potrzebujemy, ale ktoś inny dobrze zarabia na tym, że je nam sprzedaje.
Ale to moje zdanie i nie sądzę, by odmienna opinia z automatu dyskredytowała Klaudię Jachirę. Problem jednak w tym, że Klaudia Jachira jest posłanką Zielonych, których rolą jest coś dokładnie odwrotnego niż napędzanie i tak już rozpasanego konsumpcjonizmu. Ludzie oczekują od nich troski o środowisko, które oznacza dziś coś zupełnie odwrotnego od radosnego wzywania do tego, by także niedziele spędzać na zakupach. Oznacza na przykład zadanie modnego na ekologicznych wiecach pytania, czy nieograniczony wzrost gospodarczy jest możliwy na planecie o ograniczonych zasobach?
Albo o to, gdzie są granice jej wytrzymałości i co zrobić, by ich nie przekroczyć?
- Czytaj „Odwołać katastrofę”, by dowiedzieć się o tym więcej
A nawet jeżeli ludzie tego nie oczekują, bo – mówiąc szczerze – chyba w ogóle niewiele oczekują w Polsce od Zielonych, to sami Zieloni oczekują tego od siebie. Na ich stronie wisi „Zielony manifest 2.0”, z którego można wyczytać ich ideowe credo. I co tam mamy?
Mamy wezwanie do budowy sprawiedliwego świata, w którym „w którym bezlitosną logikę wszechwładzy pieniądza zastąpi solidarność, sprawiedliwość społeczna oraz troska o dobra wspólne i szacunek dla przyrody i wszystkich istot.”
A jak to osiągnąć? Prosto.
Przede wszystkim „konieczne jest ocalenie ekosystemu na Ziemi. Dziś jest on niszczony w imię obłędnego modelu ekonomicznego, w którym zysk wielkiego kapitału, przy bezradności państw, stoi ponad prawem ludzi do czystego środowiska.”
Co mogą zrobić tylko ludzie, którzy mają… czas: „Ta sama siła niszczy też społeczeństwa, odzierając pracę z godności i zmuszając ludzi do rywalizacji na coraz bardziej nieludzkim rynku pracy. […] a ciężka praca często nie pozwala zaspokoić podstawowych życiowych potrzeb, jednocześnie nie pozostawiając miejsca na to, co nadaje życiu sens – spędzanie czasu wśród bliskich, działalność na rzecz społeczności, uczestnictwo w kulturze i rozwijanie własnych zainteresowań.”
– Tymczasem tylko poprzez edukację, kulturę i kontakt z innymi ludzie stają się świadomymi obywatelami i obywatelkami, rozumiejącymi świat i zdolnymi zmieniać go na lepsze – dodają Zieloni w manifeście, którym pani Jachira wytarła właśnie podłogę. Tym bardziej, że to wcale nie jest jeszcze koniec, bo wspomniany model ekonomiczny trzeba, zdaniem Zielonych, oczywiście przebudować. Piszą: „we wszystkich tych dążeniach kierujemy się założeniem, że czasy bezlitosnej doktryny ekonomicznej, która zyski każe prywatyzować, a koszty zrzuca na barki ludzi, dobiegły końca.”
Nadszedł za to „czas na wspieranie lokalnego rozwoju, rodzinnego rolnictwa, małych i średnich przedsiębiorstw oraz spółdzielni działających zgodnie z zasadami ekonomii społecznej i skierowanych na zaspokojenie potrzeb lokalnych społeczności.”
Jak więc widzicie coś tu się poważnie nie zgadza. Chyba, że założyć, iż szwedzki gigant jest przykładem takiego małego, no może średniego, przedsiębiorstwa, które działa zgodnie z zasadami ekonomii społecznej i wspiera dzięki temu lokalny rozwój. Co może nawet mieć sens, kiedy spojrzy się na to, jak dużo polskie lasy zarabiają na tym, że sprzedają jej drewno. Ale, znów, to chyba nie jest „zielona” logika.
Choć – by być uczciwym – muszę też powiedzieć, że coś „zielonego” da się tutaj znaleźć. Może i pani Klaudia promuje prawo, które napędza niszczący planetę konsumpcjonizm. Może i zachęca, by niedziele zamiast na refleksji nad stanem planety i budową społecznie odpowiedzialnych przedsięwzięć spędzić na na zakupach. Ale za to z całą pewnością będą to zakupy ekologiczne, bo do domu dotrą w wielorazowej torbie, w której nie znajdziecie plastikowych słomek.
I z jednej strony jest to po prostu lekko żenujące i lekko zabawne. Ale z drugiej dyskusja o dyktaturze wzrostu gospodarczego w tym, jak urządzamy sobie świat i czy na pewno jest to sensowna metoda, jest dziś jedną z najważniejszych dyskusji toczonych na świecie. Jest ważna także dla Polski.
Tak samo jak ważna jest dyskusja o tym, czy jesteśmy w stanie wybrnąć z pułapki ograniczonych zasobów, która może w pewnym momencie zatrzymać wzrost gospodarczy, od którego dzisiaj tak mocno zależymy? I, myślę sobie, gdyby polscy Zieloni inicjowali taką rozmowę w Polsce, to wszystkim by to dobrze zrobiło.
W końcu nawet jak ktoś nie zgadza się z ich odpowiedziami, a często trudno się zgadzać, to już samo zadawanie potrzebnych pytań, jest ważne. Tacy Zieloni mieliby sens. Widać jednak, że zamiast tego wolą zachęcać do podkręcania konsumpcyjnej spirali, co może przynieść tylko jeden efekt. Gorszy stan środowiska naturalnego. I tacy sensu nie mają.
Fot. Konsumpcjonizm to jedna z najpoważniejszych chorób współczesnego świata. rblfmr / Shutterstock.com