Konwencja Genewska określająca, kim jest uchodźca, nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. W obliczu zmian klimatycznych potrzebne jest inne spojrzenie na migracje.
Salaado Wehliye pochodzi z południowej Somalii. Razem ze swoją pięcioosobową rodziną mieszka w obozie dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Musieli uciekać przed ogromną suszą, która nawiedziła ich rodzimy region. Zanim żywioł zabrał jej dotychczasowe życie, Salaado uprawiała sezam, kukurydzę i fasolę, miała też niewielką trzodę. To właśnie kiedy jej zwierzęta i uprawy zaczęły umierać, uświadomiła sobie, że susza staje się zbyt dotkliwa.
Mimo że Salaado ma już wnuki i widziała niejedną suszę, to pierwszy raz, kiedy musiała z tego powodu uciekać ze swojego domu. Susze w Somalii nie są zjawiskiem nowym, ale dotychczas systemom irygacyjnym w jej gospodarstwie wystarczał deszcz, który się pojawiał. Teraz klimat w i tak już suchych częściach Somalii staje się zbyt trudny, co sprawia, że ludzie nie mają innego wyjścia, niż poszukiwanie bezpieczniejszego schronienia. Nawet jeśli jest nim obóz, w którym życie jest bardzo trudne. Salaado mówi, że nie ma zamiaru wracać, bo nie ma do czego. Cały jej dobytek przepadł. W obozie, żeby zarobić na rodzinę, musi żebrać.
Salaado Wehliye, fot. PAH
Historię Salaado Wehliye poznaję dzięki Polskiej Akcji Humanitarnej, która od lat działa w Somalii i innych krajach borykających się z brakiem wody i trudnymi warunkami bytowymi. Organizacja wspiera osoby zmuszone opuścić swoje domy w wyniku konfliktów i postępujących zmian klimatu, które, tak jak w Somalii, są znacznie dotkliwsze niż w innych częściach świata. Niemal połowa mieszkańców kraju zmuszona jest do opuszczenia własnych domów w poszukiwaniu bezpieczeństwa.
Takich historii, jak pani Salaado, będzie tylko więcej.
Mimo że migracje i uchodźstwo stały się jednymi z kluczowych tematów europejskiej debaty politycznej, to kwestia migracji klimatycznych ciągle znajduje się na marginesie tych rozmów. Politycy zdają się nie dostrzegać, że w ciągu kolejnych dekad miliony ludzi będą zmuszone opuścić swoje domy w wyniku coraz częstszych katastrof naturalnych i wzrostu temperatur.
Miliony uciekają przed katastrofami
Chociaż te zjawiska zagrażają zdrowiu i życiu, to ludzie, którzy przed nimi uciekli, nie mają możliwości ubiegania się o ochronę w innym kraju. Konwencja Genewska z 1951 roku, która jest podstawą międzynarodowego prawa migracyjnego, definiuje uchodźcę jako osobę, która “na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem w kraju pochodzenia z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony tego kraju”.
Istnieją różne definicje uchodźcy klimatycznego czy środowiskowego – osoby, która uciekła z powodu klęsk żywiołowych wywołanych zmianami klimatu i katastrof naturalnych – jednak nie mają one mocy prawnej. Na ten problem zwraca uwagę Parlament Europejski, który jeszcze w 2019 roku stwierdził, że „Istnieje wyraźna luka w ochronie >>uchodźców klimatycznych<<, którzy nie są ani jasno zdefiniowaną kategorią, ani objęci Konwencją z 1951 r. dotyczącą statusu uchodźców”.
– Póki co nie zanosi się, by definicja uchodźcy klimatycznego zyskała moc prawną na poziomie międzynarodowym, ponieważ to bardzo skomplikowana kwestia. Pojawiają się jednak furtki prawne na poziomie regionalnym, w państwach afrykańskich czy Ameryce Łacińskiej – komentuje Ludwika Klejnowska z Polskiej Akcji Humanitarnej zapytana przez SmogLab. “Skomplikowana”, ponieważ zmiany klimatu i katastrofy naturalne mogą doprowadzać do konfliktów zbrojnych czy skrajnego ubóstwa, a te z kolei zmuszają ludzi do porzucania swoich domów, chociaż ci najprawdopodobniej nie powiedzieliby, że uciekają z powodów związanych z kryzysem klimatycznym.
– Z perspektywy humanitarnej sytuacja jest za to bardzo prosta. Jako PAH wierzymy, że osobie, której życie i zdrowie zagrożone jest z jakiegokolwiek powodu, należy się pomoc, w tym schronienie – dodaje Klejnowska.
Skala migracji klimatycznych rośnie. Według danych IDMC (International Displacement Monitoring Centre, Międzynarodowe Centrum Monitorowania Przesiedleń) pod koniec 2023 roku liczba tzw. wewnętrznych przesiedleńców, czyli osób, które emigrowały w obrębie swojego kraju, wynosiła niemal 78 milionów. 7,7 miliona z nich musiało opuścić swój dom w wyniku katastrof naturalnych, pozostali – z powodu wojen i konfliktów.
Część z tych katastrof, które zmusiły ludzi do ucieczki, wiąże się ze zmianami klimatu. Mowa tu między innymi o coraz dłuższych i intensywniejszych suszach i gwałtownych powodziach w Rogu Afryki czy pożarach odnotowanych w Kanadzie i Grecji.
– Żaden kraj nie może się uchronić przed przesiedleniami spowodowanymi klęskami żywiołowymi, ale widzimy różnicę w tym, jak te przesiedlenia wpływają na ludzi w państwach, które przygotowują się na skutki katastrof, a tymi, które tego nie robią – mówi Alexandra Bilak z IDMC.
Wojny i trzęsienia ziemi
Chociaż migracje klimatyczne to zjawisko, z którym mamy już do czynienia również w Europie czy Ameryce Północnej, to jednak najczęściej zdarzają się one w krajach tzw. Globalnego Południa, gdzie ma miejsce niemal 70 proc. wszystkich katastrof naturalnych na świecie. Jednocześnie zapobieganie im jest znacznie trudniejsze z uwagi na skalę i ograniczone możliwości reagowania.
– W Polsce, czy szerzej, w Europie, mamy mocne instytucje państwowe, które w obliczu takich nagłych katastrof mogą sobie dobrze poradzić. Natomiast w wielu krajach od lat pogrążonych w konfliktach wewnętrznych, jak na przykład w Sudanie Południowym, nie ma infrastruktury ani środków, która mogłaby chronić obywateli przed skutkami susz czy powodzi – komentuje Klejnowska.
Katastrofy naturalne nierzadko uderzają więc w osoby, które już wcześniej musiały uciekać przed niebezpieczeństwem. Tak było w ubiegłym roku, gdy 6 lutego najpotężniejsze od lat trzęsienie ziemi o sile 7.8 punktu w skali Richtera, uderzyło w południowo-wschodniej Turcji, w pobliżu granicy z Syrią. ”To największa od blisko 100 lat katastrofa w tym regionie: 55 tysięcy ofiar śmiertelnych, niemal 130 000 rannych i miliony przesiedlonych” – donosi Caritas.
Trwająca przez ponad dekadę wojna, która zdewastowała Syrię, sprawiła, że ci, którzy stali się w Syrii uchodźcami, raz jeszcze musieli zacząć swoje życie od nowa lub przemieścić się, gdy ich domy zostały zniszczone przez żywioł.
– Kiedy doszło do trzęsienia ziemi, byłem w swoim domu, uciekłem z budynku na zewnątrz. Pierwszą rzeczą, o której pomyślałem, było zapewnienie bezpieczeństwa mojej rodzinie. Pomyślałem, że najlepsze, co możemy zrobić, to być na zewnątrz, tak będzie lepiej. W tej chwili najważniejsza jest dla mnie rodzina. Dom nie jest aż tak ważny. Ale mamy ogromne potrzeby: mleko dla małych dzieci, lepszy namiot. Jesteśmy tutaj bez domu – mówił PAH-owi Ahmad, syryjski uchodźca w Turcji.
Ahmad, fot. PAH
Inni zdecydowali się wyruszyć w niebezpieczną drogę do Europy, jak Saba, którą poznałam w Słowacji. – Uciekłam z Aleppo do Turcji. Nie chciałam stamtąd wyjeżdżać, ale potem przyszło niszczycielskie trzęsienie ziemi. Nie miałam wyboru – opowiadała.
Doniesienia o zmianach klimatu i związanych z nimi konsekwencjach są coraz bardziej alarmujące. Gaia Vince, autorka wydanej niedawno w Polsce książki “Stulecie Nomadów”, pisze: „W ciągu najbliższych 50 lat rosnące temperatury w połączeniu z coraz większą wilgotnością sprawią, że na dużych połaciach globu nie będzie się dało żyć. Uciekając z rejonów tropikalnych – z zalanych wybrzeży i z ziem, których nie będzie można dalej uprawiać – ogromne rzesze będą musiały szukać nowych miejsc do osiedlenia się. Albo sami znajdziemy się w ich gronie, albo będziemy ich przyjmować u siebie”. Najgorszy scenariusz zakłada, że do 2050 roku aż 1,2 miliarda ludzi zostanie zmuszonych do ucieczki w wyniku katastrof i zagrożeń środowiskowych.
– Zdecydowana większość ludzi uciekających z jakiekolwiek powodu nie opuści granic swojego kraju, ewentualnie wyruszy do krajów ościennych, najczęściej ubogich – przekonuje Klejnowska. Aż 75 proc. wszystkich uchodźców znajduje schronienie w krajach, które łącznie wytwarzają mniej niż 20 proc. światowego PKB.
– Jeśli jednak spojrzymy na niektóre prognozy dotyczące miejsc zdatnych do życia, to okaże się, że ich liczba w ciągu następnych dekad drastycznie się zmniejszy w związku ze wzrostem temperatury. Oznacza to, że ludzie, którzy tam dziś mieszkają, będą zmuszeni przenosić się coraz dalej, do regionów bardziej przyjaznych klimatycznie, takich jak Europa Północna, ale nie tylko – dodaje.
Póki co trudno jednak wyobrazić sobie, że Zachód otworzy się na uchodźców klimatycznych. Polityka zamkniętych granic w Europie i USA w kolejnych latach prawdopodobnie będzie się tylko umacniać.
Tonące wyspy Pacyfiku
W dramatycznej sytuacji znalazły się także wyspy Pacyfiku, z których część w ciągu kolejnych dekad może całkowicie zniknąć pod wodą – jak Kiribati, niewielkie państwo wyspiarskie, które stało się symbolem zmian klimatu.
Podczas szczytu klimatycznego COP27 w Egipcie Taneti Maamau, prezydent Kiribati, apelował do światowych przywódców, by „solidarnie stanęli w obronie przyszłości naszych ludzi, naszego młodego pokolenia. Musimy być odpowiedzialni za nasze zobowiązania dotyczące ponoszenia kosztów kryzysu klimatycznego, aby ocalić nasz dom. Działania muszą się zacząć tu i teraz, zanim będzie za późno” – mówił.
Według Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) poziom mórz ma wzrosnąć o 0,44-0,76 metra do 2100 roku, co spowoduje, że woda przykryje ponad 50 proc. powierzchni jednej z wysp Kiribati, Tarawy, zagrażając ponad 60 proc. jej populacji. Do tego dochodzi nadmierna eksploatacja zasobów morskich, nieodpowiednia gospodarka odpadami i niszczenie ekosystemu, które tylko pogarszają sytuację Tarawy i innych wysp. Faktem jest jednak, że pacyficzne państwa mają znikomy wpływ na globalne ocieplenie, chociaż jego skutki już dziś odczuwają w ogromnym stopniu.
Dla mieszkańców zagrożonych wysp pojawiło jednak światło w tunelu – w ubiegłym roku Francja otworzyła się na relokację obywateli tonących państw na swoje terytoria zamorskie. Z kolei Australia podjęła już konkretne kroki – zgodnie z paktem zawartym z Tuvalu w zachodniej Polinezji, każdego roku 280 obywateli tego kraju będzie mogła otrzymać australijskie wizy, umożliwiające im stały pobyt i pracę. Podobnie Nowa Zelandia umożliwia rocznie imigrację 650 obywatelom państw wyspiarskich (Tuvalu, Fidżi, Tonga, i Kiribati) dzięki specjalnym wizom.
Obywatele i liderzy tych krajów jednocześnie podkreślają, że zamiast zapraszać do siebie, zamożne kraje odpowiadające za większość emisji gazów cieplarnianych, powinny przejść zieloną transformację i tym samym zatrzymać podnoszenie się poziomu mórz i oceanów.
– Nie chcemy opuszczać naszego kraju. Kochamy naszą ziemię, a życie gdzie indziej to nie to samo. Nie chcemy być migrantami klimatycznymi, ale jeśli nic się nie zmieni, nasz kraj zniknie w morzu – mówił cytowany przez Guardiana Erietera Aram, mieszkaniec Kiribati.
Niestety, w obecnej sytuacji trudno zachować optymizm. Konieczne wydaje się więc inne spojrzenie na migrację – nie jako na problem, ale na rozwiązanie. Gaia Vince przekonuje, że jest ona „skuteczną strategią przetrwania” ludzkości i czy nam się to podoba, czy nie, wszystko wskazuje na to, że ludzkość w ciągu kolejnych dekad będzie do migracji zmuszona.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Piyaset