Śmieci segregujemy niechętnie, bo to dodatkowa fatyga. Jednak sortowanie odpadów pomaga ograniczyć zużycie surowców i sprzyja szeroko pojętej ochronie środowiska naturalnego, zmniejsza też skażenie powietrza tzw. gazem wysypiskowym. Jak zatem prawidłowo „obchodzić się” ze śmieciami?
Statystyczny Polak wytwarza rocznie ponad 300 kg odpadów. W 2017 r. ilość ta wyniosła 312 kg w przeliczeniu na osobę, co oznacza wzrost o 2,7 proc. w porównaniu z rokiem 2016. Te dane prawdopodobnie są niepełne. Gdyby uwzględnić śmieci zalegające w lasach, rowach oraz krzakach, liczba ta mogłaby wzrosnąć o dodatkowe kilkanaście lub kilkadziesiąt kilogramów na osobę. Do sposobu pozbywania się odpadów wciąż mamy „liberalny” stosunek, choć zmienia się on stopniowo pod wpływem obowiązku segregacji śmieci. Jego przestrzeganie pozwala na ponowne przetwarzanie materiałów, bardziej oszczędne gospodarowanie surowcami naturalnymi i ograniczenie zanieczyszczenia środowiska.
Skuteczny odzysk i przeróbka śmieci przekłada się m.in. na mniejsze skażenie gleby i wód gruntowych (a więc również żywności), a także powietrza. Składowiska odpadów stanowią bowiem źródło emisji metanu, gazu o dwudziestokrotnie większym potencjale cieplarnianym niż dwutlenek węgla. Tak zwany gaz wysypiskowy (oprócz metanu w jego skład wchodzi m.in. CO2) stanowi również źródło uciążliwego smrodu i zagrożenie dla zdrowia – choć, trzeba przyznać, jest ono relatywnie niskie w porównaniu np. z PM2.5. Ulatniający się metan stwarza jednak ryzyko wybuchu pożaru, który takimi pyłami może obrodzić w ilości większej niż Skała zimową porą przy słabym wietrze.
Osób, których te argumenty nie przekonują, być może przekonają konsekwencje finansowe. Zmianie uległy bowiem zasady segregacji śmieci, które przewidują odpowiedzialność zbiorową za niestosowanie się do wytycznych. Nowe przepisy weszły już w życie w niektórych gminach, w innych dopiero wejdą. Szczegółowe wytyczne dotyczące sortowania odpadów dostępne są m.in. na stronach internetowych gmin lub miejskich przedsiębiorstw oczyszczania.
Jak było i jest
Przez kilka lat od tzw. rewolucji śmieciowej (znowelizowana w 2012 r. ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, wprowadzająca europejskie standardy gospodarowania odpadami komunalnymi) w Polsce obowiązywała spora dowolność pod względem segregacji śmieci. Przepisy pozwalały gminom na stosowanie własnych zasad podziału odpadów na frakcje i odmiennych standardów dotyczących koloru pojemników. W efekcie w jednej gminie mógł obowiązywać podział na frakcję suchą i mokrą, w innej na suchą i zmieszaną, jeszcze inne rozdzielały plastik, metal i papier.
Ten chaos miało uporządkować Rozporządzenie Ministra Środowiska z 29 grudnia 2016 r. dotyczące selektywnej zbiórki odpadów, przewidujące ujednolicenie zasad dla wszystkich gmin i nałożenie obowiązku podziału odpadów na pięć frakcji:
1) papier,
2) szkło,
3) metale,
4) tworzywa sztuczne,
5) odpady biodegradowalne, ze szczególnym uwzględnieniem bioodpadów.
Ustawa przypisuje poszczególnym frakcjom następujące kolory pojemników, odpowiednio: niebieski, zielony lub biały i zielony w przypadku podziału na szkło bezbarwne i kolorowe, żółty (obejmuje metale i tworzywa sztuczne) oraz brązowy.
Rozporządzenie weszło w życie 1 lipca 2017 r., ale praktyka segregacji według nowych zasad niekoniecznie. Według Ministerstwa Środowiska w tym terminie swój system odpadów dostosowało do wymogów rozporządzenia 50 proc. gmin. Pozostałe 50 proc. funkcjonowało według dotychczasowych zasad ze względu na obowiązujące umowy na wywóz śmieci. Ten stan rzeczy trwa do dziś. Przykładowo w Krakowie zasady segregacji odpadów przewidują podział śmieci na trzy frakcje w przypadku zabudowy wielorodzinnej (np. bloki i kamienice) i dwie w przypadku zabudowy jednorodzinnej.
Dla porównania zasady segregacji dostępne na stronie gminy Zabierzów oparte są na wytycznych ministerialnych z 2017 r.
Zapis w rozporządzeniu dopuszcza stosowanie starego systemu nawet do 30 czerwca 2021 r., jeśli gmina związana jest umową „na odbieranie lub odbieranie i zagospodarowanie odpadów komunalnych od właścicieli nieruchomości obowiązującą w dniu wejścia w życie niniejszego rozporządzenia”.
Rząd jest jednak „łaskawy”. Pod koniec zeszłego roku Rządowe Centrum Legislacji ogłosiło, że gminy, których umowy na selektywne zbieranie odpadów wygasną przed końcem czerwca 2019 r. otrzymają dodatkowe pół roku na dostosowanie się do nowych przepisów. W efekcie obowiązek segregacji śmieci „po nowemu” wejdzie w życie 1 stycznia przyszłego roku. To m.in. skutek skarg ze strony samorządów, które nie były w stanie dotrzymać terminu i wdrożyć nowego systemu. Można też podejrzewać, że rząd chciał uniknąć narzucania kolejnych podwyżek po wzroście cen energii elektrycznej. A stawki za wywóz śmieci przy dodatkowej ich selekcji nieuchronnie wzrosną.
Jak jest i będzie
Nowy rok przyniósł jednak dwie istotne zmiany, które obowiązują już od 1 stycznia. Po pierwsze, segregacja odpadów w praktyce stała się obowiązkowa. Drastycznie wzrosły bowiem opłaty za brak sortowania śmieci. Gmina ma możliwość podniesienia ceny wywozu takich odpadów aż czterokrotnie. Z jednej strony dobrze, bo jest mocniejszy impuls do selekcji, z drugiej – źle, bo stosowana ma być odpowiedzialność zbiorowa. Przykładowo, jeśli kilku mieszkańców bloku będzie ignorowało obowiązek segregacji, konsekwencje finansowe poniosą wszyscy lokatorzy. Motywuje to do wzmożonej „czujności obywatelskiej”, co również ma swoje dobre, ale i złe strony.
Druga zmiana dotyczy pojemników na poszczególne frakcje. Do czterech wymienionych w rozporządzeniu z 2016 r. dołączyły dwa dodatkowe: czarny, przeznaczony na odpady resztkowe, które nie trafią do innych koszy oraz szary, przeznaczony na odpady „zielone”, takie jak skoszona trawa, liście, drobne gałęzie. Ten ostatni ma zastosowanie w domach jednorodzinnych i budynkach z ogrodami. Dotychczas niektóre gminy stosowały czarne lub szare pojemniki do odpadów zmieszanych, m.in. resztek jedzenia i zużytych artykułów higienicznych. Segregację według nowych zasad stosują gminy, których umowy na wywóz śmieci wygasły z końcem zeszłego roku i które nie „załapały się” na okres przejściowy ogłoszony przez rząd.
Poza dostosowaniem się do nowego systemu, gminy stoją przed jeszcze jednym wyzwaniem. A ściślej – stoi przed nim cała Polska. Chodzi o osiągnięcie 50-procentowego poziomu przetwarzania odpadów papierowych, plastikowych, metalowych i szklanych do 2020 r. Jeśli go nie uzyskamy, czekają nas słone kary, nałożone przez Unię Europejską. Problem w tym, że zamiast być lepiej, jest gorzej. W 2014 r. poziom recyklingu wymienionych surowców wyniósł 21 proc. Tymczasem Najwyższa Izba Kontroli poinformowała niedawno, że w roku 2016 wskaźnik odzysku zaliczył spadek w stosunku do roku poprzedniego w 14 z skontrolowanych 22 gmin.
Obecny stan rzeczy skłania więc do podejrzeń, że niebawem oprócz kar za nadmierną emisję CO2 po kieszeni uderzą nas kary za niedostateczny odzysk surowców. Chyba że faktycznie przyłożymy się do selekcji odpadów.
Fot. Oto Polska Blog/Flickr.