Znajdująca się na Oceanie Arktycznym czapa polarna wciąż istnieje. Okazuje się jednak, że doskwierają jej poważne problemy. Choć tegoroczne wrześniowe minimum zasięgu lodu morskiego nie było rekordowo niskie, obrazy satelitarne pokazują zupełnie coś innego. Nadal otwartym pozostaje pytanie, jak szybko Arktyka stanie się wolna od lodu. Wiele wskazuje na to, że już wkrótce. Co to dla nas oznacza?
Co roku znajdujący się na Oceanie Arktycznym lód morski osiąga swoje minimum, zwane potocznie wrześniowym. To właśnie we wrześniu lód morski kurczy się do najmniejszych rozmiarów, co jest efektem letniego topnienia.
W końcu Słońce, w swym pozornym ruchu, znajduje się już tak blisko horyzontu, że ilość energii docierającej do powietrzni przestaje topić lód. Ciepło wody morskiej jest tracone na topnienie lodu, po czym ostatecznie zanika. Wtedy wody Oceanu Arktycznego zaczynają ponownie zamarzać. Początkowo powoli, bo wciąż temperatury są zbyt wysokie, ale kiedy już noc polarna zacznie się pogłębiać, zamarzanie przyspiesza.
I tak do następnego roku, kiedy ponownie zacznie się dzień polarny i cykl rozpocznie się od nowa.
Czapa polarna znika. W 2007 roku takie roztopy w Arktyce byłyby szokiem
W tym roku w trakcie wrześniowego minimum rozmiary czapy polarnej nie były szczególnie duże. To nie powinno dziwić, mamy globalne ocieplenie.
Jednak w ostatnich latach nie obserwuje się wyraźnego trendu spadkowego dla minimalnej wartości zasięgu lodu morskiego. W tym roku wrześniowe minimum wyniosło 4,28 mln km2. To sporo jak na ostatnie lata.
Równocześnie jednak to niewiele więcej niż np. w 2007 roku. Dlaczego warto zwrócić uwagę właśnie na 2007 rok? Wtedy miały bowiem miejsce spektakularne roztopy podyktowane ocieplającym się klimatem. Wówczas jednak na topnienie nałożyły się specyficzne warunki pogodowe w postaci rozległych ośrodków wysokiego ciśnienia. To oznaczało brak chmur, a tym samym dużą ilość energii słonecznej docierającej do powierzchni Oceanu Arktycznego latem.
Obecnie sytuacja wygląda inaczej.
Ciekawostką jest to, że na biegunie północnym pod koniec czerwca 2007 roku ilość energii słonecznej docierającej do powierzchni była większa niż na równiku. Dodatkowo wtedy też miały miejsce określonego rodzaju wiatry, które fizycznie wymuszały szybką redukcję lodu morskiego. W rezultacie wrześniowe minimum wyniosło w 2007 roku 4,16 mln km2.
Świat był wtedy chłodniejszy niż dziś. Wyobraźmy więc sobie takie warunki dziś. To byłby koniec lodu w Arktyce.
Dlaczego trend spadkowy w Arktyce się zatrzymał?
Takich warunków w ostatnich latach próżno szukać. Dlaczego? Naukowcy mają na ten temat dwie teorie. Pierwszą jest to, że ocieplenie klimatu w Arktyce zmieniło wzorce pogodowe. Jest większa tendencja do tworzenia się układów barycznych niskiego ciśnienia latem, w wyniku czego topnienie nie przyspiesza. Druga teoria zakłada, że przez pewien czas w Arktyce panują wzorce wiatrów niesprzyjającym roztopom. Pisaliśmy o tym jakiś czas temu.
Obecny cykl tzw. dipola arktycznego zbliża się do końca.
– Przekroczyliśmy szczyt obecnie pozytywnego cyklu dipolowego w Arktyce i w każdej chwili może on się ponownie zmienić. Może to mieć znaczące konsekwencje klimatyczne, w tym potencjalnie szybsze tempo utraty lodu morskiego w całym arktycznym i subarktycznym systemie klimatycznym – powiedział w komunikacie oceanograf Igor Poljakow z University of Alaska Fairbanks.
Jest jedna rzecz, na którą należy zwrócić uwagę
Tegoroczne warunki dla topnienia lodu morskiego były łaskawe. Dominowały chmury, dzięki czemu topnienie nie było tak agresywne jak we wspomnianym 2007 roku. W rzeczywistości jednak nie było ono słabe, a to powinno budzić pewne obawy.
Istnieją dwie miary obszaru zajmowanego przez lód morski. To zasięg lodu (z ang. extent) i powierzchnia (z ang. area). Zasięg lodu to obszar, na którym znajduje się lód morski wraz ze wszystkimi lukami, dziurami, szczelinami, które zajmuje woda. Powierzchnia, to faktyczny rozmiar lodu bez uwzględniania tych wszystkich ubytków w czapie polarnej. Powierzchnia zawsze jest mniejsza niż zasięg lodu, stosunek powierzchni do zasięgu nazywamy koncentracją lodu (z ang. sea ice conentration).
I tu właśnie lokują się te obawy, gdyż wrześniowe minimum powierzchni lodu wyniosło 2,51 mln km2. To znacznie mniej niż zasięg lodu, koncentracja lodu morskiego wyniosła więc 58 proc. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że zasięg w trakcie wrześniowego minimum był w tym roku siódmym najmniejszym w historii pomiarów. Powierzchnia byłą trzecią, a różnica w stosunku do rekordowego 2012 roku wyniosła jedynie 0,26 mln km2!
Te zdjęcia pokazują, że czapa polarna jest w bardzo złym stanie.
– Obecnie przeważająca większość lodu na Oceanie Arktycznym to cieńszy lód z pierwszego roku, który jest mniej zdolny do przetrwania cieplejszych miesięcy. Obecnie jest znacznie mniej lodu trzyletniego lub starszego – mówi Nathan Kurtz, szef Laboratorium Nauk Kriosferycznych w NASA.
- Czytaj także: Kanadyjska Arktyka rozmarza szybciej niż sądzono. Tak jak teraz miało być dopiero w 2090 roku
Arktyczna czapa polarna może zniknąć w następnej dekadzie
Przypomnijmy, że to działo się w czasie łagodnej pogody. Często było pochmurno, wzorce wiatrów także nie sprzyjały zbytnio roztopom. Warunki atmosferyczne były zbliżone do tych z lat 2013-2014, kiedy topnienie lodu po rekordowych roztopach było powolne. Dziś tak nie jest, gdyż atmosfera i oceany są cieplejsze niż 10 lat temu. To właśnie woda morska, głównie za sprawą wyjątkowo ciepłego Oceanu Atlantyckiego odegrała rolę w tak dużym przerzedzeniu lodu.
Biorąc pod uwagę to, co stało się w tym roku, należy zadać sobie pytanie, co się stanie w przyszłości. Niedawne badania pokazują, że Arktyka najprawdopodobniej będzie wolna od lodu w tej połowie stulecia. Tłumacząc zjawisko braku lodu, zwane jako „wydarzenie błękitnego oceanu” (z ang. blue ocean event), naukowcy mają na myśli spadek zasięgu lodu poniżej 1 mln km2. Powierzchnia będzie miała wtedy około 0,5 mln km2. To w praktyce oznacza brak czapy polarnej. Coraz więcej wskazuje na to, że taki stan nastąpi w następnej dekadzie. Za 10-12 lat!
Co się wtedy stanie? Skutki nie będą dla nas przyjemne
Dojdzie do załamania wzorców pogodowych. Chodzi o prąd strumieniowy, czyli jet stream. Wiele razy doszło do załamania wzorców pogodowych, ale brak lodu może je zintensyfikować. To spowoduje, że pogoda w Polsce będzie jeszcze bardziej ekstremalna niż dziś. Co więcej, z racji braku lodu cieplejsza Arktyka doprowadzi do rozmarzania zmrożonego pod dnem Oceanu Arktycznego metanu. Uwolnienie się tego gazu z hydratów może przyspieszyć globalne ocieplenie bez względu na to, jakie podejmiemy wtedy działania.
Do destabilizacji hydratów nie dojdzie oczywiście od razu. Ważne będą nasze dalsze działania.
– To przekształciłoby Arktykę w zupełnie inne środowisko, z białej letniej Arktyki w błękitną Arktykę. Tak więc nawet jeśli warunki bez lodu są nieuniknione, nadal musimy utrzymywać nasze emisje na jak najniższym poziomie, aby uniknąć przedłużających się warunków bez lodu – radzi Alexandra Jahn z University of Colorado Boulder, cytowana przez „Guardiana”.
_
Zdjęcie: Shutterstock / knelson20