Od maja do lipca 2020 r. na południu Afryki w delcie Okawango doszło do masowego wymierania słoni afrykańskich. Naukowcy początkowo nie mogli rozszyfrować co mogło być przyczyną ich nagłych zgonów. Dopiero teraz, po kilku latach, znaleźli winowajcę.
Kilkaset martwych słoni znaleziono w 2020 roku w Botswanie, która szczyci się najliczniejszą na świecie populacją słoni afrykańskich. Ta liczy ponad 132 tys. osobników. Sytuacja była tajemnicza, a wszystkie standardowe tropy szybko okazały się chybione.
Zacznijmy jednak od początku. W Botswanie klimat jest generalnie suchy i półsuchy, aczkolwiek wyróżnia się wyraźną porą deszczową od listopada do marca i porą bezdeszczową od kwietnia do października. Na nią wpływają zmiany klimatu, jednak do dramatycznego zdarzenia doszło nie podczas drastycznie gorących i suchych dni, ale bardziej wilgotnych i chłodnych.
To mocno zdziwiło naukowców, gdyż początkowo nie mogli odkryć, co mogło być przyczyną masowego wymierania słoni.
Co przyczyniło się do masowego wymierania słoni na południu Afryki?
Po intensywnych opadach deszczu w lutym i marcu pojawiły się miesiące suche. A od maja do lipca naukowcy doliczyli się wielu przypadków śmiertelnych. Obliczyli na podstawie badań satelitarnych, że w tym okresie i co ważne: z dala od wodopojów, padło ponad 350 osobników. Zarówno tusz (niedawne przypadki), jak i kości (starsze przypadki).
Badacze za pomocą analizy przestrzennej i satelitarnej teledetekcji doszli do wniosku, że słonie umierały średnio po 88 godzinach i przejściu 16,5 kilometra.
Wykluczyli jakiekolwiek choroby wirusowe (np. takie jak wirus zapalenia mózgu i mięśnia sercowego) czy bakteryjne (wąglik). Ponadto nie było oznak kłusownictwa, bo martwe zwierzęta (ich tusze lub kości) miały swoje kły na miejscu. Przyczyną nie był także głód.
„Mordercy” słoni zidentyfikowani
W badaniach zespołu z Wydziału Geografii na King’s College w Londynie opublikowanych na łamach Science of The Total Environment w grudniu 2024 roku, dowiedziono, że od marca do maja 2020 r. występowały intensywne zakwity śmiertelnie toksycznych cyjanobakterii, popularnie zwanych sinicami.
Naukowcy zbadali, że w delcie rzeki Okawango największe stężenie tych jednokomórkowych organizmów odbywało się w zagłębieniach terenowych, które słoniom bardzo często służą za wodopoje. Są to tymczasowe zbiorniki wodne, w których woda jest z reguły mętna, ale za to bogata w składniki odżywcze. To właśnie w niej dochodzi do intensywnych zakwitów glonów i cyjanobakterii.
Od lutego do marca 2020 r. trwały też intensywne deszcze, które przyczyniły się do podniesienia poziomu wody w rzece Okawango oraz w przyległych jeziorach. Jednocześnie podniósł się poziom wód gruntowych, dzięki czemu pojawiła się woda w tychże sezonowych wodopojach.
– Zidentyfikowaliśmy 20 wodopojów w pobliżu świeżych tusz, w których w 2020 r. odnotowano zwiększone zakwity glonów, w tym sinic, w porównaniu do trzech poprzednich lat łącznie. Wodopoje te wykazywały również najwyższą średnią biomasę tych organizmów w okresie 2015–2023 r. — wyjaśnił geograf Davide Lomeo, główny autor niniejszej pracy.
Monitoring zakwitów
Między 2019 a 2020 r. naukowcy zbadali zależność między liczbą wodopojów w delcie Okawango (jest ich ponad 3 tys.), a występowaniem ciał martwych słoni. Badacze zaznaczyli w nich, że zakwity glonów oraz sinic są ściśle monitorowane przez satelitę, ale jego dane nie były wcześniej wykorzystywane do badania przypadków masowych zgonów tych zwierząt.
– Ponieważ skala śmierci słoni z nieznanych przyczyn była znacznie wyższa niż cokolwiek, co widziano wcześniej, ważne jest, aby wykorzystać wszystkie źródła dowodów, żeby zbadać, co stało się z tymi zagrożonymi zwierzętami – stwierdził Lomeo.
Wykryto, że wiele sinic w poprzednich latach suchych (2018-2019), tuż sprzed zdarzenia z 2020 r., po prostu przetrwała w wielu zachowanych zbiornikach z mętną wodą. To właśnie akumulacja stężenia cyjanobakterii stała się bardziej toksyczna dla słoni. Możliwe, że ofiarami były też inne zwierzęta w delcie Okawango.
Naukowcy podejrzewali, że to właśnie w wyschniętych zbiornikach sezonowych sprzed 2020 r. mogły przetrwać toksyczne sinice. Gdy zrobiło się znowu bardzo deszczowo i wilgotno w okresie zimowo-wczesnowiosennym, bakterie miały możliwość jeszcze silniejszego namnożenia się w stojącej, mętnej wodzie. Badacze odkryli, że najbardziej toksyczne zakwity sinic wystąpiły w miesiącach kwietnia i maja, a więc w czasie, gdy znajdowano najwięcej martwych zwierząt.
Sytuacja była dla zwierząt szczególnie niebezpieczna, bo w zależności od temperatury otoczenia, słonie mogą dziennie wypić od 100 do 200 litrów wody. I niestety w 2020 r. intensywnie piły też z tych zatrutych zbiorników. Zwierzęta umierały nawet po kilku dniach, dlatego znajdywano je także z dala od wodopojów.
– To wydarzenie podkreśla alarmujący trend nagłych chorób, wywołanych przez klimat, dotykających duże kopytne – wyjaśniają naukowcy. – Odzwierciedla on szerszy, niszczycielski wpływ zmian klimatycznych na bioróżnorodność i zdrowie ekosystemów.
–
Zdjęcie tytułowe: Kathleen Thomas McCue/Shutterstock