Po usunięciu „martwych dusz” liczba samochodów w rejestrze zmalała o prawie 20 proc. Czy to oznacza, że mówienie o „polskiej samochodozie” to problem wyolbrzymiony?
Jeszcze do niedawna Polska znajdowała się na podium państw UE z największą liczbą samochodów na mieszkańca. Nagle przesunęliśmy się jednak z podium w okolice dziesiątego miejsca.
Na przykład według niedawnych danych Eurostatu za 2021 r., w Polsce na 1000 mieszkańców przypadało 687 samochodów. Czyli najwięcej w całej Unii. W zaktualizowanej bazie za 2021 r. spadliśmy już jednak na 11 miejsce, a liczba samochodów zmalała do 579. W danych za 2023 r. mamy zaś szóste miejsce i 601 aut na tysiąc mieszkańców.
- Czytaj także: Polska liderem niechlubnego rankingu [DANE]
„Martwe dusze” zniknęły
Za tak drastyczną zmianę odpowiada urealnienie liczby aut jeżdżących po polskich drogach.
Przez lata w rejestrze samochodów znajdowały się te, które nie były już użytkowane. W czerwcu 2024 r. z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców usunięto jednak pojazdy niewykorzystywane od ponad dekady, bez aktualnych badań technicznych i ubezpieczenia OC.
Zabieg ten sprawił, że w całym kraju z rejestru zniknęło 7,2 mln pojazdów, czyli aż 17 proc. Jak wylicza Unia Metropolii Polskich, w największych miastach w kraju ubyło zaś 1,2 mln pojazdów, a więc prawie 1/5 całości.
Podobne dane przywołuje Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar. Wskazuje on, że po odjęciu „martwych dusz” rzeczywista liczba samochodów zarejestrowanych w Polsce spada z 27,3 do 20,1 mln, a ich średni wiek – z 21,5 do 16,1 roku.
Czy to oznacza, że przekonywanie o nadmiarze samochodów na polskich drogach jest przesadzone?
Samochody dominują, czy nie?
– Aby ocenić, czy na ulicach polskich miast jest mniej samochodów, nie trzeba przesadnie wpatrywać się w statystyki. Myślę, że wystarczające będzie poszukanie odpowiedzi na dwa proste pytania – mówi w rozmowie ze SmogLabem Nina Bąk, ekspertka organizacji Clean Cities.
I kontynuuje: – Po pierwsze: czy ludzie stoją w korkach krócej, czy dłużej niż parę lat temu? Po drugie: czy patrząc na przestrzeń w dużych i mniejszych miastach, będziemy mogli zauważyć, że mamy bezpieczne chodniki, przyjazne ludziom, zielone ulice, a dzieci mogą bawić się na rowerach? Czy też uderzy nas raczej to, że przestrzeń tę zdominowały samochody? Wydaje mi się, że odpowiedź na te pytania jest oczywista. To jasno pokazuje, że duża liczba samochodów wciąż jest w Polsce nierozwiązanym problemem.
Podobnie widzi to Elżbieta Lemańska-Błażowska z inicjatywy Rodzice dla Klimatu, która dąży m.in. do uspokojenia ruchu drogowego wokół szkół.
– Wykreślenie tych pojazdów z rejestru nie spowodowało ani zmniejszenia emisji, ani stężeń zanieczyszczeń transportowych, ani przestrzeni zajmowanej przez samochody. Wciąż mamy korki i samochody parkowane na trawnikach. Nikt nie zwija asfaltu, nie zamienia dróg dla samochodów na drogi rowerowe, a parkingi nie są zamieniane na place zabaw lub parki – zauważa ekspertka w rozmowie ze SmogLabem.
Szkodzi zdrowiu i klimatowi
Transport jest jedynym sektorem w Unii Europejskiej, w którym emisje gazów cieplarnianych w tym wieku uległy zwiększeniu. W latach 1990-2019 wzrosły one aż o 33,5 proc.
Z kolei jak zauważa Polski Instytut Ekonomiczny, emisje z tego sektora w Polsce wzrosły od 1990 r. aż o 214 proc. „Tak wysokiego wzrostu nie odnotowano dla żadnej innej gałęzi gospodarki” – podkreśla PIE w analizie z 2022 r.
Ale transport szkodzi też zdrowiu.
Nie tak dawno organizacja badawcza ISGlobal przyjrzała się zanieczyszczeniom powietrza z ruchu samochodowego w blisko 1000 miast i metropolii w Europie. W pierwszej setce miast z największą śmiertelnością z powodu emisji tlenku azotu trzy miejsca przypadły przedstawicielom Polski – Warszawie (24.), Łodzi (74.) i aglomeracji śląskiej (84.). Gdyby jakość powietrza była tam na poziomie wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia z 2021 r., tylko w tych miejscach udałoby się uniknąć ponad 1700 zgonów rocznie.
„Za mało alternatyw wobec samochodów. Brakuje zbiorkomu”
– Ludzie tak przywykli do jeżdżenia wszędzie samochodem, że kompletnie ignorują wpływ zanieczyszczeń transportowych na zdrowie – ocenia Lemańska-Błażowska. – Pomiary stężeń zanieczyszczeń transportowych są jednak obiektywne i zupełnie niezależne od danych w rejestrze. Zanieczyszczenia gazowe pochodzące z wydechów samochodowych nie są zatrzymywane przez filtry HEPA czy maseczki smogowe, więc nie bardzo jak mamy się przed nimi chronić. No chyba, że ktoś chce chodzić w masce gazowej.
Z kolei Bąk zwraca uwagę, że choć często mówi się, że ludzie wybierają auta nie tylko ze względu na prestiż, to rzeczywistość jest bardziej złożona.
– Cały czas jest za mało alternatyw wobec samochodów. Brakuje transportu zbiorowego na odpowiednim poziomie, brakuje połączeń autobusowych i kolejowych łączących duże miasta z ich obszarami metropolitarnymi, brakuje dróg rowerowych. Tak naprawdę brakuje chyba wszystkich elementów, które składają się na zrównoważony transport – uważa ekspertka CleanCities.
I podsumowuje: – W rezultacie jedyne, czego mamy w nadmiarze, to liczba aut na drogach, chodnikach i podwórkach. Ludzie wybierają samochody, bo często po prostu nie mają wyboru.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Czerep rubaszny