Powódź 2024 dociera do kolejnych miejscowości. Gdy Wrocław z duszą na ramieniu czeka na falę kulminacyjną, Opolszczyzna i Kotlina Kłodzka wszelkimi możliwymi środkami usiłują zminimalizować spustoszenie po żywiole.
W części kraju panuje stan klęski żywiołowej. Mieszkańcy doświadczają całego wachlarzu emocji – od rozpaczy przez wyjątkowe poczucie mocy i zjednoczenia.
Mieszkańcy, którzy stracili wszystko
Lądek- Zdrój podczas powodzi zamienił się w rwącą rzekę. Pan Krzysztof, emeryt, porównuje sytuację z 1997 r. – Dobrze pamiętam tamtą powódź, bo woda też była wysoko, ale wtedy to nie był taki pogrom jak przyszedł teraz. To jest jakaś apokalipsa – mówi przez łzy.
Po Lądku ucierpiało Kłodzko. – Najpierw była susza a teraz powódź. Straszne czasy. Co prawda nas nie zalało, bo mieszkamy na trzecim piętrze, ale tego szumu, wręcz ryku wody nie zapomnę nigdy – mówi nam pani Marta, mieszkanka jednego z kłodzkich osiedli.
– Mam szczęście mieszkać na wzgórzu i na wysokiej kondygnacji. Od weekendu mieszkają ze mną moi przyjaciele, którzy niedawno wprowadzili się w nasze strony, kupili i wyremontowali lokal na parterze budynku, który został zalany. Są w fatalnym stanie psychicznym i nie chcą się wypowiadać publicznie. Mówią mi, że z tą powodzią stracili wszystko, na co pracowali i o czym marzyli. Pomagam im jak mogę, ale katastrofa się nie odstanie – relacjonuje nam przejęta pani Małgorzata z Kłodzka.
Wciąż słychać nowe opowieści o poszkodowanych i ofiarach powodzi. – Mam pod Dzierżoniowem znajomą z małym dzieckiem, która niedawno wzięła ogromny kredyt i wybudowała dom. Niestety, został zalany – opowiada SmogLabowi pan Paweł. Wśród tych tragicznych są też jaskółki nadziei pokazujące, że jedność to siła.
Dobro wraca
Hotel Maria Antonina w dolnośląskim Zagórzu Śląskim to znany ośrodek szkoleniowo-wypoczynkowy, ale to nie cała działalność kompleksu. Gdy wybuchła wojna za naszą wschodnią granicą, uchodźcy z Ukrainy znaleźli w ośrodku schronienie i miejsce zakwaterowania. Na szczęście woda do nich nie dotarła.
– Generalnie spodziewaliśmy się, że może być źle, ale skrycie liczyliśmy, że nic się nie stanie – mówi SmogLabowi Sebastian Barański, właściciel kompleksu. – Sama konstrukcja budynku jest przewidziana pod możliwość zalania pierwszej kondygnacji [-1]. Fundamenty, jak i stropy są przeliczone pod takim względem, że po pierwsze dodatkowy nacisk idzie na fundamenty, a po drugie jest dodatkowe parcie od spodu stropu. Przy projektowaniu to wszystko zostało uwzględnione. Nie było dla nas niespodzianką, że gdy tama będzie się przelewać, woda będzie dosięgać do tego poziomu. Mieliśmy pewność, że budynkowi nic nie grozi, bo jest posadowiony na odpowiednim podłożu, na skale – tłumaczy.
– W sobotę o godz. 22:00 mieliśmy ustalony taki poziom alarmowy: jak podniesie się na 2 metry to zaczynamy reagować. Stwierdziliśmy, że działamy. Oczywiście wtedy jeszcze sytuacja była bezpieczna, ale nie mogliśmy czekać do ostatniej chwili.
Szacowali wtedy, że mają około 12-14 godzin na reakcję. O 23:00 zgromadzili się na miejscu i zaczęli usilnie zabezpieczać kluczowe punkty, m.in. otwory w ścianach żelbetowych. Wszystko po to, żeby woda nie zalała całej kondygnacji, a przeznaczony na to bufor. – Krótko mówiąc chcieliśmy, żeby straty były jak najmniejsze. Wszystkie barykady ustawialiśmy na grubych żelbetowych ścianach w środku. Gdy woda zaczęła się podnosić, byliśmy już gotowi.
– Poziom wody cały czas się podnosił. Gdy wody przybierało coraz więcej i zaczęła się przesączać, to cały personel, poza tym, który był już wcześniej (mówię tu o kucharzach, pokojowych, wszystkich, którzy w tym momencie nie w tym momencie nie mieli innych zadań) ruszyli na pomoc, żeby wyrzucać wodę poza nasze bariery. Natomiast w momencie, gdy pękły nam szklenia, wszyscy musieliśmy się ewakuować, bo woda wtargnęła dosłownie wszędzie.
Choć pracownicy chcieli otworzyć wszystkie szyby, żeby nie wybijało kolejnych, szef zdecydował o ewakuacji. Napór wody przez dwa wybite otwory był bardzo potężny. – Najważniejsze jest bezpieczeństwo – podkreśla.
W solidarności siła. Nawet ryzykując życie
Mówiąc o zjednoczeniu, przyznaje, że w przypadku jego współpracowników mobilizacja i wzajemne wsparcie są zawsze, niezależnie od sytuacji. – W pewnym momencie już każdy wiedział, że to nie ma sensu, ale nikt nie odpuszczał. Całe zaangażowanie naszego personelu to było coś pięknego.
– Jestem pozytywnie zaskoczony, bo bardzo dużo udało się zrobić pierwszego dnia. Potrzebujemy jeszcze kilku dni na uporządkowanie wszystkich spraw na dole. Jak nas zalewało to moje myśli nie krążyły wokół tego, ile nas to będzie kosztować. Nawet teraz nie krążą. Oczywiście straty są potężne, ale my nie myślimy w ten sposób. Zawsze idziemy do przodu.
W akcji wzięła udział cała rodzina, włącznie z 83-letnim prezesem. – Niezwłocznie przyjechał na miejsce, żeby nas wesprzeć moralnie, nadzorował akcję i nie spał całą noc. Zawsze każdy z nas stoi pierwszej linii ognia – mówi Barański dziękując za pomoc OSP Zagórze Śląskie oraz wszystkim, którzy wspierają i dodają otuchy. Podkreśla, że kompleks nikogo nie zwolni i nadal będzie pomagał wszystkim, którym dotąd udzielał pomocy. – Nie użalamy się nad sobą. Dobro pracowników jest dla nas ważne.
Worki z piaskiem i koparki wsparły całą akcję. Dziś na dolnej kondygnacji, mimo wypompowania wody, sytuacja jest ciężka. Wszyscy pracują nad polepszeniem tego stanu i planują przywrócić działanie obiektu w najbliższy weekend. Jednocześnie mówią, że najlepszą pomocą byłby przyjazd i wsparcie w oczyszczaniu jeziora, jeśli warunki będą odpowiednio bezpieczne. Mile widziani są pomocnicy ze sprzętem, podbierakami itp. Każdy, kto będzie chętny, dostanie do dyspozycji rower wodny. – Chcielibyśmy, żeby chętni troszkę pomogli w sprzątaniu zbiornika, który jest teraz w tragicznym stanie, jeśli chodzi o ilość śmieci. My te śmieci oczywiście zutylizujemy – zapewnia Sebastian Barański.
Pozytywną historią w tragedii powodzi jest także postawa sześciu mężczyzn, którzy samodzielnie uratowali ujęcia wody pitnej dla części Jeleniej Góry. Ich akcja odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych.
Na powodzi próbują zarobić złodzieje
Media obiegł także przejmujący apel strażaków z Jeleniej Góry, którzy, jak przyznali dzwoniąc do radia RMF FM, stracili wszystko. Powódź zalała ich jednostkę topiąc cenny sprzęt, mundury i wyposażenie konieczne do ratowania zdrowia i życia mieszkańców spustoszonego wodą miasta. Mundurowi proszą o wsparcie aby nadal, jak robią to nieprzerwanie, mogli pomagać. O buty strażackie proszą też mundurowi z Lewina Brzeskiego, których jednostka także ucierpiała.
Gdyby tego było mało, sytuację powodzian wykorzystują złodzieje chcący wzbogacić się na ich tragedii. Służby alarmują, żeby nie ufać domokrążcom podszywającym się pod wolontariuszy oraz nie wchodzić w linki wysyłane przez fałszywy profil RCB. Oszuści i szabrownicy chętnie działają pod osłoną nocy, ograbiając zalane budynki, stacje benzynowe, a nawet jednostki Straży Pożarnej. Odniósł się do tego szef MSWiA Tomasz Siemoniak mówiąc, że Policja wie, że ma działać bardzo skutecznie i nie pozwolić na to, „by hieny rozkradały majątek” powodzian.
Na cel pomocy poszkodowanym podczas powodzi przewiduje się kilka mld zł. Wstępnie mówi się o 1,5 mld zł z funduszy UE i dodatkowych 3,5 mld zł na inwestycje przeciwpowodziowe. Hubert Różyk, rzecznik MKiŚ ogłosił rezygnację ze stanowiska na skutek wypowiedzi resortu o rzekomych pożyczkach dla dotkniętych powodzią. Wypowiedź wywołała lawinę oburzenia. W rzeczywistości premier Donald Tusk zapowiedział roczne umorzenie kredytów mieszkaniowych. Powodzianie mający kredyt hipoteczny, których dom lub mieszkanie na skutek powodzi było choć czasowo niezdatne do zamieszkania, mogą liczyć na pomoc. Zapłaci za to Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. Państwo pomoże też przedsiębiorcom i ma na względzie poszkodowanych rolników. – Przedsiębiorcy z terenów objętych powodzią, po złożeniu oświadczenia, że zostali poszkodowani przez powódź (…) mogą opłacić składki za okres od 1 sierpnia do 31 grudnia 2024 r. w terminie do 15 września 2025 r. – powiedział minister finansów Andrzej Domański.
Tymczasem nadbrygadier Michał Kamieniecki przejął obowiązek zarządzania kryzysowego nad Lądkiem-Zdrojem i Stroniem Śląskim – miejscowościami, w których trwa wielkie sprzątanie po powodzi.
–
Zdjęcie tytułowe: M. S.